Taniec, akustyka i niezwykle przekonująca iluzja. TCL Ray-Danz – recenzja
Wydawać by się mogło, że w konstrukcji soundbarów wiele się już nie zmieni i że to w pełni dojrzałe produkty. Ktoś wyraźnie tej opinii nie przekazał TCL-owi, bo ten wprowadził na rynek coś wysoce unikatowego i świeżego. Choć do ideału brakuje sporo.
TCL raczej nie kojarzy się z porządnym sprzętem audio. Ten chiński producent słynie raczej z dwóch rzeczy. Po pierwsze: oferuje telewizory o bardzo dobrej relacji możliwości do ceny. Po drugie: popularyzuje technologię wyświetlania miniLED. Ale audio? Soundbary tej firmy do tej pory były wysoce pospolite.
Tymczasem Ray-Danz już jakiś czas temu został obsypany nagrodami za bycie jednym z najbardziej innowacyjnych urządzeń w swojej kategorii. W końcu miałem okazję zapoznać się z tym produktem i sprawdzić źródło tego całego zamieszania. