Wiedziałem, że w Polsce jest sucho od dawna. Ale nie wiedziałem, że aż tak
W miniony weekend wybrałem się na spacer, by jak zwykle (a raczej: jak zwykle od trzech tygodni) obserwować ptaki, ale też po to, aby zobaczyć, jak sucho jest na polskiej wsi. Gdy idzie się z konkretnym celem, dopiero wtedy szczególnie dociera do ciebie to, jak susza wygląda naprawdę.
– W innych rejonach Polski, na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Lubelszczyźnie, a nawet w niektórych miejscach na Mazurach są również są niedobory wody. Te obszary pustynnieją. W ostatnich 4–5 latach coraz częściej obserwowane są burze pyłowe. Dwa lata temu w Lubelskiem czarnoziemy zostały bardzo mocno przesuszone, a następnie silny wiatr spowodował burze piaskowe. Unoszący się pył było widać wyraźnie nawet na zdjęciach satelitarnych – powiedział w rozmowie z PAP hydrolog i rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski.
Nic nowego. Jak sam przyznał, z permanentną suszą mamy do czynienia od 2015 roku – z małą przerwą na 2021. Tegoroczny luty dawał nadzieję - spadło łącznie 113 proc. normy w całym kraju, ale - jak przypomina hydrolog - od 25 lutego jest bezwietrzna i bezdeszczowa, słoneczna pogoda.
IMGW w swoim niedawnym komunikacie ma nadzieję, że kwiecień będzie lepszy, ale póki co jest jak jest.
W weekend nie zobaczyłem ani jednej chmury
I pewnie trudno byłoby mi przypomnieć sobie pochmury dzień, gdyby nie wyjątkowa sytuacja, kiedy to jedna połowa kraju znalazła się pod chmurą, a druga – nie. Granicą była Łódź, więc patrząc z kuchni przez okno, widziałem wielką chmurę, ale już wychodząc z mieszkania i zaglądając przez okno w klatce, czekało na mnie czyste, błękitne niebo.
Od tygodni, miesięcy i w zasadzie już lat pisze się o tym, że Polska wysycha. Że będzie coraz gorzej. Podczas rowerowych wypraw w gminie Bełchatów już można natknąć się na przewidywany, typowo stepowy krajobraz.
Mimo tego jakoś trudno się tę suszę zauważa. A może raczej: chce się o niej zapomnieć. Słyszy się o problemach rolników, wie, że deszcz nie pada od dawna – a jak już latem się zdarzy, to w postaci gwałtownej ulewy zalewającej całe miasto – ale dla kogoś, kto nie żyje z upraw i nie zajmuje się hydrologią, susza mimo wszystko jest daleko na liście problemów. Przynajmniej u mnie.
Oczywiście widzę, że jest sucho, ale też nie pamiętam, że powinno być inaczej. Żałuję, że przyroda przez lata była dla mnie czymś tak oczywistym, że nie zauważyłem, kiedy zaczęła się zmieniać. Czy w połowie marca pola powinny już być bardziej zielone?
Mimo braku eksperckiej wiedzy, takie zdjęcia wrzucone na Twittera uderzają:
W Łodzi parki już pachną wiosną. To charakterystyczny zapach dający znać, że przyroda budzi się do życia. Myślałem, że spacerując po lasach, polach i zagajnikach na wsi wiosna uderzy do nosa bardziej. Nic z tego. Nie czuć nic. Wszystko jest… suche.
Może to jeszcze nie pora, ale może gdyby tydzień, dwa tygodnie temu spadł jakikolwiek deszcz drzewom i roślinom byłoby łatwiej
Idzie się po suchej, twardej ziemi. Pola, po których kiedyś często łatwo się było zapaść, dzisiaj są niczym chodnik. Wszędzie widać ślady zwierząt, psów, ptaków, saren, dzików. Tygodnie mijały, a deszcz ich nie zmył.
Idę po trawie. Znowu suchej, szeleszczącej. Ciągle zastanawiam się, czy tak to powinno wyglądać – bo może to normalne na tę porę roku? Ale nawet na logikę, słynny chłopski rozum, to raczej niemożliwe. Przecież w marcu bywało tak, że padał śnieg, więc pola pokryte były zmarzliną lub jej resztkami. Nie mogło to więc tak wyglądać. Aż tak.
Pisał też o mnie, nie będę ukrywał. O ile w ostatnich latach staram się nadrobić stracony czas, tak wcześniej cała moja młodość przeleciała na nie zwracaniu uwagi na przyrodę. Owszem, jeździłem rowerem, chodziłem po lesie, ale mało dokładnie. Nie zauważałem, kiedy co powinno zacząć rosnąć, kto powinien już wrócić z zimowych wojaży, a potem kto szykował się na zimową drzemkę.
Ale nawet ja pamiętam, że jednak tutaj powinna być woda
Zresztą była – jeszcze dwa, trzy lata temu. Na jednej z wycieczek przenosiliśmy rowery przez ten kanał. To nigdy nie był rwący potok, ale było w nim na tyle dużo wody, że istniało poważne ryzyko zamoczenie buta i spodni. A teraz?
Teraz jest tak:
Jedyna woda przetrwała na niewielkim, zacienionym fragmencie koryta. Jest jej tyle, że nie sądzę, aby skorzystały z niej np. żaby, których zresztą szczerze nie cierpię. Ale jak ich w końcu zabraknie, to wcale nie jestem pewien, czy będę z tego powodu szczęśliwy.
Na jedyny ślad lekko zmoczonej, świeżej, by nie powiedzieć żyznej gleby, znajduję dzięki dzikom. Widać, że musiały rozkopać ją niedawno, dlatego jest choć trochę mokra. Widocznie coś w tej glebie się zamagazynowało. Ten widok jest na tyle zaskakujący, inny, że aż chce się wziąć do ręki kawałek ziemi, która wreszcie wygląda inaczej niż ta wokół.
Nie zaskoczyło mnie, że jest sucho – bo o tym się mówi od miesięcy. Zaskoczyło to, jak bardzo. Suche placki, puste przestrzenie, uschnięte trawy robią tak sugestywne wrażenie, że gołym okiem widać: coś jest nie tak. A najgorsze i tak dopiero przed nami.