Ulubiony sprzęt 2021 roku? To proste: jak na razie jest nim bezprzewodowy... walkman
„Co ma być w tym zamówieniu?”. Walkman, odpowiedziałem. A potem poszedłem do sklepu z muzyką i książkami, by odebrać przygotowane dla mnie kasety. W tej scenie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wydarzyła się kilka tygodni temu w dużej galerii handlowej, a nie w latach 90.
Uprzedzę pytania, które niektórym mogą cisnąć się na usta.
Jak to walkman? Po co?!
Żeby słuchać muzyki z kaset.
W sensie chciałeś odkurzyć stare kolekcje, albumy zbierane przez rodziców albo dziadków?
Nie, na kasetach słucham muzyki współczesnej, wydawanej aktualnie.
To jakieś niszowe rzeczy, wydawane przez szalonych pasjonatów?
Też, ale kasety dziś bez problemu znajdziecie choćby w Empiku. Nie ma chyba dużego wydawcy, który nie oferowałby przynajmniej jednej taśmy z nowymi nagraniami.
Kaseta magnetofonowa raczej nie ma szansy na powrót w stylu płyty winylowej, ale zainteresowanie nią rośnie. Z danych „Guardiana” wynika, że w 2020 r. w Wielkiej Brytanii kasety sprzedały się w liczbie prawie 190 tys. Zamiast umrzeć śmiercią naturalną, chcą przeżywać kolejną młodość.
Doskonale pamiętam, od czego moje zbieractwo się zaczęło. W marcu 2014 Komety wydawały swój nowy album pod tytułem „Paso Fino”. Wydawca stwierdził, że ukaże się też na kasecie. Nie zależało mi na płycie, chciałem tylko muzyki, ale skoro już miałem zapłacić za pliki, to czemu by nie dostać przy okazji fajnego retro gadżetu?
Szybko okazało się, że kaseta wcale nie jest sprzętem retro. Wkręciłem się w polską alternatywną muzykę eksperymentalną i elektroniczną. To były złote, podziemne czasy kasetowe, kiedy na targach organizowanych w nieistniejącej już Eufemii tacy wydawcy jak Pointless Geometry, Jasień, Wounded Knife czy BDTA sprzedawali swoje albumy.
Zupełnie inaczej odbiera się muzykę, kiedy wiesz, kto za nią stoi.
Kiedy widzisz ludzi, którzy sami nagrywali album na kasetę, sami projektowali okładki, sami wycinali kody pozwalające pobrać album w cyfrowej wersji.
Jeśli coś mnie do kaset przyciąga, to właśnie ta intymność. Fakt, że kaseta wydana została w 25-50 sztukach. Mam coś wykonanego ręcznie, trafiającego do niewielkiej liczby osób. Nawet jeśli to pewien rodzaj snobizmu, to raczej nieszkodliwy.
Nie mówiąc już o tym, że kasety to małe artystyczne cudeńka. Wspaniale jest wyciągać płytę winylową z dużego opakowania, oglądać ogromną okładkę z bliska, analizując każdy detal, rozkładając teksty na stole. Ale równie przyjemnie jest przyglądać się temu małemu prostokątowi, wykonanego niemal w stu procentach metodą „zrób to sam”.
Jakkolwiek więc dziwnie to nie zabrzmi, bezprzewodowy walkman nie był dla mnie retro-atrakcją, a sprzętem, który naprawdę miał mi się przydać. I po kilku tygodniach z nim mogę przyznać, że moja pasja wskoczyła na nowy, wygodniejszy poziom.
Z racji tego, że nie mam porządnego audiofilskiego zestawu pozwalającego słuchać muzyki z kaset, zwykle odsłuch odbywał się z walkmana. Podłączałem go do mini-wieży i kaseta leciała. Teraz sytuacja jest jednak wygodniejsza, bo mogę szybko połączyć urządzenie ze słuchawkami czy głośnikiem bezprzewodowym.
I tak rozwiązanie z XX w. współpracuje ze sprzętami z XXI wieku. Idealnie!
Problem w tym, że walkman kosztuje 149 zł. Niestety wygląda jak sprzęt z lat 90. I to taki kupiony na bazarze. Plastikowe, tandetne wykonanie rzuca się w oczy. Mnie to nie przeszkadzało, bo potrzebowałem jedynie „pośrednika”, by ułatwić sobie życie. Natomiast jeżeli ktoś chciałby przypomnieć sobie stare dobre czasy, taki walkman tylko go rozczaruje. Bo zamiast miłego sentymentu dostanie urządzenie, które uzmysłowi, dlaczego po wejściu płyt CD tak szybko porzuciliśmy walkmany, przerzucając się na discmany.
Fakt, że kupiłem bezprzewodowy walkman w 2021 roku, w dużym sklepie znanej sieci, każe mi z optymizmem patrzeć w przyszłość. Może i odtwarzacze kaset doczekają się takich eleganckich perełek, jak bezprzewodowy gramofon Sony PS-LX310BT. Minimalistyczny, elegancki, na dodatek bardzo dobrze grający. Żeby i walkman mógł być sprzętem dobrej jakości.
Kasety zasługują na ponowne odkrycie. Owszem, serwisy streamingowe są wygodne i potrzebne, ale korzystanie z nich wiąże się z pewnym ryzykiem. Inaczej odbieramy muzykę, którą pod nos podsuwają algorytmy (starając się, abyśmy nie opuszczali strefy komfortu). Inaczej słucha się płyt, gdy co chwila wyskakują powiadomienia i wiadomości. W końcu inaczej reagujemy, jeśli ważniejsze są playlisty, składanki dostosowane pod porę dnia lub nastrój.
Powrót do słuchania po kolei, najlepiej bez zatrzymywania, to zupełnie nowe doświadczenie. Na dodatek w rękach mamy przedmiot trochę gadżeciarski, trochę kolekcjonerski, trochę retro.
Nie wspominam o jakości dźwięku z oczywistych powodów. Paradoksalnie ta niedoskonałość, szumy, trzaski mogą być dla wielu zaletą. Odkurzcie stare walkmany, a jeśli nie przeszkadza wam tandeta, sięgnijcie po ten, który ja kupiłem - anonimowej marki, plastikowy, ale pozwalający połączyć się z nowoczesnymi sprzętami. I jeśli przymknięcie oko na błędy, wyłączycie nostalgiczne myślenie, czym słuchanie kasety było, skupiając się na tym, czym może być, jest duża szansa na to, że odkryjecie słuchanie muzyki na nowo.