Policja daje milion za wskazanie winnego katastrofy na Odrze. Winni są na wyciągnięcie ręki
Cały czas nie wiemy, kto i od jak dawna odpowiada za zatrucie Odry. Co więcej, nie wiadomo, jaka substancja zabija ryby, bobry i inne stworzenia, doprowadzając praktycznie do śmierci rzeki. Polska Policja się obudziła i oferuje milion złotych za wskazanie sprawcy. Biorąc pod uwagę wcześniejsze przykłady skażenia rzek, raczej nie musi on obawiać się konsekwencji.
Odpowiedzialność polskich władz za sytuację związaną z wyciekiem niebezpiecznych substancji do Odry polega na tym, że przez prawie dwa tygodnie zabrakło jakichkolwiek działań. Premier zdymisjonował prezesa Wód Polskich oraz szefa Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska dopiero w piątek, gdy sprawą żyła nie tylko cała Polska, ale i Niemcy, którzy oskarżali polską stronę o brak jakichkolwiek ostrzeżeń. To właśnie niemieckie laboratorium poinformowało o wysokim stężeniu rtęci w próbkach wody.
Morawiecki przyznał, że reakcja była spóźniona
- Sytuacji w żaden sposób nie można było przewidzieć, ale reakcja odpowiednich służb mogła nastąpić szybciej – czytamy w poście opublikowanym na facebookowym profilu premiera. No co pan nie powiesz.
Również polska policja dołącza do spóźnionego pospolitego ruszenia. Komendant Główny gen.insp. Jarosław Szymczyk wyznaczył nagrodę w wysokości 1 mln zł za wskazanie osoby odpowiedzialnej za zanieczyszczenie rzeki Odra lub posiadającej istotne informacje mogące doprowadzić do ustalenia sprawców.
Jeszcze wczoraj policja wraz z Lasami Państwowymi próbowali odwrócić uwagę od skażenia Odry, pokazując "eko-terrorystów", którzy w założonym w obozie lesie mieli narkotyki i kusze. Być może to tylko przypadek, ale zgadzam się z wpisem jednego z twitterowych użytkowników, który nazwał tę akcję czystą pokazówką, mającą zwrócić uwagę na złych ekologów. Owszem, Odra jest zanieczyszczona, ale zobaczcie, że ci zieloni to też niezłe gagatki:
Dymisje, milion złotych za wskazanie sprawcy – wygląda to imponująco, ale nie da się zapomnieć, że akcja jest spóźniona o dwa tygodnie. Ministerstwo Infrastruktury niejako przyznało się, publikując grafikę na Twitterze, że o sprawie było wiadomo od 26 lipca. Prawdziwych reakcji doczekaliśmy się 12 i 13 sierpnia.
W ubiegłym tygodniu niektórzy czołowi politycy zaprzeczali problemowi, czego najlepszym przykładem był wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski, który jeszcze w czwartek był gotowy wejść do zatrutej Odry. Panie ministrze, czy deklaracja jest aktualna?
Ustalenie sprawców jest oczywiście bardzo ważne. Wciąż nie wiadomo, skąd pochodzi wyciek. Pojawiają się sprzeczne informacje – np. szczeciński Wydział Inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska wskazywał, że zatrucie wody prawdopodobnie miało swój początek w Kanale Gliwickim.
Z kolei lokalne media w Oławie wskazywały, że rtęć spływa do wody z lokalnych zakładów. I to od lat.
Na tę chwilę nie wiadomo jednak, co doprowadziło do katastrofy ekologicznej. Najpierw to rtęć była głównym podejrzanym, ale najnowsze informacje płynące z Niemiec mówią o wielu innych czynnikach. W tym zwiększenie nietypowych związków soli.
Co grozi ewentualnemu sprawcy zatrucia Odry?
W teorii - całkiem sporo. W lipcu Sejm przyjął zmiany w ustawie, dzięki czemu za umyślne przestępstwo przeciwko środowisku grozi kara od 10 tys. zł do 10 mln zł.
- Przestępcy środowiskowi na rzecz narodowego funduszu wpłacili przez 10 lat 1 mln zł. Kary orzekane przez sądy są niewystarczające - komentował sekretarz stanu w ministerstwie klimatu, Jacek Ozdoba vel Jacek Decoration.
Tyle że prezydent jeszcze nie podpisał stosownej ustawy.
Kolejny problem polega na tym, że wskazanie sprawcy nie jest takie łatwe. Wystarczy spojrzeć w przeszłość, by dostrzec, że sprawy ciągną się latami. Dwa lata temu doszło do skażenia rzeki Barycz w rezerwacie przyrody. Skutkiem katastrofy były miliony martwych ryb, raków, żab i innych organizmów wodnych. Do dziś nie wskazano winnego.
Innym szokującym przykładem jest zatrucie Warty z 2015 roku
Proces ruszył dopiero po sześciu latach, a jedynym oskarżonym był Piotr M., szef firmy Bros. Onet w listopadzie ubiegłego roku ustalił szczegóły prowadzenia śledztwa. "W tej historii doszło do zadziwiających zdarzeń i zbiegów okoliczności" – podkreślano w reportażu.
Przykład zatrucia Odry to właściwie Polska w pigułce. Od lat nie ma żadnych działań mających na celu ratowanie rzek. Wykorzystywane są jak śmietniki, podobnie zresztą jak polskie lasy.
Rządzący traktują środowiska ekologiczne jak wrogów, a nie partnerów. Panuje zasada "jakoś to będzie", a raczej: "po nas choćby potop". Lata niedbalstwa, ignorancji, braku poszanowania dla przyrody doprowadziły do tego, że niektórzy bezkarnie mogli doprowadzić do zatrucia drugiej co do wielkości rzeki w Polsce. Nie wiadomo, czy i kiedy powróci do swojego dawnego stanu. A wszystko to przy milczącym przyzwoleniu władz, które próbowały zamieść sprawę pod dywan, udając, że nic się nie dzieje.