Rosja kradnie Ukrainie wodę. Straty już wyceniono na 20 mln euro
Jeszcze na długo przed wojną Rosja miała olbrzymie problemy z dostarczeniem wody na Krym. Teraz, w związku z atakiem, kłopoty się nasiliły. Bandyci Putina robią więc to samo, co każda armia, która ma problem z dostępem do zasobów: kradną. Na naprawdę potężną skalę.
Jak poinformowała Państwowa Inspekcja Ekologiczna Ukrainy, Rosjanie ukradli wodę o wartości 20 mln euro. Wykorzystują do tego obiekty zajęte na terenie Kanału Północnokrymskiego, by transportować ją właśnie na Krym.
Według przekazanych informacji, Rosja kradnie 4 320 000 m3 wody na dzień. Na dodatek agresor nie tylko uszczupla zasoby, ale też niszczy infrastrukturę. Pod koniec lutego wróg Ukrainy wysadził tymczasową zaporę, most samochodowy i główną zaporę kanału.
Problem z wodą na Krymie był od dawna
A właściwie odkąd Rosjanie zajęli Krym w 2014 r. Woda na przejęty obszar docierała z Ukrainy. Po aneksji Ukraina nie miała zamiaru wspierać przejętego terenu. Na dodatek w ostatnich latach zasoby ograniczała susza. Jeszcze w 2020 r. grożono, że Rosja zaatakuje Ukrainę, próbując w ten sposób zdobyć dostęp do wody.
Ukraina nie miała zamiaru dyskutować z Rosją. Stanowisko było krótkie: trzeba było o tym pomyśleć, zanim napadliście na Krym. A poza tym potrzebujecie więcej wody, bo ściągacie na Krym więcej ludzi. To nie nasz problem, tym bardziej że konwencja genewska zakłada, że odpowiedzialność za dostarczenie wody, pożywienia i leków spada na Rosję.
W marcu dr Mateusz Maternak tak w rozmowie z Biznes Alert oceniał to, co robili Rosjanie, aby zaopatrzyć Krym w wodę:
Przede wszystkim to, co się robi aktualnie, to wiercenie studni artezyjskich. To jest kolejny półśrodek. Pobór wody na Krymie jest coraz większy, a same studnie nie są w stanie sprostać temu zapotrzebowaniu. Na krótką metę to jakoś funkcjonuje, jednak w dłuższym okresie to działanie ma charakter destrukcyjny dla ekosystemu całego półwyspu wobec nadmiernej eksploatacji wód gruntowych. Są plany budowy odsalarni wody, są plany wydobycia wody z dna Morza Azowskiego. To wszystko jest szalenie kosztowne i absolutnie nie daje gwarancji, że skutkiem tych działań będzie rzeczywista poprawa sytuacji hydrologicznej na Krymie.
Kradzież wody rzecz jasna uderza w Ukrainę, uszczuplając zasoby kraju. Pewnie teraz na głowie mieszkańców są ważniejsze problemy niż ewentualna katastrofa ekologiczna, ale trzeba też pamiętać, że Rosja niszczy kraj na wiele różnych sposobów. I później cały świat powinien się domagać potężnej kary za wszystkie wyrządzone krzywdy.