Gdybym miał za co, kupiłbym go bez wahania. Dwa tygodnie z Samsungiem Galaxy Z Fold 4
W chwili, gdy piszę te słowa, mój testowy egzemplarz Samsunga Galaxy Z Fold 4 jest już w drodze powrotnej do producenta, a do zakończenia przedsprzedaży pozostał jeden dzień. Jako że zmian względem trzeciej generacji jest niewiele, pełna recenzja poczeka, aż będę mógł spędzić z nowym Foldem nieco więcej czasu. Poznałem go jednak na tyle dobrze, by jednoznacznie powiedzieć: jeśli tylko cię stać, kupuj i nie oglądaj się za siebie.
Spędziłem z Galaxy Z Fold 4 blisko dwa tygodnie, ale moje zdanie nie zmieniło się ani o jotę od momentu, gdy pierwszy raz wziąłem go do ręki. Może i zmian względem „trójki” jest niewiele, ale kilka drobiazgów wystarczyło, by korzystało się z niego zupełnie inaczej.
- Czytaj również: Niewielkie zmiany, ogromna różnica. 72 godziny z Galaxy Z Fold 4
Ten tekst nie jest recenzją. Dwa tygodnie z telefonem, zwłaszcza o tak ogromnych możliwościach jak Z Fold 4, to stanowczo zbyt krótko, by poznać go z każdej strony. Niemniej jednak w czasie ostatnich dwóch tygodni skupiłem się na tym, by używać telefonu tak, jakby był moim własnym – żadnego cackania się czy żonglowania telefonami, czego zwykle trudno uniknąć, sprawdzając po kilka urządzeń naraz. Przez dwa tygodnie chciałem się przekonać, czy byłbym w stanie żyć z telefonem za 9000 zł, nie martwiąc się na każdym kroku, że go uszkodzę. Oto jak z grubsza wyglądał mój typowy dzień z nowym składanym Samsungiem.
Dzień z Samsungiem Galaxy Z Fold 4.
6:00 – pobudka i poranny prysznic. Do niedawna jeszcze ulegałem pokusie sprawdzenia telefonu tuż po przebudzeniu, jednak w ostatnich miesiącach staram się, by mój jedyny kontakt z telefonem przez pierwszą godzinę od obudzenia sprowadzał się do wyłączenia budzika. Odłączam więc Galaxy Z Folda 4 od ładowarki, zerkam jedynie, czy nikt z moich bliskich nie pisał do mnie czegoś ważnego i odkładam telefon na kuchenny blat.
6:15 – spacer z psem. Psem opiekuję się od 4 lat i od samego początku postanowiłem, że spacery z nim będą dla mnie chwilami na oczyszczenie umysłu. Zresztą, nie da się inaczej, bo przy silnym instynkcie myśliwskim czworonoga nie mogę sobie pozwolić choćby na chwilę nieuwagi, bo zaraz pogna za jakąś kaczką czy innym kotem czającym się w zaroślach.
Czasem jednak naginam na spacerach regułę niesięgania po telefon, by zrobić zdjęcie np. pięknego wschodu słońca. Tu muszę podkreślić jeden plus Z Folda 4, którego w specyfikacji nie widać – płaskie, błyszczące ramki może i szybko zbierają rysy i nieco się brudzą, ale za to dają bardzo pewny chwyt. To dość istotne, że nie muszę się bać, że telefon wart 9000 zł wyślizgnie mi się z rąk podczas próby zrobienia zdjęcia.
7:00 – kawa i pierwsze śniadanie. Na tym etapie chyba najbardziej doceniałem Folda 4 każdego dnia, bo zwykle do porannej kawy nadrabiam media społecznościowe i robię pierwszą w ciągu dnia „prasówkę”. Zależnie od tego, czy siadam zaraz do pracy, czy mam jeszcze chwilę wolnego, czytam albo newsy branżowe, albo ogólną dawkę wieści ze świata. W tym zastosowaniu Samsung Galaxy Z Fold 4 jest po prostu bezkonkurencyjny.
Rozłożony ekran daje mnóstwo przestrzeni podczas przeglądania Google News czy czytnika RSS, ale też pozwala wyświetlić więcej treści na raz, dzięki czemu czyta się na nim znacznie wygodniej. Mając na podorędziu Galaxy Z Fold 4, w ogóle przestałem czuć pokusę sięgnięcia po tablet, na który zwykle rano czytam i oglądam filmy na YouTubie. Jaki jest sens, skoro w kieszeni mam telefon, który w dowolnej chwili może się przekształcić w niewielki tablet ze świetnym ekranem i bardzo dobrymi głośnikami?
8:00 – 18:00 – praca, życie, praca. Pracuję w nieregularnych godzinach, zarówno pisząc dla Spider’s Web, jak i robiąc zdjęcia, i pomagając przy biznesie żony. Mój dzień codziennie wygląda więc nieco inaczej. Jedyna stała to potok powiadomień, maili i telefonów. Część z nich mogę odebrać, siedząc przy biurku, więc np. maile zwykle odbieram na komputerze. Gdy jednak jestem poza domem, a otrzymuję wiadomość wymagającą pilnej reakcji, Galaxy Z Fold 4 również okazuje się nieoceniony. Przyznaję, że za każdym razem testując Foldy mam problem z przyzwyczajeniem się do pisania oburącz, bo zwykle tego nie robię – na co dzień raczej korzystam z funkcji swipe i trzymam telefon w jednej dłoni. Tutaj tym trudniej jest przywyknąć, bo klawiatura na ekranie wewnętrznym jest dzielona na pół. Kiedy jednak po kilku dniach nabrałem wprawy, złapałem się na tym, że piszę bez porównania szybciej niż na dowolnym innym smartfonie.
Każdego dnia korzystałem też z opcji dzielenia ekranu na pół. Zwykle po to, by jednocześnie otworzyć czytnik RSS i służbowy komunikator, na który mógłbym przerzucać propozycje tematów. Często też po to, by uzupełnić kalendarz lub notatnik. Na każdym innym telefonie taka operacja oznaczałaby konieczność przełączania się między aplikacjami. Na Z Foldzie 4 mogłem wygodnie rozłożyć dwie aplikacje obok siebie i np. przeglądać kalendarz nie tracąc z oczu toczącej się na komunikatorze dyskusji. Drobnostka, ale szalenie wygodna.
W ostatnich tygodniach utrzymywała się też fala upałów, co wzmogło moje obawy o przegrzewanie się urządzenia, wszak Z Fold 3 miał z tym poważny problem. Sądziłem, że po zastosowaniu procesora Qualcomm Snapdragon 8+ gen. 1 i odchudzeniu urządzenia całość może grzać się jeszcze bardziej, zwłaszcza w letnich warunkach, gdy jasność ekranu zwykle trzeba podbijać do maksimum, by cokolwiek widzieć.
Ze zdumieniem jednak zauważyłem, że ani razu nie zdarzyła się sytuacja, w której Z Fold 4 by się odczuwalnie nagrzał czy przegrzał, albo choćby obniżył jasność ekranu podczas użytkowania, co notorycznie miało miejsce w Z Fold 3. Nie znaczy to jednak, że telefon się nie nagrzewa – są sytuacje, zwłaszcza gdy nagrywamy wideo 4K lub gramy w chmurze, gdy Z Fold 4 staje się ciepły. Nie zauważyłem jednak ani jednej chwili, w której miałoby to realny wpływ na działanie urządzenia, choć pewnie jeśli ktoś spędza długie godziny na graniu na telefonie (podobno są tacy), to może się zrobić gorąco.
Internet pełny jest komentarzy o tym, że konstrukcja Z Folda 4 nadal nie jest płaska po złożeniu, jak u konkurencji od Oppo czy Xiaomi. Niektórzy posuwają się nawet do twierdzeń, że przez to nie zasługuje na miano produktu premium, co jest oczywistą bzdurą – fakt obecności sporej szpary po złożeniu wcale nie sprawia, że wykonanie Z Folda 4 nie stoi na najwyższym poziomie. To prawdopodobnie najlepiej wykonany smartfon na rynku, zwłaszcza biorąc pod uwagę liczbę elementów mechanicznych, których w żadnym innym telefonie nie znajdziemy.
Niemniej jednak po dwóch tygodniach użytkowania znalazłem coś, do czego mogę się przyczepić w kwestii konstrukcji. Otóż nowy zawias ma wiele zalet. Jest bardziej sztywny niż poprzedni, do tego telefon rozkłada się bardziej „na płasko” niż poprzednio, a też o wiele łatwiej usunąć z niego piach (o czym za chwilę). Po dwóch tygodniach rozkładania i składania go po kilkadziesiąt razy dziennie zauważyłem jednak, że zawias przestał stawiać regularny opór, jak na początku, a przy rozkładaniu działa nieco „skokowo”.
Nie mam pojęcia, czy to uszkodzenie, czy zwykłe, przewidziane przez Samsunga zużycie (tym bardziej że zawias nie skrzypi ani się nie zacina), ale działanie zawiasu po kilkunastu dniach zmieniło się w odczuwalny sposób względem pierwszego dnia. Nie mówię, że to wada. Ot, obserwacja. Dopiero długotrwałe użytkowanie pozwoli stwierdzić, czy wynika z niej coś złego.
Jest za to jeden powód, dla którego bardzo bym chciał, żeby Galaxy Fold w końcu zaczął się składać na płasko – to ilość zabrudzeń, które przedostają się do wewnętrznego ekranu, gdy telefon jest w kieszeni. Samsung powinien opracować jakieś etui ze zintegrowanym schowkiem na ściereczkę z mikrofibrą, bo praktycznie po każdym otworzeniu telefonu trzeba przecierać ekran, żeby prezentował się jakkolwiek estetycznie.
W ciągu dnia oczywiście korzystałem z Z Folda 4 jak z każdego innego telefonu. Prowadziłem rozmowy telefoniczne, płaciłem nim w sklepie, wyszukiwałem informacje, etc. W takich prozaicznych sytuacjach zwykle nie było potrzeby rozkładania dużego ekranu i tu naprawdę czuć było, że Samsung – marginalnie, ale jednak – poszerzył zewnętrzny wyświetlacz. Smuklejsze ramki i nieco inne proporcje sprawiły, że z zewnętrznego ekranu składanego Samsunga korzysta się niemal tak, jak ze zwykłego telefonu. Do pełni szczęścia nadal brakuje kilku milimetrów szerokości, ale zniknęło poczucie ciasnoty i niewygody, jakie towarzyszyło Z Foldowi 3.
18:30 – plaża. Podczas sezonu co najmniej 3-4 razy w tygodniu jeździmy nad morze, gdzie moja żona robi zdjęcia, a ja w tym czasie spaceruję z psem. Zabawa z psem na plaży oznacza dwie rzeczy: mnóstwo piachu oraz mokre, brudne dłonie. Nie da się tego uniknąć, tak samo jak nie da się uniknąć częściowego zapiaszczenia telefonu. Nawet gdy zostawiam telefon w kieszeni, to regularnie zdarza się, że pies, trącając mnie łapą, wsypie mi tam nieco piachu.
Galaxy Z Fold 4 pojechał ze mną na plażę kilkukrotnie i wyszedł z tego zupełnie bez szwanku. Nie wiem, czy gdybym go kupił na własność, to nadal byłbym równie chętny do zabierania go nad morze, ale przez ostatnie dwa tygodnie nie zauważyłem, by pobyt nad Bałtykiem jakkolwiek mu zaszkodził, co... jest bardzo dużą odmianą względem Z Folda 3.
Gdy do zawiasu Z Folda 3 dostawał się piach, to pozbycie się go potrafiło trwać kilka dni, a w międzyczasie zawias nieprzyjemnie „chrupał” i uniemożliwiał rozłożenie telefonu do końca. Tymczasem nowa konstrukcja zawiasu w Z Fold 4 znacząco usprawnia pozbywanie się zabrudzeń; piach znika po kilkunastu złożeniach i rozłożeniach ekranu, a po trzeszczeniu zawiasu nie ma ani śladu.
Samsung Galaxy Z Fold 4 okazał się też rewelacyjnym foto-kompanem wypraw nad morze. Jako że Samsung zastosował tu tor optyczny rodem z Galaxy S22+, można liczyć nie tylko na fantastyczne zdjęcia, ale też super stabilne wideo, jak również bardzo użyteczny zoom. Ten ostatni bardzo się przydaje na plaży, choćby po to, żeby podejrzeć, co to za statek widać na horyzoncie.
Ogromnie zaskoczyła mnie też jakość trybu portretowego, a co ważniejsze - szybkość jego działania. Zastosowanie najnowszego procesora Qualcomma sprawiło, że aparat przetwarza tryb portretowy jeszcze szybciej niż mój iPhone 13 Pro, a też fotografowany obiekt nie musi znajdować się w totalnym bezruchu, bo Samsung i tak da radę go uchwycić. Pewnie, okazjonalnie zdarzają się błędy w separacji obiektu od otoczenia, ale są one bez porównania rzadsze niż w Galaxy Z Fold 3.
