REKLAMA

Pamiętacie "Blogersów"? Minęło 10 lat, pytamy twórcę filmu o dzisiejszych influencerów

W 2012 roku pierwsi blogerzy w Polsce zaczynali być dostrzegani przez marki, polityków i dziennikarzy. 10 lat później to internet dyktuje warunki, a politycy i dziennikarze są bez niego bezbronni. O tym, co się przez te lata zmieniło, rozmawiam z Jarkiem Rybusem.

Film Blogersi ma 10 lat. Jarek Rybus o dzisiejszych influencerach
REKLAMA

Jarka możecie pamiętać z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze w czasach największej świetności Gadu-Gadu, czyli w latach 2004-2013, był jego rzecznikiem prasowym. To z pewnością niezwykła przygoda, ale i temat na inną rozmowę. My spotkaliśmy się, by porozmawiać o filmie "Blogersi", jaki stworzył i wypuścił równo 10 lat temu na temat ówczesnej blogosfery.

REKLAMA

Film trwa 17 minut i możecie w nim zobaczyć blogerskie gwiazdy z tamtych lat. Wśród nich Przemka Pająka, właściciela grupy Spider’s Web, który zresztą słusznie w filmie prorokuje: "Nie mam żadnej wątpliwości, że docelowo zasięg będzie budował tylko i wyłącznie internet". Zobaczcie ten film, bo warto obejrzeć całość: momentami robi się wręcz sentymentalnie. Z Jarkiem Rybusem, twórcą tego filmu, spotkałem się, by wspólnie pomyśleć, co przez tę dekadę się zmieniło. Dziś Jarek jest rzecznikiem prasowym firmy technologicznej Escola S.A. i - jak sam przyznaje - choć nie jest na bieżąco z internetowymi celebrytami i influencerami, śledzi nadal blogerów, a o zmianach w technologiach pisze w powstającej książce o świecie offline sprzed Internetu.

Jak zmienił się polski internet przez ostatnią dekadę. Rozmowa z Jarkiem Rybusem

Jakub Wątor: To zacznijmy najprościej: co się zmieniło?

Jarek Rybus: Dla blogosfery? Dużo. Zobacz: Gazeta.pl zlikwidowała Blox, Onet nie ma już swojej platformy blogowej, zlikwidował też konkurs Blog Roku. Dziś nie ma blogera, jest ktoś szerzej ujmowany: internetowy celebryta, influencer? Trudno to jednoznacznie określić, ale na pewno blogerzy i sieciowi twórcy bardzo mocno ewoluowali. To prawda, co Przemek mówi w filmie. Dziś faktycznie internet rządzi i buduje zasięgi. Wtedy może nie raczkował, ale pokazywał już swoje możliwości.

Byłeś rzecznikiem Gadu-Gadu. Skąd pomysł na film o blogosferze?

Interesowało mnie to zjawisko, bo czułem, że to nowa siła, która jest bardziej elastyczna, kreatywna, odważniejsza i bezkompromisowa niż klasyczni dziennikarze, taka awangarda w sformalizowanym świecie tradycyjnych mediów. Siedziałem w samym środku branży internetowej, więc widziałem, co się dzieje i jak te blogi się rozwijają. Dla mnie to była zmiana wręcz mentalna. Wiesz, skąd nazwa mojego filmu?

Od "Blokersów" filmu Sylwestra Latkowskiego o raperach i chłopakach z bloków.

Tak, ten film powstał w 2001 roku. Pokazywał młodzież, która nie miała jeszcze internetu. Oni nie mogli pisać sobie blogów, a jednak jakoś swoją złość, swoje emocje, frustracje musieli wyładowywać. Więc co robili? Wyrażali swoją ekspresję np. na murach czy ścianach za pomocą jakichś haseł i graffiti. To byli blokersi. A 10 lat później byli już blogersi, czyli ci sami goście, tylko wyrzucający te swoje emocje na blogach.

I jedna z różnic między obiema grupami polegała na tym, że jak blokers napisał na murze "ch*j", to ten przekaz miał zasięg trzech przecznic w okolicy, ale jak napisał to w internecie, to ten jego "ch*j" mógł mieć już zasięg globalny.

I nawet u niektórych styl wyrażania się specjalnie nie różnił się od tego ulicznego. W twoim filmie dużo jest głównie Kominka, wtedy jednego z najpopularniejszych blogerów w Polsce…

Kominek zdecydowanie był najbardziej kontrowersyjny. Zresztą w tym filmie on sam mówił, że potrzebował taki być, żeby te emocje wzbudzać. Słynna historia z dr. Oetkerem [Kominek napisał na blogu emocjonalną notkę o niskiej jakości budyniu tej firmy, z czego wyniknęła jedna z pierwszych afer między firmą a twórcą internetowym - przyp. red.] też była mu bardzo pomocna.

Zresztą pamiętam, że po tym filmie kilka osób zarzucało mi, iż to jest film głównie o Kominku, a nie o blogosferze. Według mnie był wyrazistym przykładem blogera świadomie budującego swoją publikę.

Dziś Kominek to Jason Hunt, ale chyba jest jakoś zapomniany.

Pod "Blogersami" na YouTube kilka miesięcy ktoś opublikował ciekawy komentarz. Przytoczę go tutaj: "Wtedy wydawało się, że blogi to jest przyszłość. Szybko przyszło, szybko poszło. Dzisiaj wszystko się sprofesjonalizowało, niewiele różnią się od prawdziwych redakcji. A te bardziej prywatne zostały wyparte przez inne media. Z ciekawości posprawdzałem ludzi, którzy w filmie byli blogowymi celebrytami. Dzisiaj albo nie publikują regularnie (bo blog musiał pójść w odstawkę), albo niewiele różnią się od sławnych w tamtych czasach wortali (portali tematycznych)".

Blogersi, film Jarka Rybusa

Dużo prawdy jest w tym komentarzu.

I znamienne, że rozmawiamy o zmianie w świecie social media właśnie z tobą. Jesteś najlepszym przykładem tego, jak przez te 10 lat media ewoluowały, jak wzrosło znaczenie - nazwijmy to - redakcji internetowych. W twoim przypadku bardzo dobrze widać tę ewolucję, przejście z dziennikarstwa, z mediów tradycyjnych do mediów internetowych. To ziszczenie wizji "Blogersów" widać na przykładzie m.in. Spider's Web. Przemek Pająk celnie to ujął w filmie.

Miał 100 proc. racji. A co do Kominka, jak tak teraz myślę, to w czym ten cały Kominek był kontrowersyjny? Owszem, przeklinał w tekstach, a seks nazywał ruchaniem, ale poza tym nie poruszał kontrowersyjnych tematów, ani nie szokował.

Rzeczywiście u niego polegało to głównie na przeklinaniu. Nie robił skandali obyczajowych, zresztą przez długi czas był anonimowy.

To chyba dzisiaj ten świat influencerów jest dużo bardziej patologiczny niż wtedy.

Nie śledzę tego jakoś na bieżąco. Co najwyżej pilnuję, by moje nastoletnie córki nie oglądały w sieci patoinfluencerów, ale wydaje mi się, że dziś skandale są dużo mocniejsze. Tak zresztą zawsze jest. Każde kolejne pokolenie przekracza kolejne granice. To, co dla nas w Kominku było oburzające, dla dzisiejszych młodych internautów jest na porządku dziennym.

W filmie jest mowa o tym, że blogerom wolno więcej, bo nie są uregulowani. Minęło 10 lat i dalej nikt w sieci nie jest uregulowany. Niektórzy influencerzy biją po oczach kryptoreklamami, naciągają na scamy i podróbki, wprowadzają w błąd. Co się stało, że przez te 10 lat nic się nie stało?

Myślę, że internet nigdy nie będzie do końca uregulowany. Oczywiście UOKiK teraz zabrał się za influencerów, którzy nie oznaczali reklam. W tym elemencie to się na pewno ucywilizuje. Ale przecież nie uregulujesz tego, co twórcy mają tworzyć, ani tego, co odbiorcy chcą sobie obejrzeć. To ich wybór i jedyne, do czego można dążyć, to raczej jakieś kodeksy dobrych praktyk i ewentualnie społeczna ich kontrola. Regulacje prawne nie zdadzą tu egzaminu, bo technologie rozwijają się dużo szybciej w porównaniu z procesami legislacyjnymi.

Zastanawiam się, skąd taka popularność patoinfluencerów, twórców treści marnej jakości czy napompowanych dziewcząt, które otwarcie mówią, że szukają bogatego faceta, by nie musieć pracować…

Każdy lubi to, co lubi...

...i tłumaczę sobie, że skoro nasz kraj ma prawie 40 mln ludzi, to zawsze znajdzie się te 500 tys. naiwniaków, którzy nie kumają, że mają do czynienia z marnej moralności idolem.

Powtarzam: na szczęście nie śledzę tego na tyle, by wiedzieć, o czym mówisz.

Wróćmy do filmu: wtedy czy dziś jest łatwiej zostać znaną osobą w internecie?

Na myśl przychodzi odpowiedź, że wtedy było łatwiej, ale wcale mi się tak nie wydaje. Już wtedy trzeba było robić afery - jak ta z budyniem u Kominka - żeby wzbudzić zainteresowanie i mieć czytelników. Wtedy przecież powstawało mnóstwo blogów i mnóstwo dość szybko upadało. Ludzie pisali po miesiąc, dwa i odpuszczali, bo nie widzieli w tym sensu. To były inne czasy, bezrobocie było większe i taka całkowita inwestycja tylko w internetowe pisanie była bardzo ryzykowna. Mało kto mógł sobie na to pozwolić, a jeszcze mniejszej liczbie osób to wychodziło. Zatem wtedy na pewno było trudno.

Ale dziś wcale nie jest łatwiej. Co z tego, że jest tyle platform social mediowych, form przekazu - audio,  wideo, tekstowa - jeśli jednocześnie prawie każdy jest w internecie i może próbować swoich sił w twórczości. Konkurencja jest dużo większa, ale też i późniejsza wygrana daje dużo więcej i kasy, i satysfakcji. Dzisiejszy świat internetowy jest multimedialny i obserwujemy go "na żywo", oglądamy materiały "przed montażem". Robimy relacje live, nagrywamy podcasty, w dużej mierze słowa pisane zastąpione zostały przekazem multimedialnym. Dzisiaj każdy w ręku posiada miniaturowy wóz transmisyjny z potencjalnie globalnym zasięgiem, a wielu blogerów, czy influencerów ustawia przed sobą specjalne lampy oświetleniowe...

Gdybyś dziś robił film o gwiazdach internetu...

Gdybym dzisiaj robił "Blogersów", to z pewnością jednym z bohaterów filmu byłby podcaster i kontrastowałbym go ze stacją radiową, jak wtedy blogerów piszących z wytrawnymi dziennikarzami tygodnika "Polityka".

 class="wp-image-2179656"
Jarek Rybus w trakcie pracy nad Blogersami

Filmu nie robisz, ale piszesz książkę. O czym?

Tak multimedialnych relacji, jak dziś, 10 lat temu nie było w takiej skali, a zmiany te są wynikiem postępu technologicznego: przesyłu danych, lepszych obiektywów, niższych opłat, dzięki czemu relacje, wpisy nadawane są z każdego miejsca; znaczenie mobile niebywale wzrosło. Uczestniczymy często w relacjach na żywo, oglądamy filmiki i coraz mniej mamy czasu na konsumpcję treści. Ten brak czasu zresztą to duży dyskomfort w ocenie postępu XXI wieku. Technologia bardzo nam pomaga, ale w pozycji kosztu "czas" wyceniła go dosyć wysoko, otwierając w zamian wiele korzyści, np. pracę zdalną czy nawigację. W książce, nad którą obecnie pracuję, opisuję świat sprzed narodzin sieci. Mam tę możliwość porównania, ponieważ urodziłem się i dorastałem w świecie offline, a zawodowo rozwijałem już w świecie online. Temat czasu pojawia się w niej często.

Wspomniałeś o podcasterach. To chyba w ogóle jedna z najbardziej profesjonalnych gałęzi tych internetowych twórców. Może poza wyjątkami takimi jak Żurnalista.

W każdej grupie znajdą się jakieś wyjątki, ale tak, autorzy podcastów to profesjonaliści. Tam musi być merytoryczność, bo inaczej żadnego słuchacza nie zatrzyma się na dłużej. Przykładem niech będzie Dariusz Rosiak i jego podcast "Raport o stanie świata".

REKLAMA

To dobry przykład, bo to dziennikarz, który był w stanie zbudować swoją markę. A influencer zwykle kojarzy się nieco inaczej.

I coraz częściej właśnie ten influencer kojarzy się ze zdjęciami (Instagram), filmami (YouTube i Tik Tok), rzadziej z artykułami. Bez względu na zmiany w formie przekazu, to nadal mówimy o zasięgu, jaki może mieć pojedynczy człowiek. Nigdy wcześniej nie było to możliwe w takiej skali, jak obecnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA