Policja będzie dawać mandaty za korzystanie z telefonu na przejściu dla pieszych
Policja będzie wlepiać mandaty za wpatrywanie się w ekran smartfona na przejściu dla pieszych. To świetny pomysł, ale mam nadzieję, że pójdą za nim porządne przepisy.
Ostatnio mandaty często trafiają na nagłówki. Ledwie dowiedzieliśmy się, że policja będzie nas karać za wychodzenie do lasu, by wyszło na to, iż tego typu obostrzenia związane z koronawirusem sądy uznają za bezprawne i wlepione mandaty cofają. Rządzącym nie jest to na rękę, więc politycy wpadli na genialny pomysł: to obywatele będą musieli udowadniać, iż nie są wielbłądami.
Tym razem politycy wpadli na całkiem niezły pomysł. I aż dziw bierze, że czekaliśmy na to latami.
Nadchodzą mandaty za korzystanie z telefonu na przejściu dla pieszych
Najnowszy pomysł rządu Prawa i Sprawiedliwości, o którym mowa była już w ubiegłym roku, zakłada penalizowanie korzystanie z komórek podczas przechodzenia przez ulicę. Biorąc pod uwagę fakt, iż w trakcie tego manewru pieszy powinien zachować szczególną ostrożność — głównie ze względu siebie, gdyż w starciu z rozpędzoną metalową puszką jest na straconej pozycji — brzmi to rozsądnie.
Skoro kierowcy nie mogą podczas jazdy korzystać z komórek i muszą używać zestawów głośnomówiących i asystentów głosowych cały czas, to nic się pieszemu nie stanie, jak na kilka sekund odetnie się od Instagrama (ba, może to mu wyjść na zdrowie!). Fakt, iż ktoś uważa, że powinien mieć bezwzględne pierwszeństwo, będzie marnym pocieszeniem, gdy założą mu gips od szyi aż po same… kostki.
Oczywiście istnieje ryzyko, że politycy wyłożą się na ostatniej prostej, a dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane.
Sporo osób krytykuje zapis, który ma wejść w życie w czerwcu i wskazuje, że w teorii dubluje się on z tym, który wymaga od pieszego „zachowania szczególnej ostrożności”. Ten miałby być wystarczający, by karać za korzystanie z telefonu podczas przechodzenia przez ulicę, ale jak dotąd istnieje jednak społeczne przyzwolenie na takie zachowania, a policja takich mandatów nie wystawia.
W tym kontekście doprecyzowanie przepisów wyszłoby wszystkim na zdrowie — zarówno pieszym (bardziej fizyczne), jak i kierowcom (bardziej psychiczne). Pamiętajmy bowiem, że jeśli pieszy wejdzie pod koła pojazdu z własnej winy, to nie tylko on poniesie konsekwencje tego zdarzenia. Kierujący auto, pod którego kołami ucierpiał lub zginął człowiek, może się nabawić traumy.
Umówmy się też, że żaden lajk na Facebooku ani wideo na TikToku nie są warte tego, by za nie cierpieć ginąć, a niestety tylko w zeszłym roku odnotowano 7 tys. potrąceń pieszych i zginęło w ten sposób aż 780 ludzi. Nie wiemy co prawda, w ilu przypadkach to akurat rozproszony przez smartfona pierwszy zawinił, ale… stawiam dolary przeciwko orzechom, iż to spora część tego typu sytuacji.
Miejmy tylko nadzieję, że wraz ze zmianą przepisów pójdzie szeroko zakrojona kampania społeczna informująca o zmianie przepisów, która wyjaśni, dlaczego to akurat dobry pomysł. Z jednej strony niech pojawi się marchewka („nie zginiesz pod kołami nadjeżdżającego auta” brzmi całkiem nieźle), a jak nie pomoże — to kijek (czyli mandaty dla ryzykantów).
Podobał się tekst? Polub go lub udostępnij na Facebooku.