To po prostu działa. OnePlus 10T - recenzja
OnePlus 10T z początku do mnie nie przemawiał. Jednak im więcej czasu z nim spędziłem, tym wyraźniej było widać, że ten smartfon nie powstał po to, by zachwycać, ale po to, by po prostu działać.
Na papierze niewiele jest cech, którymi OnePlus 10T może zachwycić. Tak naprawdę jedynym obiektywnym wyróżnikiem, jaki ten telefon ma na tle konkurencji, jest superszybkie ładowanie SuperVOOC 150W. W telefonie kosztującym od 3899 do 4199 zł to nieco za mało, by rzucić świat na kolana. A jednak w codziennym obcowaniu OnePlus 10T okazuje się czarnym koniem smartfonowego wyścigu, w którym udało mi się znaleźć tylko dwa mankamenty.
OnePlus 10T – co na plus?
Nowy OnePlus już od pierwszego wyjęcia z pudełka sprawia wrażenie produktu premium. Niektórzy narzekają, że firma zdecydowała się tym razem ominąć charakterystyczny przełącznik na krawędzi obudowy, ale, mówiąc szczerze, ani razu za nim nie zatęskniłem. Rzuciła mi się za to w oczy doskonała dystrybucja masy w obudowie, dzięki czemu ten ważący 204 g sprzęt sprawia wrażenie lekkiego jak piórko, zaś profil obudowy jest tak wygodny, że można ulec złudzeniu, że ma ona mniej niż 8,8 mm grubości.
Nieco żałuję, że trafiła mi się na testy zielona wersja wykończenia, bo czarna obudowa prezentuje się o niebo lepiej, ale nawet ta zieleń może się podobać.
Nie mam za to żadnych uwag co do wyświetlacza. Ten ma przekątną 6,7”, rozdzielczość FHD+ i odświeżanie 120 Hz, które możemy obniżyć do 60 lub 90 Hz. Jako że jest to panel 10-bitowy, kolory wręcz wylewają się z ekranu, a złego słowa nie mogę też powiedzieć o kątach widzenia czy jasności. Czy rozdzielczość mogłaby być nieco wyższa? Mogłaby, ale po co? Większość użytkowników i tak różnicy nie zauważy, a gdy ekran miał rozdzielczość tak wysoką jak w modelu 10 Pro, to smartfon kosztowałby też tyle samo, co OnePlus 10 Pro.
Smartfony OnePlus od zawsze zachwycały szybkością działania i nie inaczej jest w tym przypadku. Snapdragon 8+ gen. 1, wspierany przez 8 lub 16 GB RAM-u działa jak złoto, a nowa wersja OxygenOS, wyprodukowana we współpracy z Oppo, nadal sprawia wrażenie szybkiej i bezproblemowej. Puryści pewnie zatęsknią za pełnym minimalizmem oryginalnej nakładki, ale nawet po dodaniu kilku akcentów od Oppo daleko jej do pstrokatych systemów, jakie znajdziemy w innych smartfonach chińskich producentów.
Przez ponad dwa tygodnie testów nie przydarzyła mi się choćby jedna sytuacja, w której coś nie działałoby zgodnie z przeznaczeniem. OnePlus 10T błyskawicznie reaguje na polecenia; człowiek na nic nie czeka, o nic nie prosi. Innymi słowy, działa tak, jak powinien działać smartfon kosztujący około 4000 zł.
Na bardzo duży plus zasługuje też akumulator. OnePlus poświęcił kultowy slider na krawędzi obudowy rzekomo po to, by zmieścić do obudowy większe ogniwa o pojemności 4800 mAh. I bardzo dobrze, bo brak slidera jest nieodczuwalny, zaś większy akumulator – jak najbardziej.
OnePlus 10T bez najmniejszego wysiłku wytrzymywał intensywny dzień pracy. I co cieszy mnie jeszcze bardziej, nie zużywał przesadnie wiele energii podczas czuwania. Przez noc gubił góra 3-4 proc. energii, co jak na smartfon z Androidem jest rewelacyjnym wynikiem.
