Szybko poszło. Tylko pół roku zajęła mi całkowita transformacja na procesor Apple M1
Zaledwie pół roku wystarczyło, bo wszystkie moje programy działały natywnie na procesorze Apple M1. Adobe dopełniło dzieła pokazując zupełnie nowego Lightrooma Classic. Żegnaj architekturo x86, nie będę tęsknił.
Po przedłużonym urlopie powrót do pracy był wyjątkowo przyjemny. Kiedy ja miałem wolne, Adobe pokazało światu aktualizację Lightrooma Classic do wersji 10.3. Nowych funkcji jest tylko kilka, ale dla mnie była to szalenie istotna aktualizacja, ponieważ program nareszcie działa natywnie na procesorze Apple M1. Przyspieszenie pracy jest bardzo odczuwalne, ale o tym za chwilę.
Pół roku temu trochę zaryzykowałem kupując MacBooka Pro z Apple M1, ale ostatni element układanki właśnie wskoczył na swoje miejsce.
Tak się złożyło, że musiałem wymienić komputer właśnie w czasie, kiedy Apple pokazał światu swój przełomowy procesor M1. Po szybkich testach uznałem, że to jest to, po czym zamówiłem MacBooka Pro z nowym procesorem, w wariancie z 16 GB RAM i dyskiem 512 GB.
Nie powiem, by był to zakup pozbawiony wątpliwości. Nowy MacBook był bowiem pierwszym komputerem zbudowanym wokół całkowicie nowej architektury procesora. Apple odciął się grubą kreską od Intela i całej architektury x86, przechodząc na autorski procesor M1 wykonany w architekturze ARM. Tej samej, którą znamy np. ze smartfonów.
Część efektów była do przewidzenia. Nowa architektura to nie tylko wydajniejsze instrukcje, ale też gigantyczny przeskok w technologii. Najnowsze procesory Intela pracowały w litografii 10 nm, a autorskie procesory Apple przeskakują o kilka poziomów wyżej, do technologii 5 nm. W efekcie mają nieporównywalnie mniejsze zapotrzebowanie na prąd, a to oznacza bardzo długi czas pracy na jednym ładowaniu.
Mało kto przed premierą M1 przewidział, że przeskok dokona się również w kwestii wydajności. Okazało się, że w praktyce procesory M1 mają wydajność na poziomie plasującym się gdzieś pomiędzy najlepszymi procesorami i5 i i7. W kwestii GPU wypadają nieco słabiej, ale nadal imponująco. Szczególnie wziąwszy pod uwagę fakt, że komputer działa na ogół bezgłośnie i w ogóle się nie grzeje, a przy tym nie ma problemów z intensywnymi działaniami na zdjęciach i filmach.
Apple M1 i Lightroom Classic to skomplikowany związek.
Duże przyspieszenie pracy na procesorze M1 czuć było głównie w programach, które działały natywnie na tym układzie. Trzeba jednak pamiętać, że o ile Apple od pierwszego dnia zadbał o kompatybilność systemu macOS i swoich programów, to zewnętrzni producenci musieli się dostosować i stworzyć osobne wersje programów działających natywnie w ramach architektury ARM.
Apple miało jednak plan na okres przejściowy. Aby nie pozbawić użytkowników dostępu do tysięcy programów tworzonych na przestrzeni całych dekad, powstało nowe narzędzie Rosetta 2. To warstwa emulacji pozwalająca uruchamiać programy x86 na procesorze Apple M1. Efekty działania Rosetty 2 przekroczyły oczekiwania chyba wszystkich, bo często zdarzało się, że programy x86 działały na Apple M1 szybciej niż w natywnym środowisku x86.
W praktyce bywało jednak różnie, co odczułem na przykładzie Lightrooma. Ten program jest znany ze swojej ociężałości. Im większa biblioteka zdjęć w Lightroomie, tym wolniej działa program. I choć program po uruchomieniu na świeżo rzeczywiście działał szybko, to swoim standardowym zwyczajem zaczął się zapychać i spowalniać.
Dlatego czekałem, aż Adobe pokaże Lightrooma Classic w wersji na ARM. Adobe stworzyło już nową wersję Photoshopa i nowego Lightrooma. Zakładałem, że Lightroom Classic w wersji na M1 nigdy nie powstanie, pownieważ Adobe będzie powoli wygaszać to rozwiązanie na rzecz nowszego Lightrooma działające w chmurze. Na szczęście się myliłem, a Lightroom Classic zadebiutował w wersji na ARM, a wraz z nim również Illustrator i InDesign.
Nowy Lightroom Classic w wersji na procesor Apple M1 znacznie przyspieszył.
W nowym Lightroomie Classic na pierwszy rzut oka nie zmieniło się wiele. Import zdjęć, generowanie podglądów 1:1 oraz eksport obrobionych fotografii zajmują mniej więcej tyle samo czasu co wcześniej, ale siła nowej wersji leży gdzieś indziej.
W praktyczny użyciu nareszcie nie czuć ociężałości w module Develop, czyli kluczowej części Lightrooma. Nawet podczas intensywnej obróbki z uwzględnieniem korekcji perspektywy, odszumiania i wyostrzania, efekty widać na ekranie natychmiast. W poprzedniej wersji Lightrooma program reagował na zmiany suwaków wyraźnie wolniej.
Efekt jest bardzo odczuwalny. Lightroom zachowuje się teraz tak, jak prosty edytor zbudowany np. w aplikację Zdjęcia. Komfort pracy wzrósł bardzo wyraźnie, a mimo to mamy pod maską całe zaplecze zaawansowanych funkcji edycji. Nareszcie!
Niestety zauważyłem, że kultura pracy nowego Lightrooma podczas eksportu zdjęć mogłaby być wyższa. Przy dużych paczkach zdjęć MacBookowi Pro zdarza się zacząć szumieć wentylatorami. To standardowe zachowanie przy pracy na procesorach Intela, ale procesor M1 pod tym względem rozpieszcza użytkowników. Dla porównania nie słyszę wentylatorów kiedy renderują wideo 4K w Final Cut Pro.
Tym samym wszystkie programy, z jakich korzystam działają już natywnie na Apple M1.
Lightroom był moim ostatnim programem, który czekał na natywną wersję pod procesor M1. Tym samym mam już pełen komplet. Ta transformacja zajęła zaledwie pół roku, co uważam za spektakularny sukces nowej platformy Apple’a. I to nawet uwzględniając fakt, że Apple ma ogromne doświadczenie w takich transformacjach, bo 15 lat temu przechodził z architektury PowerPC na Intela.
Pamiętajcie jednak, że transformacja na M1 to mocno indywidualna kwestia. Są branże, które jeszcze długo będą musiały posiłkować się emulacją w Rosetta 2. Podgląd statusu aplikacji można prześledzić na stronie „Czy procesor Apple jest gotowy”. Warto to zrobić, zanim wskoczy się na dobre do architektury ARM.