Nowy Jork zmaga się z kataklizmem. Zalane metro i ulice, ofiary śmiertelne
Zjawisko o rekordowej, historycznej skali – tak o powodzi w Nowym Jorku mówi burmistrz miasta Bill de Blasio. Mamy tragiczny przykład kolejnej metropolii, która jest bezradna wobec postępujących zmian klimatu.
Takie sceny mieszkańcy Nowego Jorku widzieli wcześniej jedynie w filmach katastroficznych. Teraz stały się ich rzeczywistością. Metro nie kursuje, bo jest zalane, woda toczy się przez ulice miasta. Media podają, że liczba ofiar w Nowym Jorki i New Jersey już przekroczyła 25 osób. To ci, którzy przebywali w piwnicach lub pojazdach i nie zdążyli wydostać się na czas.
Nowy Jork nawiedziła powódź błyskawiczna
W Central Parku w środowy wieczór opady w ciągu godziny wyniosły rekordowe 8 cm. Ulice zamieniły się w rwące potoki, a woda wlewająca się na stacje metra przypomina wręcz górskie wodospady. Władze miasta zakazały poruszania się samochodami i zaapelowały do mieszkańców, by ci nie wychodzili z domów.
Powódź w Nowym Jorku to konsekwencja huraganu Ida – czyli najsilniejszego huraganu od 165 lat widocznego nawet z kosmosu. O jego sile świadczy fakt, że rzeka Missisipi na chwilę zaczęła płynąć w przeciwną stronę.
Naukowcy nie mają wątpliwości, że za moc huraganu odpowiadają zmiany klimatyczne. Również ekstremalne opady deszczu to konsekwencja działań człowieka, który przyczynia się m.in. do wzrostu temperatury na świecie. Według badaczy krótkich, ale intensywnych i paraliżujących miasta deszczów należy spodziewać się więcej.
W Nowym Jorku film katastroficzny na żywo
Tegoroczne opady pokazują, że zmiany klimatyczne dzieją się tu i teraz. Zagrożone są nie dalekie, biedne i zacofane regiony, ale bogate i teoretycznie dobrze zarządzane miasta. Powódź sparaliżowała Nowy Jork, a wcześniej wywołała ogromne straty w Niemczech.
Naukowcy przestrzegają, że jeśli nic nie zrobimy, by chronić klimat, za kilka lat będziemy mieć przechlapane, ale, jak widać, nie trzeba czekać na konsekwencje. Już dzieją się na naszych oczach. Możemy tylko zadać pytanie: skoro za kilka lat ma być źle, a już teraz jest nieciekawie, to jak będzie wyglądał świat za 10-15 lat?
Pytaniem retorycznym jest to, czy Polska gotowa jest na tego typu zjawiska. Już wiemy, że rekordowe i ulewne deszcze to nasz problem, z którym póki co nie potrafimy sobie poradzić. W niektórych miastach zamiast przeciwdziałać robi się wszystko, żeby skutki odczuwane były mocniej.
Przykładem może być Słupsk. Ulice są podtapiane po każdym deszczu, co irytuje mieszkańców i niektórych radnych. Chociaż tematem zajmują się politycy, to inwestycje dokonywane przez deweloperów mogą pogorszyć sytuację. Jak informuje Radio Gdańsk, inwestor ma chrapkę na tereny zajmowane obecnie przez „spory ogród będący naturalną zlewnią”. Znikną też stuletnie domy z ogrodami.
Inwestycje retencyjne i w sieć wodno–kanalizacyjną od lat nie postępują wraz z tą dynamiczną rozbudową [osiedla] – zwraca uwagę jeden z mieszkańców.
Przykład Słupska może wydawać się lokalny, ale pewnie tak jest w wielu miejscach w Polsce, gdzie władze patrzą raczej krótkowzrocznie, nie przejmując się tym, co będzie za 5, 10 czy 15 lat.