Polacy mają w nosie fake newsy o globalnym ociepleniu. Chcą zakręcić wodę i odstawić schabowego
Właśnie ukazały się dwa bardzo ciekawe badania na temat podejścia Polaków do ekologii. Jedno pokazuje, że klimatyczni denialiści to w Polsce jednak mniejszość. Drugie zdradza zaś, co Polacy zrobią, aby ochronić przyrodę. Okazuje się, że pod względem finansowym – niewiele. I to wcale nie jest powód do załamywania rąk.
Z raportu Centrum Badań nad Uprzedzeniami „Polacy o globalnym ociepleniu” płynie bardzo dobra wiadomość: jesteśmy świadomi skali zagrożenia. „Blisko 80 proc. spośród badanych Polaków przyznaje, że ocieplenie jest faktem i że w znacznym stopniu jest ono spowodowane przez człowieka (blisko 70 proc. zgadza się z tym stwierdzeniem)” – pisze autorka opracowania, Maria Babińska.
„Jedynie 9,6 proc. badanej próby uważa, że nie ma nic takiego, jak globalne ocieplenie”
Nie będzie zaskoczeniem, że najmniej osób zaprzeczających globalnemu ociepleniu znalazło się w grupie osób o poglądach lewicowych. Co ciekawe, bardziej świadome zagrożenia są kobiety. Martwić może jedynie fakt, że jedna czwarta uznających zmiany klimatyczne stwierdza, że „większość ludzi za bardzo przejmuje się tym problemem”.
Mimo wszystko w Polsce nie brakuje osób zdających sobie sprawę, że katastrofa klimatyczna się zbliża. Pytanie, co z tą świadomością ludzie chcą zrobić. Okazuje się, że całkiem sporo. Najwięcej, bo przeszło 80 proc., deklaruje chęć do ograniczenia użycia wody. Dla 61 proc. prawdopodobne jest ograniczenie korzystania z samochodu w najbliższych 12 miesiącach, a dla prawie 40 proc. – unikanie lub ograniczenie spożycia mięsa.
Aż dla ponad połowy ankietowanych – a dokładnie dla prawie 53 proc. – prawdopodobne jest zagłosowanie na kandydata o proekologicznych poglądach. Jednak udziału w protestach klimatycznych czy pomocy w organizacji działającej na rzecz ochrony środowiska Polacy raczej by się nie podjęli. Częściej odpowiadali, że to raczej nieprawdopodobny scenariusz.
Teoretycznie brak udziału w protestach nie jest dobrą wiadomością. Tomasz Markiewka w książce „Zmienić świat raz jeszcze” cytuje Emmę Marris, amerykańską pisarkę, która była członkiem ruchu chcącego zatrzymać budowę gazociągu w Oregonie. Marris założyła, że działający gazociąg emitowałby rocznie prawie 37 mln ton dwutlenku węgla. Skoro 42 tys. obywateli zaprotestowało, to przy zatrzymaniu budowy każdy miałby 1/42 000 „zasługi” powstrzymania emisji. To 876 ton na osobę.
Trzeba byłoby żyć bezemisyjnie 54 lata, aby osiągnąć taki rezultat
Takie wyliczenia rodzą zapewne dużo „ale”, jednak mniej chodzi w nich o liczby, a bardziej o pokazanie, że lepiej działać zbiorowo niż indywidualnie. Jeden skuteczny protest może znaczyć dużo więcej niż całe dorosłe życie bez samochodu.
Z takim podejściem Polacy mają jednak problem. W raporcie czytamy, że „za średnio najważniejsze osoby badane uważają działania jednostkowe, a najmniej ważnym wydają im się działania rządu”. Z drugiej strony prawie tak samo ważne, co akcje indywidualne, są działania międzynarodowe.
Rodzi się więc paradoks: Polacy wiedzą, że polityka w ochronie klimatu jest ważna, ale…
…nie wierzą akurat w rządzących. To specjalnie nie dziwi, biorąc pod uwagę choćby zapowiedzi Andrzeja Dudy dotyczące węgla. Kiedy na szczycie przywódców zorganizowanym przez prezydenta USA Joe Bidena głowy państwa deklarowały przejście na ekologiczne źródła, przywódca Polski chwalił się porozumieniem ws. przedłużenia działania kopalń węgla do 2049 roku.
Inne badania również pokazują, że z dystansem podchodzi się do działań rządzących. Z badań naukowców z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, o których pisze PAP, wynika, że Polacy są gotowi przeznaczyć na ochronę przyrody raptem 30 zł rocznie. I chociaż ankietowani mogli wskazać Lasy Państwowe jako organizację, do której trafiłyby te środki, mało kto decydował się na taki krok. Trudno jest być jednak zaskoczonym.
Po fundacji respondenci wybierali gminę, dalej organizację zajmującą się ochroną przyrody, a dopiero później Lasy Państwowe - komentuje dr hab. Agnieszka Lorek, prof. UE w Katowicach.
30 zł to bardzo mało. Polacy nie chcą się składać na ochronę przyrody, bowiem uważają, że ta ma być finansowana z podatków przez władze. I to bardzo rozsądne podejście.
„Trzeba nam nie kolejnych poradników indywidualnego radzenia sobie z naszymi problemami, lecz poradnika zbiorowego działania – poradnika robienia polityki" – pisał Markiewka. Zdaniem filozofa i publicysty, we współczesnym świecie brakuje nam „sprawczości”, czyli poczucia, że razem możemy coś zdziałać. To nie przypadek, skoro „jesteśmy ciągle bombardowani przekazem, który zniechęca nas do podejmowania jakichkolwiek prób współpracy i polegania na zbiorowej sprawczości”.
I to pokazują ekologiczne raporty – Polacy nie chcą udzielać się w protestach i organizacjach. Jednocześnie ciągle mają teoretyczną wiarę w politykę, skoro są gotowi zagłosować na proekologicznego kandydata. Badania są więc optymistyczne nie tylko dlatego, bo pokazują, że przeciwnicy zmian klimatycznych to mniejszość. Są promykiem nadziei, bo indywidualne podejście na zasadzie „wyrzuć słomkę, jedź rowerem” nie dominuje. Na szczęście, bo pojedyncze gesty na niewiele się zdadzą, gdy jeden z międzynarodowych graczy wypisze się z porozumień, jak wcześniej Stany Zjednoczone, czy będzie podchodził do nich z rezerwą jak Chiny.