REKLAMA

Dinozaury nie miały lekko. 75 milionów lat temu przed pożarami uciekały nawet na Antarktydzie

Sześćdziesiąt pięć milionów lat temu w Ziemię uderzyła planetoida, która sprawiła, że po ponad 130 milionach lat panowania z powierzchni planety zniknęły dinozaury i pojawiły się zupełnie nowe formy życia. Warto jednak pamiętać, że świat dinozaurów zupełnie nie przypominał naszego.

Dinozaury na Antarktydzie nie miały lekko. Pożary dały im w kość
REKLAMA

W drugiej połowie kredy między 100 a 66 milionami lat temu, czyli w ostatnim okresie istnienia dinozaurów Ziemia była niezwykle ciepłym miejscem. Umiarkowane i wilgotne warunki atmosferyczne rozciągały się na obszary położone znacznie bliżej biegunów niż obecnie.

REKLAMA

Wyspa Jamesa Rossa położona na wybrzeżach Półwyspu Antarktycznego, oddzielona od niego jedynie Kanałem Księcia Gustawa to nietypowe miejsce. Choć obecnie znajduje się na niej jedynie czeska letnia stacja polarna, to w odległej przeszłości aż kipiała ona życiem. Gdy w 1986 r. naukowcy odkryli na terenie wyspy szczątki pierwszego dinozaura w Antarktyce nikt nie spodziewał się, że tego życia było tam znacznie więcej.

Najnowsze odkrycia wskazują jednak, że dinozaurów było tam mnóstwo i nie miały tam wcale zbyt łatwego życia. Nie chodzi tutaj jednak bynajmniej o zmaganie się z lodem i niskimi temperaturami.

75 milionów lat temu największym problemem w tym miejscu były potężne pożary lasów.

 class="wp-image-1912493"

Cała wyspa pokryta była lasami iglastymi, paprociami oraz roślinami okrytonasiennymi, wśród których żyły dinozaury. Problem jednak w tym, że ten rajski krajobraz wielokrotnie ulegał pożarom, które potrafiły trawić całą wyspę. Dowody takiego pożaru sprzed 75 milionów lat temu odkryli właśnie naukowcy z Brazylii analizujący materiał badawczy zebrany w 2015 i 2016 roku podczas jednej z wypraw polarnych.

Wiele wskazuje, że pożary dominowały w tym rejonie w okresie rozciągającym się na przestrzeni od 84 do 72 milionów lat temu. W 2015 r. badacze po raz pierwszy odkryli dowody na to, że Antarktyka płonęła w czasach dinozaurów. Teraz udało się przeanalizować nowe skamieliny zawierające fragmenty zwęglonej roślinności sprzed 75 milionów lat. Choć materiału badawczego nie było zbyt dużo (największy fragment miał wymiary 19 × 38 mm), to badania za pomocą mikroskopu elektronowego pozwoliły ustalić, że są to pozostałości po roślinie nagonasiennej, najprawdopodobniej drzewie iglastym należącym do rodziny roślin araukariowatych. Obecnie do tej grupy należą takie rośliny jak wolemia.

Większość dowodów na pożary w okresie kredy pochodzi z półkuli północnej, co akurat nie powinno dziwić, wszak to właśnie na północy znajduje się więcej lądów. Nie zmienia to jednak faktu, że dowody na takie pożary znajdowano już w Tasmanii, Nowej Zelandii i w Argentynie.

REKLAMA

Skąd się brały pożary na Wyspie Jamesa Rossa? Naukowcy podejrzewają, że mogły one być spowodowane erupcjami wulkanów. Wskazują na to liczne warstwy pyłu wulkanicznego w rdzeniach wydobywanych na wyspie. Możliwe, że to właśnie erupcja doprowadziła do rozległego pożaru, który strawił wyspę 75 milionów lat temu.

Odkrycie powyższe sprawiło, że naukowcy już teraz planują kolejne wyprawy w dalsze ostępy Antarktyki w poszukiwaniu kolejnych dowodów zarówno na kwitnące życie w mezozoiku, jak i na pożary, z którymi musiały się ono mierzyć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA