REKLAMA

Dzień bez papierosa zamienia się w dzień bez dymu. Zakaz kopcenia

Rzucanie palenia zawsze było niezwykle trudne. Wymagało żelaznej woli, odporności na pokusy i asertywności. Ba, czasem wiązało się nawet z całkowitą zmianą stylu życia. XXI w. i w tę dziedzinę wjechał jednak z przytupem. Dzisiaj obchodzimy dzień bez papierosa. W tym roku jest on dość szczególny. W końcu możemy bowiem powiedzieć, że technologia na masową skalę zaczęła ułatwiać pozbycie się jednego z najbardziej paskudnych nałogów, jakie zna człowiek.

Dzień Bez Papierosa 2022
REKLAMA

Większość osób, które próbowały kiedykolwiek rzucić papierosy, zna (nomen omen) smak porażki. Wystarczy chwila słabości, by wielomiesięczne odmawianie sobie puszczenia dymka poszło na marne. Nałóg wraca jak bumerang. Czasem nawet ze zdwojoną siłą.

REKLAMA

Nic dziwnego, że skuteczność rzucania palenia w pierwszym podejściu to zaledwie kilka procent. Rezygnacja z fajek to zajęcie dla twardzieli. Coraz więcej państw zaczyna jednak dochodzić do wniosku, że można im to ułatwić. W sukurs przychodzą tu nowoczesne technologie.

Jako że puszczanie dymka staje się ze względu na wszechobecne w przestrzeni publicznej przepisy wymierzone w palaczy problemem społecznym, swoją cegiełkę w tej walce dokłada ustawodawca. Unia Europejska wprowadziła obowiązek umieszczania przerażających obrazków na paczkach, zlikwidowała smakowe papierosy. Polski rząd również wpisuje się w te działania. Nowy rok przywitał palaczy wyższą akcyzą na fajki.

Efekty są jednak od pewnego czasu dość mizerne. Europa jest w światowej czołówce jeśli chodzi o odsetek, nazwijmy to, aktywnych miłośników tytoniu. WHO wskazuje, że papierosy na starym Kontynencie pali 28 proc. populacji. Średnia na całym globie to 22 proc.

Źle na tym tle wypada również Polska. Według ostatniego badania CBOS nad Wisłą zaciąga się 8 mln osób, a które składa się trzy miliony kobiet i pięć milionów mężczyzn. Łącznie daje to odsetek na poziomie 24 proc. Nieco lepiej niż średnia w Europie, ale nie ma co popadać w hurraoptymizm. Największy progres już za nami. W czasach PRL-u paliło czterech na dziesięciu dorosłych Polaków. W 2008 r. już tylko co trzeci. Ostatnia dekada odznaczyła się za to stagnacją. Liczba palaczy spada w ledwo zauważalnym tempie.

Dlaczego tak jest? Być może jako społeczeństwo dochodzimy po prostu do ściany. Ci, którzy mieli rzucić to rzucili. Pozostałe 8 mln to osoby, które nie dają sobie z tym rady. Pewną grupę palaczy stanowią też zapewne Polacy, którzy właśnie uzależnili się od fajek.

Jak im pomóc? Z grubsza rzecz biorąc istnieją dwie strategie walki z paleniem. Pierwsza z nich to strategia end game ("koniec gry"), która polega na całkowitym odcięciu się od puszczania dymka. Jej efekty mogliśmy obserwować przez ostatnie dziesięciolecia, ale, jak pisałem, coś nam się w tej dobrze naoliwionej maszynie zacięło.

Istnieje jednak także druga metoda, którą można określić mianem "harm reduction" ("redukcja szkód"). W tym wypadku chodzi nie tyle o rzucenie papierosów z dnia na dzień i wyrzuceniu ze słownika słowa "nikotyna", co o ograniczanie szkód zdrowotnych. W tym wariancie trzeba się pogodzić, że nałóg w pewnej formie pozostanie przy uzależnionym, ale już nie w najbardziej destrukcyjnej dla organizmu formie, jaką jest palenie papierosa.

