Twoja babcia kupiłaby sobie takiego robota, gdyby miała 10x wyższą emeryturę
W przyszłości każdy będzie miał osobistego tragarza. Ta przyszłość zaczyna się dziś, patrząc na to, jak ciekawie prezentuje się robot Gitamini.
Gitamini to dzieło firmy Piaggio Fast Forward, tej samej, która dwa lata temu pokazała robo-tragarza Gitę: robota na dużych kołach, który podąża wszędzie za użytkownikiem i niesie jego rzeczy w przestronnym pojemniku.
Gitamini to ta sama koncepcja, tylko w miniaturze. Jest mniejsza, wolniejsza, ale za to znacznie bardziej zwinna od oryginału.
Gitamini to nowoczesna torba na zakupy.
Oryginalna Gita była w stanie pomieścić około 18 kg ładunku, co – według producenta – odpowiada zakupom na 10 dni. Gitamini mieści równo połowę mniej, ale za to jest w stanie pójść po zakupy znacznie dalej. Mniejszy robot może jechać nieprzerwanie przez 7 godzin, czyli wg producenta niespełna 34 km. Przekładając to na codzienne wykorzystanie, można z nim chodzić do pobliskiego dyskontu codziennie i ładować go tylko raz na tydzień.
W przeciwieństwie do dużej Gity, Gitamini jest też dość lekka i poręczna; waży nieco ponad 12 kg, czyli o połowę mniej od oryginału i jest wyposażona w uchwyt, którym można ją wygodnie podnieść.
Gitamini jest też mądrzejsza od robota sprzed dwóch lat. Oryginał wymagał do działania przyczepionego do paska lokalizatora, na bazie którego Gita podążała za właścicielem. Gitamini zamiast tego polega na zaawansowanym systemie kamer i uczeniu maszynowym: wciskamy przycisk na obudwie i Gitamini skanuje nas jako swojego przewodnika, a następnie inteligentnie nas rozpoznaje w tłumie i podąża za naszym śladem. Nie wymaga też w tym celu ani GPS-u, ani łączności sieciowej.
Producent chwali się, że mały robot jest wyposażony w oprogramowanie rozpoznające przechodniów. Byłoby kiepsko, gdyby taki robo-wózek podążając za nami uderzał w kolana postronnych ludzi, dlatego też robot przewidzi ruch nadciągającego przechodnia i zmieni kierunek, aby się z nim nie zderzyć. Gitamini jest przy tym zaskakująco zwinna i potrafi obracać się w miejscu.
Twoja babcia chciałaby mieć taki wózek.
Mogłaby go kupić już 15 października, gdyby tylko średnia emerytura w Polsce była około 10x wyższa. Pomimo obniżki cen Gitamini nadal jest produktem bardzo drogim – kosztuje 1850 dol. (lub można ją nająć w abonamencie za 64 dol. miesięcznie).
Koncepcja jeżdżącego wózka na zakupy może się wydawać dziwaczna i futurystyczna, ale w istocie rozwiązuje jeden z najistotniejszych problemów, dla których wielu ludzi woli wsiąść w samochód niż przespacerować krótki dystans. Spacer z 10-kilogramowymi torbami pełnymi zakupów nie należy do doświadczeń komfortowych, zwłaszcza gdy aura pogodowa nie sprzyja. Mając przy nodze takiego „pomocnika” chętniej wybierzemy się na zakupy spacerem, zamiast wsiadać do samochodu i pakować zakupy do bagażnika.
Oczywiście zanim takie roboty się upowszechnią (jeśli w ogóle) miną dekady. Dziś to nowinka, którą kupi z ciekawości garstka krezusów, zapewne tylko po to, by przez chwilę się nimi pobawić i nigdy więcej na nie nie spojrzeć. W końcu nie po to krezus zostaje krezusem, żeby samemu robić zakupy. Podejrzewam, że nim ta technologia potanieje i spowszechnieje do poziomu dostępnego większości, ludzkość zdąży wymyślić lepsze rozwiązanie, na przykład dopracuje koncepcję zakupów dowożonych pod same drzwi autonomicznymi dronami. Sama koncepcja Gitamini, tak jak i oryginalnej Gity, jest nader ciekawa. Kto wie, może dożyjemy czasów, w których będą za nami podążać małe R2D2, nie tylko noszące zakupy, ale też pełniące rolę osobistych asystentów.