Finanse przyszłości - rewolucja trwa. Jak technologie zmienią sposób, w jaki płacimy
W przyszłości złotówki, dolary i euro będą bardziej przypominały bitcoina, niż to, czym są obecnie. Większość państw już teraz pracuje nad cyfrowymi walutami, które – niestety – dają mnóstwo opcji śledzenia użytkowników.
Przełom goni przełom w wielu dziedzinach naszego życia. Na ulicach zachodnich miast coraz częściej można spotkać samochody elektryczne, a roboty Boston Dynamics stają się zwinniejsze i precyzyjniejsze. Internet Rzeczy każdego dnia wzbogaca się o tysiące urządzeń, a 5G puka do naszych drzwi. Podobna rewolucja dzieje się w finansach.
Finanse 2.0 – cyfrowe pieniądze.
Ogłoszenie Facebooka o pracach nad Librą (obecnie Diem) z 2019 roku było dużym szokiem dla banków. Oto prywatna firma miała połączyć dwa światy: tradycyjnych finansów i kryptowalut. Od tego czasu obserwujemy zwiększone zainteresowanie walutami cyfrowymi na całym świecie. Właśnie o nie Międzynarodowy Fundusz Walutowy zapytał swoich członków. Okazało się, że nad własną wersją cyfrowego pieniądza pracuje 110 krajów. Nie wiemy jednak na jakim stadium są obecnie ich projekty. Jeden bank centralny może dopiero planować badanie otoczenia, podczas gdy inny przygotowywać się do wprowadzenia waluty na rynek.
Tego ostatniego na własnym przykładzie doświadczyli rok temu mieszkańcy Bahamów, gdzie bank centralny udostępnił walutę „Sand Dolllar” – odbicie dolara bahamskiego, który z kolei jest odpowiednikiem dolara amerykańskiego. Nowa waluta przyspieszyła rozliczenia mobilne i płatności u lokalnych sprzedawców, a także poprawiła dostęp do bankowości wśród mieszkańców ponad 700 wysp rozrzuconych po Atlantyku.
Nad cyfrowym odpowiednikiem narodowej waluty pracuje również ukraiński bank centralny. E-hrywna ma już być gotowa z technicznego punktu widzenia. Teraz wchodzi zaś w etap analizy wpływu na politykę monetarną i stabilność finansową państwa.
- E-hrywna będzie wygodniejsza, tańsza, szybsza, jeśli chodzi o przeprowadzane nią operacje i odporniejsza na podrobienie i kradzież, niż tradycyjna waluta
- mówił Arsen Makarczuk, specjalista walut cyfrowych Narodowego Banku Ukrainy.
NBU planuje już wypłatę pensji w sektorze publicznym za pomocą e-hrywny, a jej cyfrowy charakter ma również pozwolić bankowi na sprawdzanie celowości wydatków, np. z programów socjalnych.
- Wykorzystanie cyfrowej hrywny ma potencjał, żeby środkami programistycznymi ustanawiać możliwe kierunki i warunki wykorzystania subsydiów pieniężnych, na przykład ograniczać ich niecelowe wykorzystanie
– Fedorowa cytuje Obserwator Finansowy.
W ten sposób rząd mógłby sprawdzać, gdzie wydawane są środki np. z pomocy społecznej, a w Polsce z 500+. Beneficjenci programu mieliby więc dedykowane subkonto, z którego środki mogłyby zostać wydane na wyprawkę szkolną czy opłatę za internet, ale już nie na grę komputerową czy bilet do kina. Co ciekawe, czterech z pięciu pytanych w badaniu NBU ekspertów poparło taki pomysł.
To jednak niejedyne rozwiązanie ingerujące w prywatność obywateli.
Cyfrowy juan: do centralizacji i śledzenia.
Cyfrowy juan ma już za sobą kilkumiesięczne testy w różnych regionach kraju. Tylko do czerwca Chińczycy założyli w nowej walucie 20 mln portfeli. Dzięki temu cyfrowy juan zanotował obroty wynoszące 5,3 mld dol. Już teraz można nim płacić np. skanując kod QR, do czego mieszkańców od dawna przyzwyczajały aplikacje takie, jak WeChat czy Alipay. I właśnie wzrastająca popularność mobilnych portmonetek stała się jednym z problemów, jakie KPCh postanowiła rozwiązać.
Rozwiązania Ant Group i Tencenta zdobyły ogromną popularność w Państwie Środka. Z pierwszego korzysta 900 mln Chińczyków, a z drugiego 1,24 mld ludzi na całym świecie (choć głównie w Chinach). Dane o transakcjach umykają jednak politykom, co stoi w sprzeczności z ich scentralizowaną strategią zarządzania państwem. Od sierpnia w Chinach obowiązuje ustawa podobna do europejskiego GDPR, która ogranicza możliwość zbierania danych o użytkownikach. Kluczową różnicą jest jednak rola państwa – ta w Chinach nie jest w żaden sposób krępowana. Politycy argumentują ten krok koniecznością kontroli nad polityką monetarną i skuteczniejszym przeciwdziałaniu aktywnościom kryminalnym i praniu pieniędzy. Cyfrowy juan pozwalał będzie więc na większą kontrolę rządu nad gospodarką.
