To Apple Watch świata Androida. Samsung Galaxy Watch 4 - recenzja
Samsung Galaxy Watch 4 nie jest rewolucją, na jaką liczyłem. Jest jednak dość dobry, by z czystym sumieniem nazwać go Apple Watchem świata Androida.
Przed przystąpieniem do testów nowej generacji zegarka Samsunga, nosiłem na nadgarstku przez trzy miesiące Samsunga Galaxy Watch 3 Classic. Przesiadając się na nowy model, choć tym razem w wariancie „sportowym”, oczekiwałem rewolucyjnych zmian – wszak Galaxy Watch 4 i Watch 4 Classic są pierwszymi zegarkami na rynku, które porzuciły dziedzictwo Tizena na rzecz systemu operacyjnego WearOS 3, współtworzonego z Google’em.
Rewolucji się nie doczekałem. Galaxy Watch 4 ma jednak tak wiele mocnych punktów, że już teraz mogę go polecić (prawie) wszystkim.
Tańszy Galaxy Watch 4 absolutnie nie trąci tanizną.
Samsung Galaxy Watch 4 jest de facto bezpośrednim następcą Samsunga Galaxy Watch 2 Active. Następcą Watcha 3 jest z kolei Galaxy Watch 4 Classic, którego recenzję dla Spider’s Web niebawem spisze Maciej Gajewski.
Tańsza wersja zegarka zastępuje więc model przeznaczony raczej dla amatorów sportu. Galaxy Watch 2 Active nigdy nie zachwycił mnie swoją jakością wykonania; ta była poprawna, ale w żadnym wypadku wybitna. Tymczasem Galaxy Watch 4 naprawdę zachwyca, jeśli chodzi o wykonanie koperty. Aluminiowa ramka robi fenomenalne wrażenie na żywo i nie zbiera odcisków palców ani brudu dzięki matowemu wykończeniu. Na ogromną pochwałę zasługuje też smukłość zegarka, który ma 9,8 mm grubości, a mimo to nie odstaje od nadgarstka i nawet na moich szczupłych przedramionach prezentuje się bardzo dobrze w wersji 44 mm.
Zegarek jest też leciutki jak piórko, ważąc raptem 30,3g. Momentami można zapomnieć, że w ogóle go nosimy. Jest również ponadprzeciętnie wytrzymały; po ponad tygodniu intensywnego użytkowania, kilku wizytach na plaży i treningach na siłowni nie ma na nim choćby ryski. Dotyczy to zarówno koperty wykonanej z aluminium, jak i ekranu pokrytego szkłem Gorilla Glass DX+.
Sporo czasu zajęło mi przekonanie się do silikonowego paska dołączonego do zestawu, który początkowo wydawał mi się regresem względem Watcha 2 Active. Jest dość gruby, dość sztywny i nieco nieprzyjemny w dotyku, lecz po kilku dniach i kilku intensywnych treningach „wyrobił się” na tyle, by łatwiej go było założyć. Nie obciera też nadgarstka i – przynajmniej u mnie – nie powoduje odparzeń ani otarć, co zdarza się przy niektórych paskach z tworzywa.
Na pochwałę zasługują przyciski służące do obsługi zegarka, bo mają wyraźny, twardy skok i jednocześnie łatwo je wcisnąć, ale nie wciskają się same np. podczas ćwiczeń. Nie podoba mi się jednak obsługa przy użyciu „wirtualnego bezela” – Galaxy Watch 4 nie ma obrotowej korony jak wersja Classic, ale zamiast tego możemy nawigować po interfejsie przesuwając palcem po ramce wyświetlacza. Przyznam szczerze, że działa to średnio; o wiele gorzej niż w Watchu 2 Actvie. Powodu tego stanu rzeczy upatrywałbym w konstrukcji wyświetlacza i obudowy, która w poprzednim zegarku była nieco wypukła, a tu jest zupełnie płaska. Przy każdej próbie „obracania” wirtualnej korony niechcący uruchamiałem aplikacje lub przechodziłem do menu ustawień.
Samsung Galaxy Watch 4 z WearOS to lepszy Galaxy Watch.
O tym, jak wiele (nie) zmienił WearOS w Galaxy Watchu 4 napisze jeszcze w swojej recenzji Maciej Gajewski, ale można śmiało powiedzieć, że wielkiej rewolucji tu nie ma. Jeśli ktoś przywykł do zegarków Samsunga z systemem Tizen, poczuje się jak w domu, bo jednym novum od strony obsługi jest bąbelkowe menu wszystkich aplikacji, zerżnięte bezczelnie z Apple Watcha. Oprócz tego jednak gesty obsługi i sposób nawigowania po interfejsie pozostały bez zmian – to akurat doskonała wiadomość.
Zmieniło się za to wiele, jeśli chodzi o możliwości zegarka. Ekosystem smartwatchy Samsunga zawsze był dość ubogi względem konkurencji, jeśli chodzi o aplikacje firm trzecich i dodatkowe funkcje. Tutaj WearOS 3 zmienia wszystko.
Oczywiście najważniejszą zmianą jest obecność usług Google’a i jego aplikacji. Mapy? Proszę bardzo. YouTube Music? Nie ma problemu. Google Fit zamiast Samsung Health? Ależ oczywiście. Dzięki mariażowi z Google’em zegarki Samsunga w końcu otrzymały też świetnie działające, globalnie dostępne płatności Google Pay a niebawem na zegarkach pojawi się również Asystent Google (w chwili pisania tego tekstu nie jest jeszcze dostępny).
Oprócz usług Google mamy również dostęp do całego ekosystemu aplikacji dostępnych na WearOS – jeśli instalujemy nową aplikację ze Sklepu Play i ma ona swój odpowiednik na zegarki, automatycznie pojawi się ona na Galaxy Watchu 4.
To samo dotyczy też tarcz; dotąd zegarki Samsunga miały relatywnie ubogi wybór tarcz zegarka. Teraz zaś mają dostęp do caluśkiej biblioteki tarcz w Sklepie Play, choć muszę przyznać, że i tak najbardziej ze wszystkich podoba mi się nowa tarcza Initial. Tak, wiem, że bardziej pasuje ona do Galaxy Watch 4 Classic, ale nawet w sportowym zegarku prezentuje się fantastycznie.
I tak jak WearOS czyni Galaxy Watcha 4 lepszym, tak Galaxy Watch 4 czyni lepszym platformę Google’a. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to pierwszy zegarek z WearOS, który działa naprawdę płynnie i bezproblemowo, bez typowych dla tego systemu czkawek i zacięć.
Zawdzięcza to oczywiście w dużej mierze specyfikacji technicznej; zegarek pracuje pod kontrolą zupełnie nowego procesora Samsung Exynos W920 i oferuje 1,5 GB RAM-u oraz 16 GB miejsca na dane. Nie wiemy jeszcze, jak nowy WearOS będzie spisywał się na platformie Snapdragon Wear, ale na zegarku Samsunga spisuje się znakomicie.
W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu – zastosowanie WearOS ograniczyło kompatybilność nowych zegarków Samsunga. Nie da się ich już sparować z iPhone’ami, co można było robić z poprzednimi generacjami zegarków (choć z ograniczeniem funkcji). Z niewiadomych względów nowe Galaxy Watche 4 nie działają ze smartfonami Huawei – nie tylko tymi bez usług Google’a, ale także z tymi, które teoretycznie powinny działać. Po szczegóły zapraszam do osobnego tekstu:
Są lepsze zegarki sportowe.
Samsung tym razem porzucił określenie „active” z nazewnictwa i może dobrze się stało, bo pod względem monitorowania aktywności Galaxy Watch 4 odrobinę mnie rozczarował.
Jeśli chodzi o funkcje sportowe, to są one z grubsza takie same jak w poprzednich Galaxy Watchach. Do wyboru mamy dziesiątki trybów i dyscyplin, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Niestety pomiary najlepiej spisują się tam, gdzie zwykle – w czasie biegania. Wtedy zegarek Samsunga potrafi mierzyć okrążenia i informować o czasie, pulsie i spalonych kaloriach. Nie dostarcza co prawda tak rozbudowanych statystyk jak zegarki Garmina, ale dla amatorów sportu w zupełności one wystarczą. Podczas biegania i ćwiczeń na świeżym powietrzu zachwyca też ekran AMOLED 1,4”, który nie tylko wyświetla piękne i ostry obraz (rozdzielczość 450 x 450 px), ale także jest dostatecznie jasny, by odczytać jego zawartość nawet w ostrym świetle słonecznym.
Niezmiennie jednak brakuje mi solidnego trybu do treningu na siłowni, który odliczałby powtórzenia i czas między seriami. Na szczęście skoro to WearOS, to możemy wgrać dowolną aplikację do ćwiczeń, w tym wspomniane Google Fit, które ma bodajże najlepszy tryb treningowy dla siłowni prócz zegarków Garmina.
Aplikacje firm trzecich nie naprawią jednak tego, na co nie pozwala hardware Galaxy Watcha 4. I tak dla przykładu łączność GPS regularnie potrzebowała nawet dwóch minut, by złapać połączenie. Co prawda mieszkam w pobliżu lasu, gdzie łączność GPS bywa problematyczna, ale Apple Watch czy Garmin Fenix 6 potrzebowały tu góra kilkunastu sekund. Analizując zarejestrowany ślad widzę również, że Galaxy Watch 4 ma tendencje do ścinania zakrętów i zaniżania pokonanego dystansu – przykładowo moją typową trasę spaceru z psem, która mierzy blisko 3 km, zegarek regularnie zapisywał jak 2,47-2,50 km.
Fanatyków dzielenia się swoją sprawnością ze znajomymi nie ucieszy też brak estymacji VO2 Max. Na szczęście dla większości użytkowników jest to kompletnie bez znaczenia i liczą się przede wszystkim pokonane dziennie kroki i spalone kalorie, a to akurat Watch 4 zlicza bardzo dokładnie. Nie zdarzyło się ani razu, by zegarek nabijał kroki gdy np. pisałem na klawiaturze albo kazał mi wstać i się rozruszać, gdy jechałem autem.