Podczas jednego pobytu na plaży złapała nas potężna burza i ulewny deszcz, w czasie którego nie mogłem sobie odmówić wyjęcia telefonu i nagrania kilku klipów, bo niebo wyglądało niesamowicie. Wróciłem znad wody wyglądając, jakbym pływał w Bałtyku. Telefon również cały zalany był wodą, a mimo to absolutnie nic mu się nie stało. Certyfikacja IPX4 ewidentnie nie jest tu tylko na pokaz.
21:30 – powrót do domu. Tu niesamowicie ucieszyl mnie fakt, że Samsung w końcu naprawił niedziałające dotychczas z moim samochodem Android Auto. Przy pierwszym połączeniu samochód odmówił współpracy, ale po zmianie kilku ustawień tryb samochodowy zaczął działać i działał bez zarzutu przez całe dwa tygodnie, co dotąd nie zdarzyło mi się z żadnym Samsungiem.
Niestety problemy z działaniem Android Auto są szeroko udokumentowane od czasu Galaxy S21 i nawet w tej generacji urządzeń wciąż się zdarzają – niektórzy koledzy z branży donoszą, że np. Galaxy Z Flip 4 nie działa z konkretnym modelem samochodu. U mnie na szczęście tak nie było, a muszę przyznać, że niedziałające Android Auto było jedynym powodem, dla którego rok temu kupiłem iPhone’a zamiast składanego Samsunga. Nie mogę sobie pozwolić na brak nawigacji w samochodzie, a niestety tylko iPhone działa z moim autem absolutnie bezproblemowo.
22:00 – kolacja, książka, serial i spanko. Tu Galaxy Z Fold 4 ponownie okazał się sprzętem absolutnie cudownym. Jako że nienawidzę gotować, ani przesadnie dobrze mi to nie wychodzi, to muszę mieć albo otwarty przepis (jeśli robię coś nowego), albo odpalone wideo na YouTubie bądź podcast, by nie umrzeć z poczucia traconego na gotowanie czasu. W obydwu przypadkach rozkładany ekran Z Folda 4 działał jak złoto, albo dając mi więcej przestrzeni na czytanie historii życia blogerek kulinarnych przepisu, albo pozwalając oglądać rozmowę na YouTubie na większym wyświetlaczu.
Samsung Galaxy Z Fold 4 i jego rozkładany ekran znakomicie sprawdza się też w roli czytnika e-booków. Wiadomo, że to nie to samo co Kindle i e-papier, ale czytanie książek na 7,6-calowym ekranie o proporcjach bliższych tym „książkowym” jest bez porównania przyjemniejsze, niż robienie tego na zwykłym telefonie, czy nawet na normalnych rozmiarów tablecie, który z kolei bywa za duży do wygodnego czytania.
Podczas testów zdarzyło mi się też dwukrotnie oglądać odcinek serialu na nowym Samsungu i muszę tylko powtórzyć to, co pisałem w pierwszych wrażeniach – jeśli chodzi o konsumpcję multimediów, nie istnieje lepszy smartfon niż Galaxy Z Fold 4. Wielki, śliczny ekran, kapitalne głośnik… czego chcieć więcej?
Samsung Galaxy Z Fold 4 – czy warto wydać na niego 9000 zł?
Przez dwa tygodnie próbowałem sobie odpowiedzieć na pytanie, czy korzystałbym z takiego telefonu na co dzień, nie bojąc się go uszkodzić. I muszę powiedzieć, że odpowiedź brzmi... nie. Nie korzystałbym z takiego telefonu, bo mnie zwyczajnie na niego nie stać. Jednak gdybym trafił szóstkę w lotto lub otrzymał majątek od nigeryjskiego księcia, bez chwili wahania kupiłbym Galaxy Z Folda 4 i jeszcze Z Flipa 4 na weekendy, bo uwielbiam obydwa formaty składanych smartfonów po równo.
Wiadomo, że przy tak wysokiej cenie zakup składanego Samsunga to wciąż wydatek irracjonalny, na który znakomita większość społeczeństwa jeszcze długo nie będzie sobie mogła pozwolić. Jeśli jednak ktoś może wydać takie pieniądze i ciekawi go idea składanych smartfonów – nie ma się nad czym zastanawiać. Galaxy Z Fold 4 może i jest drogi, ale potrafi więcej niż jakikolwiek smartfon na rynku. A im więcej osób się o tym przekona, tym większa szansa, że kiedyś składane urządzenia potanieją do poziomu przystępnego dla większej liczby użytkowników.