Z łatwością można wyobrazić sobie sytuację, w której bank będzie automatycznie pobierał podatki z naszego konta w cyfrowych juanach. Podobnie może być z policją, która nie będzie czekała na opłacenie mandatu. Ba! Chińczycy mogą wręcz zostać zmuszeni do wydawania pieniędzy, jeśli tylko prawdą okażą się zapowiedzi o wprowadzeniu „daty ważności”. W ten sposób Ludowy Bank Chin mógłby stymulować gospodarkę w okresach słabej koniunktury, ale z drugiej strony pieniądze mogłyby się stać bezużyteczne, jeśli nie wydalibyśmy ich dostatecznie szybko.
„Cyfrowy juan policyjny”? Czy Chińczycy zwrócą się w kierunku kryptowalut?
Niestety obecnie mogą to robić jedynie w sposób nieoficjalny. KPCh preferuje bowiem ograniczenie konkurencji dla własnej waluty cyfrowej. W maju zakazała więc instytucjom finansowym i płatniczym oferowania usług związanych z kryptowalutami, a następnie wydobywania samych kryptowalut. Chiński zakaz ma jednak paradoksalnie pozytywny wpływ na cały sektor. Choć z całego rynku niemal natychmiastowo ulotniły się miliony dolarów, to kurs szybko powrócił do wcześniejszego poziomu – a nawet wzleciał wyżej. Ważniejszy jest jednak długi okres, w którym branża może się stać bardziej umiędzynarodowiona.
Jeszcze w kwietniu na terenie Chin znajdowało się 80 proc. mocy obliczeniowej sieci bitcoina. Sama Mandżuria odpowiadała za 8 proc. wydobycia, czyli więcej, niż całe Stany Zjednoczone. Kiedy Chiny powiedziały kopalniom „stop”, te naturalnie musiały się przenieść poza granice kraju. Nie jest jednak łatwo przewieźć tysiące komputerów do Rosji, Mongolii czy Wietnamu - a to dopiero początek góry problemów. Najważniejsze zdecydowanie było znalezienie taniego źródła energii, co w Chinach nie było tak trudne.
O wiele łatwiejsze zadanie mieli prywatni inwestorzy, którzy oficjalnie nie mogli już inwestować w bitcoina czy ethereum. Zaczęli więc wymieniać juany na tether - stablecoina z kursem powiązanym z amerykańskim dolarem. Dopiero potem wchodzili na zagraniczną giełdę. Chińczycy są zresztą zaprawieni w bojach z autokratycznym reżimem. Od lat muszą omijać „Wielki Firewall”, jeśli chcą dostać się do największych zachodnich serwisów czy mediów społecznościowych.
Jak chiński przykład świadczy o przyszłości kryptowalut?
Każdemu trendowi towarzyszy zwykle kontra, która bywa słabsza lub silniejsza. Przykładowo, w miarę, jak do internetu przenosimy kolejne aktywności, niektórzy ludzie wybierają totalne odłączenie się od sieci, smartfonów i mediów społecznościowych. Z innej branży: kiedy gry komputerowe atakowane były za brutalność, mającą nakłaniać dzieci do przemocy, apologeci tej formy rozrywki podnosili edukacyjny charakter części tytułów.
Akcji towarzyszy reakcja. W miarę, jak Chiny starają się zwiększyć kontrolę nad przepływami pieniężnymi, mieszkańcy kraju starają się znaleźć nowe sposoby na obejście regulacji. Co zaś robi reszta świata? JP Morgan przypomina, że najwięksi inwestorzy indywidualni widzą w bitcoinie lepsze zabezpieczenie przed inflacją, niż w złocie, a Gary Gensler, szef amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, podkreśla, że jego agencja nie zakaże kryptowalut. Podobnych zamiarów wyzbył się również System Rezerwy Federalnej (FED).
Powyższy przykład pokazuje, że podejście do finansów w różnych częściach świata jest i będzie się różniło. Kluczowe wartości, jakie niosą ze sobą kryptowaluty – decentralizacja i anonimowość transakcji – zakładają zupełnie inne podejście, niż pryncypia Komunistycznej Partii Chin. Mogą się więc stać ostoją wolności i niezależności systemowej jak dzisiaj złoto w stosunku do drukowanej na potęgę gotówki. To jednak dopiero początek różnic.
Kryptowaluty są zdecentralizowane.
Władza znajduje się w rękach użytkowników, więc kryptowaluty rozwijają się w kierunku, jaki preferuje większość. Dzięki temu żaden autorytarny rząd nie będzie w stanie wpływać na politykę monetarną, doprowadzając np. do pędzącej inflacji. Bitcoin jest z kolei walutą deflacyjną. Algorytm jest zaprogramowany tak, aby nigdy nie powstało więcej, niż 21 mln monet.
Kryptowaluty są transparentne.
Wszystkie transakcje zapisywane w blockchainie są jawne. Nie możemy tego oczywiście powiedzieć o obecnym systemie bankowym czy opartym o niego walutach cyfrowych. Transparentność pozwala zaś na budowę dokładniejszych, niezależnych systemów analitycznych.
Kryptowaluty nie potrzebują trzeciej strony.
Banki odpowiadają za poprawność transakcji finansowych. Mogę je również odwracać i unieważniać. W przypadku kryptowalut potrzeba byłoby do tego konsensusu całej sieci (decyzję podejmuje się większością, a więc trzeba ponad 50 proc. mocy obliczeniowej). Tu każdy jest swoim bankiem i samodzielnie decyduje o posiadanych środkach. A – jak wiadomo – z dużymi możliwościami kroczy odpowiedzialność. Dlatego przed rozpoczęciem przygody z inwestowaniem warto zapoznać się polityką bezpieczeństwa danej giełdy. Zonda, przykładowo, jest giełdą regulowaną, co daje znacznie więcej zabezpieczeń.
Kryptowaluty to najbardziej demokratyczne aktywo.
Cel ułatwienia dostępu do pieniądza i zarządzania nim postawił przed sobą m.in. Facebook, projektując kryptowalutę Libra. Miała być oparta o koszyk najważniejszych walut fiducjarnych i kompatybilna z systemami kredytowymi. Dostęp do miliarda użytkowników w mig uczyniłby z Libry jeden z największych systemów rozliczeniowych. Państwa nie mogły jednak pozwolić na utratę kontroli nad pieniądzem i oddanie jej w ręce prywatnej firmy. Partnerzy wykruszali się jeden, po drugim, aż Libra zmieniła się w Diem – kolejny stablecoin.
Jej przykład jak na dłoni pokazał, jak ważna jest konkurencja, która zmobilizowała bankowców do działania. Dziś zagrożone mogą się z kolei poczuć banki komercyjne. O ile chiński bank centralny skorzystał z ich pomocy w dystrybucji cyfrowego juana, to w przyszłości relacja użytkownika końcowego z pieniędzmi może wyglądać inaczej.
Nasze depozyty przechowywał będzie bezpośrednio bank centralny, co oznacza, że kapitał zarządzany przez banki komercyjne może ulec zmniejszeniu. Będą więc one musiały wymyśleć na nowo swoją rolę w całym systemie finansowym. Być może staną się ponadnarodowymi graczami, łączącymi waluty cyfrowe kilku krajów w jednej aplikacji. Może dołączą do tego również obsługę kryptowalut. To bardzo zbliży je do fintechów, które już teraz oferują podobne funkcje swoim użytkownikom. Właśnie to jest zresztą clue ich działania – wplatanie nowych technologii w finanse. Fintech dodają wartość przez zarządzanie finansami w 360 stopniach i usługi dodatkowe jak roboadvisory (powierzenie inwestowania algorytmowi) czy inwestycje w akcje.
Dopiero całokształt zmian doprowadzi do efektywniej funkcjonującego systemu. Można mieć nadzieję, że dzięki temu czasy, kiedy transfery zagraniczne zajmowały kilka dni, odejdą w przeszłość. Zniknie również koszt emisji pieniądza (przeciętny koszt produkcji banknotu to ok. 20 gr) czy obsługi transakcji gotówkowych (to nawet 1 proc. PKB). Podobnie, jak na Bahamach, łatwiej będzie dotrzeć z cyfrowymi pieniędzmi do ludzi w trudniej dostępnych rejonach globu, w krajach rozwijających się. Miliony (jeśli nie miliardy), które wcześniej nie miały dostępu do kredytu, będą mogły zainwestować w rozwój własnych biznesów, jak np. rolniczej produkcji.
Nasza rzeczywistość coraz bardziej dzieje się w świecie online, więc takie nieuchronnie będą również finanse - dopasują się do swoich użytkowników, sprawiając, że państwowe waluty cyfrowe będą współistniały z kryptowalutami. Dlatego najlepiej zacząć je poznawać już teraz - nic nie zastąpi własnych inwestycji na niewielkich nominałach, jeśli chodzi o zdobywanie doświadczenia. Zacząć - w kilka chwil - można m.in. na Zondzie. To w pełni regulowana giełda kryptowalut z polskim rodowodem, która na rynku działa już od siedmiu lat.