REKLAMA

"AIDS norek" szaleje w Polsce. Ekolodzy: to dowód na to, że trzeba zlikwidować branżę

Groźną chorobą zwierząt nikt się nie przejmuje, bo przepisy to fikcja. A tymczasem krążący wirus w przyszłości może zagrażać również człowiekowi.

ferma norek
REKLAMA

„Wyborcza” ujawniła wyniki śledztwa przeprowadzonego przez stowarzyszenie „Otwarte Klatki”. Aktywiści przeniknęli do środowiska hodowców norek, co pozwoliło im pokazać, jak wygląda branża od środka.

REKLAMA

Wnioski nie są optymistyczne: „AIDS norek” to norma

Norkom zagraża wirus AMDV (Aleutian mink disease parvovirus), doprowadzający do zaburzeń funkcji układu immunologicznego. Hodowcy wprost mówią, że to zwierzęcy odpowiednik AIDS. Choroba atakuje młode. Tak jak kiedyś normą było, że z jednego miotu „wychodziło” pięć-sześć szczeniąt, tak teraz udaje się przeżyć średnio ledwie dwóm młodym osobnikom.

Wirus AMDV przenosi się drogą kropelkową. Ogromne fermy są więc idealnym miejscem do jego rozwoju. Gdyby przepisy działały, należałoby odseparować chore zwierzęta od zdrowych, co w praktyce jest praktycznie niemożliwe. Dlatego żeby nie było komplikacji, choroby nie są zgłaszane.

– W toku naszego śledztwa udało się potwierdzić, że wielu hodowców norek od lat ukrywa ogromną skalę występowania wirusa choroby aleuckiej na polskich fermach przed służbami weterynaryjnymi. Nie przypuszczaliśmy jednak, że problem jest systemowy i odpowiada za tak wysoką śmiertelność zwierząt. Już tylko to powinno zadecydować o likwidacji tej branży. Wypowiedzi właścicieli i pracowników ferm nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że w warunkach hodowli klatkowej wirus jest nie do opanowania – komentuje Paweł Rawicki, prezes stowarzyszenia Otwarte Klatki.

Przepisy weterynaryjne to fikcja

Każdy przypadek powinien zostać zgłoszony do Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej. Przepisy i prawo swoje, hodowcy – swoje. Ze statystyk Otwartych Klatek wynika, że w 308 powiatowych inspekcjach doszło do zgłoszenia od raptem jednego hodowcy. W ciągu dziesięciu ostatnich lat! Tymczasem ferm jest w Polsce prawie 300.

Przepisy są martwe, bo brakuje laboratoriów, które mogłyby przeprowadzić stosowne badania.

Ustawodawca, wprowadzając obowiązek zgłaszania choroby aleuckiej, nie zadbał o to, by mieć certyfikowane laboratoria, które będą badać tę chorobę. Można wprawdzie stwierdzić ją sekcyjnie, ale nie stanowi to potwierdzenia choroby – wyjaśnia w rozmowie z „Wyborczą” dr n. wet. Tadeusz Jakubowski, redaktor naczelny „Hodowcy Zwierząt Futerkowych" i specjalista chorób zwierząt futerkowych.

Wirus AMDV nam nie zagraża. Ale inne już mogą

Na szczęście wirus AMDV nie jest groźny dla człowieka. Niebezpieczna może być choćby mutacja koronawirusa. Na problem już wcześniej zwracało uwagę Ministerstwo Rolnictwa:

Intensywna hodowla zwierząt wrażliwych na zakażenie SARS-CoV-2 może prowadzić do niekontrolowanego namnażania i rozprzestrzeniania wirusa, a także zwiększa ryzyko jego mutacji i transmisji w obrębie ferm norek oraz z norek na ludzi 

Najbardziej radykalnie z zagrożeniem poradzono sobie w Danii, gdzie podjęto decyzję o zabiciu hodowlanych norek.

Kolejny koronawirus może pochodzić z farmy

Środowiska związane z ekologią i ochroną zwierząt, jak WWF, podkreślają, że intensywna hodowla, gdzie zwierzęta są stłoczone na niewielkiej przestrzeni, tworzy korzystne warunki do rozwoju, rozprzestrzeniania się i mutacji patogenów.

Już teraz dysponujemy danymi, które powinny zmusić polityków do działania, a obywateli – do nacisku. Według badań Światowej Organizacji Zdrowia choroby odzwierzęce to dziś znaczący procent wszystkich nowo zidentyfikowanych, a także istniejących chorób zakaźnych. Ok. 60 proc. znanych współczesnej medycynie czynników chorobotwórczych wywodzi się od zwierząt.

REKLAMA

Na początku roku rosyjskie służby potwierdziły pierwsze przypadki zakażenia człowieka nowym wirusem ptasiej grypy A(H5N8).

– To kolejny dowód na to, jakim zagrożeniem dla zdrowia publicznego są fermy przemysłowe. Niedawno Dania przeszła poważny kryzys z powodu zakażenia ludzi zmutowaną wersją koronawirusa na fermach norek. Krótko potem covid pojawił się też na polskiej fermie. Obserwujemy scenariusz, przed którym od lat ostrzegali nas naukowcy. Fermy przemysłowe to tykająca bomba, która powinna jak najszybciej przejść do historii – mówiła Dominika Sokołowska z Greenpeace Polska.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA