Amerykanie nie chcą już stacji kosmicznej. To bardzo ryzykowna decyzja
Wyścig kosmiczny na orbicie okołoziemskiej zdaje się trwać. Chiny intensywnie budują stację kosmiczną Tiangong, a Amerykanie starają się jak najdłużej utrzymać przy życiu starzejącą się Międzynarodową Stację Kosmiczną. Co jednak będzie po końcu jej życia? Tego nie wiadomo.
Chaotyczne wypowiedzi nie tylko partnerów NASA, ale także samych jej urzędników wskazują, że mimo poważnej sytuacji nie ma jak na razie żadnego konkretnego planu działania.
Rosja, która jest jednym z głównych partnerów NASA na stacji kosmicznej w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy wielokrotnie zmieniała swoje plany. Z jednej strony dopiero co dostarczyła na orbitę moduł Nauka, z drugiej rozważa zrezygnowanie z udziału w projekcie stacji kosmicznej, ze względu na mnożące się na niej poważne usterki i stworzenie własnej stacji na orbicie, a z trzeciej rozważa możliwość zacieśnienia współpracy z Chinami i korzystania ze stacji Tiangong.
Stacja kosmiczna się rozpada
Jak na razie przedstawiciele NASA przekonują, że nie ma żadnych powodów, aby twierdzić, że stacja nie może działać do 2030 roku, choć pojawiające się usterki, problemy z wyciekami powietrza ze stacji wskazują na co innego. Nawet jeżeli założymy, że stacja wytrzyma i będzie działała do 2030 roku, pojawia się pytanie o to co będzie potem.
Z tego też powodu już teraz podkomitet ds. Nauki, Przestrzeni kosmicznej i Technologii przy amerykańskiej Izbie Reprezentantów zastanawia się jak zabezpieczyć się na przyszłość. Zbyt dobrze wszyscy pamiętają sytuację, w której po trzydziestu latach użytkowania trzeba było zrezygnować z wahadłowców nie posiadając żadnej alternatywy. Na blisko dekadę Amerykanie byli zmuszeni płacić Rosjanom za transport swoich astronautów na pokład Stacji Kosmicznej. Dopiero statek Crew Dragon firmy SpaceX w 2020 r. przywrócił Stanom Zjednoczonym możliwość wynoszenia astronautów na orbitę własnym sprzętem.
Z pewnością nikt nie chciałby, aby do takiej samej sytuacji doszło w przypadku stacji kosmicznej. Jakby nie patrzeć, gdyby tak się stało, Stany Zjednoczone miałyby poważny problem. Chiny posiadają już działającą stację kosmiczną, która będzie rozbudowywana do końca 2022 r. Gdyby teraz Międzynarodowa Stacja Kosmiczna uległa deorbitacji, amerykańscy astronauci nie mieliby gdzie latać. Na stację Tiangong raczej by nie polecieli, bowiem według amerykańskiego prawa, przedstawiciele sektora kosmicznego mają zakaz jakiegokolwiek kontaktu z przedstawicielami chińskiego sektora kosmicznego, a wypowiedzi obecnego administratora NASA nie wskazują, aby to miało się zmienić w najbliższych latach.
Co więcej, w takiej sytuacji wszystkie agencje kosmiczne na świecie, chcąc prowadzić badania na orbicie, musiałyby negocjować z Chinami, bo nie miałyby żadnej innej alternatywy. Chiny z przyjemnością udzieliłyby im gościny na pokładzie swojej stacji. Zanim Amerykanie wynieśliby jakąkolwiek nową stację kosmiczną na orbitę, wszyscy mieliby już dobrze opanowaną współpracę z Chinami i mogłoby się okazać, że chętnych na korzystanie z kolejnej amerykańskiej stacji po prostu by nie było.
NASA nie chce kolejnej stacji kosmicznej
Tutaj pojawia się zaskakująca decyzja przedstawicieli NASA, którzy oznajmili kilka dni temu, że nie planują już budować kolejnej stacji kosmicznej. Zamiast tego, tak samo jak w przypadku lotów załogowych na orbitę, agencja planuje wspomóc budowę prywatnych, komercyjnych stacji kosmicznych, a następnie jedynie wynajmować przestrzeń na ich pokładzie do wykonywania eksperymentów. Można zatem powiedzieć, że tak jak promy kosmiczne były „państwowe”, a Crew Dragon jest statkiem stworzonym przez podmiot prywatny, tak samo ISS jest „państwowa”, a nowa stacja już będzie tworzona przez podmiot prywatny.
Z jednej strony przykład Crew Dragona pokazuje, że jest to model całkiem rozsądny i całkiem dobrze działa. Z drugiej strony jednak czymże będzie NASA jeżeli będzie zajmowała się jedynie outsourcingiem? Może się nagle okazać, że kiedyś wielka agencja kosmiczna, duma Stanów Zjednoczonych, miejsce, w którym pracowały najtęższe umysły, które „umieściły człowieka na Księżycu” stanie się jedynie nieistotnym graczem na orbicie, która zostanie zdominowana przed przedsięwzięcia komercyjne i biznesowe.
Przedstawiciele NASA przekonują, że będzie wręcz odwrotnie. Wynajmowanie przestrzeni na pokładzie prywatnych stacji zamiast utrzymywania starzejącej się stacji pozwoli agencji zaoszczędzić około miliarda dolarów rocznie. Środki te z kolei mogłyby być wydane na sondy i instrumenty badawcze. Na pierwszy rzut oka brzmi to atrakcyjnie (im więcej czysto badawczych sond kosmicznych, tym lepiej), ale nie sposób pozbyć się wrażenia, że w sytuacji wyścigu kosmicznego z tak potężnym graczem jak państwowo finansowany przez Chiny wojskowy program kosmiczny, nawet najlepsze amerykańskie prywatne podmioty sektora kosmicznego po prostu nie mają szans. Wszak ich ogranicza konieczność zysku, chiński sektor kosmiczny, póki co ma bezdenną sakiewkę, którą z pewnością wykorzysta na zdobycie przewagi w rosnącym sektorze kosmicznym.
Co zrobi NASA? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że decyzje muszą być podjęte jak najszybciej, aby alternatywa dla stacji powstała, zanim stacja spłonie w ziemskiej atmosferze.