W zamian palacze używają np. plastrów nikotynowych, albo bezdymnych inhalatorów nikotyny. Te drugie nie spalają tytoniu tylko go podgrzewają dzięki czemu stężenie rakotwórczych substancji jest  kilkudziesięciokrotnie niższe niż w papierosowym dymie. Finalnym etapem jest jednak oczywiście całkowite rzucenie palenia, tak samo jak w strategii numer jeden. To, co różni obie ścieżki, to czas, jaki mija od podjęcia decyzji o rzuceniu do rzeczywistego rzucenia palenia.

W ten sposób technologia dostarcza palaczom potężne narzędzie do walki z nałogiem. A może mówiąc ogólniej - do walki z dymem, który zawiera wiele szkodliwych substancji niezależnie od tego czy mówimy o spalaniu drewna, benzyny czy tytoniu. I tak, jak Polacy zastępują tzw. kopciuchy nowoczesnymi kotłami grzewczymi, tak samo mogą też redukować szkodliwość palenia papierosów. Zamieniając tradycyjne fajki na podgrzewacze tytoniu.

Europa przekonuje się do wapowania

Cześć państw na świecie przyjęła właśnie taki model walki z paleniem. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Ministerstwo Zdrowia w Czechach ogłosiło, że programy redukcji szkód znajdą się wśród priorytetów czeskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Rozpocznie się ona w drugiej połowie 2022 r.

 "Przez lata koncentrowaliśmy się na polityce zakazywania, niezależnie od tego, czy był to tytoń, alkohol czy narkotyki. I to się nie sprawdziło. Fakty i dane, którymi dysponujemy, pokazują, że   racjonalna   polityka   opiera   się   na   redukcji   szkód   lub minimalizacji ryzyka zdrowotnego"

– tłumaczył Jindřich Vobořil, koordynator  ds. zapobiegania narkomanii w czeskim Ministerstwie Zdrowia.

Podgrzewacze tytoniu rekomendują też uzależnionym lekarze w takich krajach jak Holandia, Wielka Brytania, Włochy i USA.

Najbardziej restrykcyjne plany wobec palących ma jednak Nowa Zelandia. Głośnym echem odbiło się w mediach ogłoszenie programu „The Smokefree Aotearoa 2025 Action Plan” („Nowozelandzki Plan Walki o Społeczeństwo Wolne od Dymu Papierosowego  2025”). Rząd Nowej Zelandii chce, by osoby urodzone po 2004 r. nie mogły legalnie kupić papierosów do końca życia.

Mniej mówiło się jednak o tym, że starszych obywateli Nowozelandczycy chcą uwolnić od papierosów, zaprzęgając do realizacji celu właśnie politykę "harm reduction".

"Pojawienie się produktów do wapowania [epapierosów i podgrzewaczy - przyp. red.] w ostatniej dekadzie dało nowe możliwości osobom palącym. Ci, którzy nie są gotowi by   rzucić   albo   nie   są   w   stanie   tego   zrobić,   mają  teraz alternatywę, która jest znacznie mniej kosztowna i ryzykowna dla zdrowia"

– czytamy w rządowym planie
REKLAMA

Czy Polska pójdzie tą samą drogą? Póki co resort zdrowia milczy. Ogólnoświatowe trendy wydają się jednak nieubłagalne. O zaletach podgrzewaczy tytoniu pisze Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem, pochylił się nad nimi także Parlament Europejski.

Niewykluczone, że polityka państw UE rozwinie się w przyszłości w kierunku brytyjskim. Na Wyspach zastanawiają się, czy nie zacząć przepisywać bezdymnych produktów na receptę. Nie rozwiązuje to wprawdzie problemu uzależnienia od tytoniu jako takiego, ale jeżeli stanowi krok ku wyjściu z nałogu to... kto wie. Może warto spróbować?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA