REKLAMA

Japonia ma problem, więc wszyscy mamy problem. Kończy się miejsce na radioaktywną wodę. Trzeba wylewać do morza

W połowie kwietnia rząd Japonii ogłosił kontrowersyjną decyzję, według której na przestrzeni kolejnych dekad będzie uwalniał do oceanu oczyszczaną radioaktywną wodę, zgromadzoną w uszkodzonej w 2010 r. elektrowni jądrowej w Fukushimie. Teraz okazuje się, że ten plan to za mało.

Japonia chce się pozbyć skażonej wody z Fukuszimy. To nic nie da
REKLAMA

Sama decyzja wywołała natychmiastową reakcję państw ościennych, takich jak Korea Południowa czy Chiny. Obawy dotyczą wpływu takiej wody na gospodarkę wodną i rybołówstwo w regionie. Już teraz wiele krajów utrzymuje zakaz sprowadzania ryb z regionu dotkniętego katastrofą w Fukushimie. Po uwolnieniu setek tysięcy litrów radioaktywnej wody zakazy te mogą się jedynie wzmóc.

REKLAMA

Zgodnie z planem ogłoszonym przez rząd Japonii na przestrzeni lat do oceanu ma trafić ponad milion ton wody oczyszczonej w elektrowni. Cała operacja miałaby zacząć się za dwa lata. Mniej więcej właśnie wtedy zabraknie już miejsca na przechowywanie wody na terenie elektrowni.

Gdzie leży problem?

Na terenie elektrowni znajduje się oczyszczalnia wody, która faktycznie jest w stanie poprawić jej jakość, ale nie jest w stanie usunąć z wody radioaktywnego trytu, którego jest tam 730 000 bekereli na litr. Obecnie obowiązujące w Japonii ograniczenia co do ilości uwalnianej wody radioaktywnej mówią, że do morza może trafić nie więcej niż 22 biliony bekereli rocznie.

Wychodzi zatem na to, że operator uszkodzonej elektrowni będzie miał prawo uwolnić ok. 30 000 ton oczyszczonej radioaktywnej wody do oceanu rocznie.

Problem jednak w tym, że - jak donoszą dziennikarze japońskiej gazety The Asahi Shimbun - na terenie elektrowni w Fukushimie w ciągu roku zbiera się nawet 51 000 ton wody (wody gruntowe, opady atmosferyczne), która ulega tam skażeniu.

REKLAMA

W efekcie nawet jeżeli faktycznie rząd rozpocznie usuwanie wody do oceanu, to w zbiornikach wciąż będzie jej przybywać. Skoro w 2023 r. zbiorniki zostaną wypełnione skażoną wodą „pod korek”, to znaczy, że wciąż operator elektrowni będzie musiał budować kolejne zbiorniki na przechowywanie skażonej wody. Zważając na to, że budowa może potrwać od roku do dwóch, to aby zdążyć na czas, władze powinny rozpocząć prace budowlane już teraz.

Możliwe jednak, że w świetle tak pesymistycznych danych, rząd Japonii będzie zmuszony po prostu podwyższy górne ograniczenie ilości uwalnianej do morza skażonej wody. Jak to wpłynie na sektor morski i stosunki Japonii z sąsiadami, nawet lepiej nie myśleć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA