Stanęli nago nad Morzem Martwym i liczą na to, że pomogą mu nie wyschnąć
Morze Martwe to najbardziej zasolony naturalny zbiornik wodny na naszej planecie. Ten niezwykły twór natury jednak powoli zanika. Spencer Tunick zwraca uwagę na problem tworząc nietypową, żywą instalację artystyczną.
Krajobraz nad Morzem Martwym przypomina pejzaż z jakiejś obcej planety. Nazwa Morza Martwego jest dość myląca – w rzeczywistości, ów zbiornik jest jeziorem. Znajduje się na pograniczu Izraela, Palestyny i Jordanii a jego nazwa jest nieprzypadkowa. Jest tak słone, że wręcz trudno się w nim utopić. Stężenie soli sprawia, że odwiedzający to miejsce turysta musi się bardzo postarać, by się w nim utopić. Soli jest tak wiele, że nie trzeba umieć pływać, by unosić się na powierzchni jeziora.
Nazwa Morze Martwe nie pochodzi tylko od wysokiego zasolenia. Jezioro w istocie jest martwe: przetrwać w nim są w stanie tylko niektóre bakterie. W rozwoju fauny i flory nie pomaga też pustynne otoczenie – choć jezioro znajduje się na szlaku migracyjnym wielu gatunków ptaków. Te jednak przybywają głównie po to, by zregenerować siły przy którejś z leżących nieopodal oaz. Nad samym Morzem Martwym nie żyje nic.
Jest jeden problem. Morze Martwe znika.
Przez ostatnie cztery dekady jego powierzchnia zmniejszyła się o 30 proc.. Wywołane przez człowieka i zjawiska przyrody zmiany klimatyczne w ostatnich latach bardzo przyspieszyły ów proces: jezioro znika w tempie jednego metra rocznie. Izrael wspólnie z Jordanią starają się ratować ten cud natury, pompując doń wodę z Morza Czerwonego. To jednak półśrodek.
Artysta kontra zmiany klimatu. Spencer Tunick nakręcił niezwykłe wideo z Morza Martwego.
Setki nagich osób, pomalowanych na biało, przemierza pustynię obok Morza Martwego. Nie uciekli z wariatkowa, nie są też częścią jakiejś dziwnej sekty. To wynajęci przez Spencera Tunicka modele, którzy pozują do nietypowego klipu wideo. Tunick, jak twierdzi, chce zwrócić uwagę ekstrawaganckim materiałem na problemy, z jakimi boryka się nasza planeta.
Spencer Tunick napotkał przy tym pewne problemy. Wykoncypowana przez niego szczególna forma ekomarketingu zyskała przychylność izraelskiego rządu i została zasponsorowana przez tamtejsze ministerstwo turystyki wespół z samorządem leżącego nieopodal miasta Arad. Konserwatywna frakcja w rządzie domagała się jednak cofnięcia funduszy, uznając golasów nad Morzem Martwym za coś nieprzyzwoitego. Jeden polityk, cytowany przez Guardiana, nazwał to wydarzeniem masowej obrzydliwości.
Powyższe problemy wyłącznie pomogły 54-letniemu artyście. O problemach klimatycznych i wysychaniu Morza Martwego, za sprawą jego instalacji, mówi się dziś na całym świecie. Oby na samych komentarzach nie poprzestano.