Duże nadzieje wiązałem z nowym sensorem BioActive, który przy użyciu impulsów elektrycznych mierzy skład naszego ciała, wyliczając tkankę tłuszczową, masę mięśniową, ilość wody w organizmie, etc. Wystarczy przyłożyć dwa palce do przycisków zegarka, odczekać 15 sekund i voila – wszystkie informacje w jednym miejscu.
To wszystko bardzo przydatne dane, toteż liczyłem, że zegarek będzie w stanie do pewnego stopnia zastąpić profesjonalne wagi i pozwolić chociaż na obserwację trendów w zmianie kompozycji naszego ciała.
Niestety tu zawiodłem się na całej linii. Sensor Samsung BioActive wymaga jeszcze pracy i optymalizacji, bo póki co wykonywane przezeń pomiary przypominają generator liczb losowych. Według pomiarów profesjonalnej wagi w mojej siłowni aktualnie mam 11 proc. tkanki tłuszczowej. Tymczasem Galaxy Watch 4 ustawicznie twierdzi, że jestem małym grubaskiem składającym się w 19-20 proc. z tłuszczu. Pozostałe parametry również nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, a do tego każdy pomiar różni się od siebie – można dokonać trzech pomiarów raz po razie i mieć pewność, że każdy będzie inny.
W sensorze BioActive drzemie potencjał na bardzo przydatne narzędzie fitness. Póki co jednak to raczej bezużyteczny dodatek.
Duże nadzieje pokładałem też w monitorowaniu snu, bo poprzednie zegarki Samsunga doskonale sobie z tym radziły i pokazywały bardzo wiarygodną statystykę, dzięki której widziałem dokładnie kiedy i dlaczego źle sypiam. Nie zrozummy się źle, Galaxy Watch 4 mierzy sen równie dobrze co poprzednie generacje zegarków Samsunga, ale używanie go w tym celu jest bardzo problematyczne ze względu na bardzo krótki czas pracy.
O ile Galaxy Watch 3 wytrzymywał mi średnio 1,5-2 dni, nawet gdy z nim spałem, tak Galaxy Watch 4 ani razu nie wytrzymał więcej niż dnia. Zazwyczaj budzę się około 6:00 i zegarek zdejmuję koło 22:00. W dni nietreningowe Galaxy Watch 4 kończył dzień mając maksymalnie 30 proc. naładowania, zaś gdy ćwiczyłem w danym dniu na siłowni przez ponad godzinę, pod koniec dnia widziałem na zegarku ostrzeżenie o niskim stanie baterii.
Niestety Galaxy Watch 4 nie ładuje się też na tyle szybko, by położyć go na ładowarkę po wstaniu rano i po szybkim prysznicu zdjąć w pełni naładowanego, jak ma to miejsce w Apple Watchu. Z moich doświadczeń wynika, że zegarek ładuje się od 20 proc. do pełna nieco ponad godzinę, czyli stanowczo za długo, by czekać na niego rano, czy podładowywać wieczorem przed spaniem (bo i tak nie wytrzymałby do końca następnego dnia).
Czas pracy to bodajże największa wada Galaxy Watcha 4 i mam nadzieję, że Samsungowi uda się go nieco poprawić aktualizacjami w niedalekiej przyszłości.
Koniec końców zalety Galaxy Watch 4 przewyższają jego wady. To wciąż świetny zegarek.
Pod wieloma względami można go nazwać wręcz Apple Watchem świata Androida. Także pod tym, że najlepiej kupić go jeśli posiadasz telefon Samsunga, gdyż tylko wtedy masz 100-procentową pewność działania wszystkich funkcji i dodatkowe możliwości, jak np. kontrolowanie ustawień słuchawek Galaxy Buds z poziomu widgetu w zegarku czy EKG, które niebawem doczeka się certyfikacji i będzie dostępne także w nowym smartwatchu.
Jego największym problemem jest czas pracy, ale nie jest on znowuż o wiele krótszy niż w Apple Watchu czy w poprzednich generacjach zegarków Samsunga. Jestem też pewien, że z czasem się on poprawi, jak miało to miejsce w Galaxy Watchu 3, który na początku wytrzymywał u mnie góra jeden dzień, a z czasem, gdy nauczył się schematów mojego zachowania, spokojnie dociągał do dwóch dni.
Jeśli szukasz zegarka do smartfonu z Androidem (o ile nie jest to Huawei) to trudno o lepszy wybór, zwłaszcza że Galaxy Watch 4 kosztuje 1169 zł za wersję 40 mm i 1299 zł za wersję 44 mm. Osobiście celowałbym mimo wszystko w wersję Classic, ze względu na fantastyczną obracaną koronę, lecz jeśli ten dodatek nie jest dla ciebie obowiązkowy, to „zwykły” Galaxy Watch 4 będzie jak znalazł.