Niestety w obudowie zabrakło miejsca dla ładowania bezprzewodowego, co jest sporym brakiem jak na telefon tej klasy, ale OnePlus nadrabia to ładowarką o mocy 150W. Tych, których martwi żywotność akumulatora przy tak szybkim ładowaniu, OnePlus zapewnia, że akumulator powinien przetrwać nawet 1600 cykli.
Osobiście co prawda nie należę do tych, którzy doładowują telefon w ciągu dnia, ale trzeba przyznać, że możliwość naładowania telefonu od zera do pełna w mniej niż 20 minut robi wrażenie.
Zresztą, przez większość czasu wystarczyło mniej niż 10 minut, by uzupełnić energię do poziomu powyżej 80 proc. A to kompletnie niweluje jakąkolwiek troskę o czas pracy, bo nawet jeśli mamy przed sobą bardzo intensywny dzień i 4800 mAh może nie wystarczyć, to wystarczy w czasie przygotowywania kawy czy wizyty w toalecie podłączyć telefon do ładowarki, by znów mieć zapas energii na cały dzień.
OnePlus 10T – co na minus?
Minusy mam tak naprawdę dwa. No, może trzy, jeśli uwzględnić brak odporności na pył i wodę (jest tylko certyfikat IPX4). Po smartfonie za 4000 zł spodziewam się jednak większej wytrzymałości, ale obiektywnie ta podstawowa odporność na zachlapanie jest wszystkim, czego potrzebuje większość użytkowników.
Pierwszą istotną wadą jest czytnik linii papilarnych pod ekranem, który działa zaskakująco źle. Myślałbym, że to problem z egzemplarzem testowym, ale historycznie czytniki linii papilarnych w OnePlusach nie należały do najlepszych i najwyraźniej 10T tego nie zmienia. Czytnik potrafił się pomylić, nawet gdy dotykałem go idealnie suchym palcem w idealnie dopasowanym położeniu. Wystarczy zaś minimalne zabrudzenie lub omsknięcie się palca, by czytnik nie zadziałał wcale.
Drugi minus, znacznie bardziej poważny, to aparat. Jak na telefon za 4000 zł jest bardzo, ale to bardzo przeciętny. Główny sensor o rozdzielczości 50 Mpix (IMX766) broni się w idealnych warunkach oświetleniowych, choć zaskakująco słabo radzi sobie z przetwarzaniem HDR-u i opanowywaniem prześwietleń. Jeśli robimy zdjęcia w słoneczny dzień, istnieje ogromna szansa, że niebo wyjdzie kompletnie przepalone, bo aparat nie potrafi odpowiednio przetworzyć obrazka.
Nie znajdziemy tu obiektywu telefoto. Zamiast tego mamy dwukrotny zoom cyfrowy realizowany przy użyciu głównego aparatu.
Niestety aparat 8 Mpix z obiektywem ultrawide robi zdjęcia, które nadadzą się tylko do okazjonalnego wrzucenia na Instagram Stories. Brakuje im szczegółowości, a co gorsza – mają zupełnie inny balans bieli niż główny sensor, co widać na przykładzie fotografii białych kamieni:
Po zmroku zaś... bez zbędnego owijania w bawełnę powiem, że nie ma po co wyciągać aparatu. IMX766 w każdym smartfonie nocą radzi sobie po prostu marnie, a OnePlus dodatkowo ma poważny problem z ustawieniem balansu bieli, przez co wszystkie zdjęcia robione nocą wychodzą bardzo zimne, nawet gdy scena – jak tutaj – oświetlana jest ciepłym światłem przydomowej lampy.
Czy warto kupić OnePlusa 10T?
Choć ten telefon nie oferuje najlepszego w swojej klasie aparatu, to nie sądzę, by była to wada dyskwalifikująca. Ba, większości kupujących taka jakość aparatu pewnie wystarcza, nawet jeśli, obiektywnie rzecz biorąc, w smartfonie z tej półki cenowej mamy prawo wymagać czegoś więcej.
Poza aparatem trudno jednak zarzucić temu smartfonowi jakieś problemy, które przekreślałyby jego największą zaletę – idealną płynność działania i bezproblemowość. Jeśli właśnie tego szukasz w smartfonie, a nie chcesz wydawać na topowe urządzenie więcej niż 4199 zł – warto wciągnąć OnePlusa 10T na listę życzeń.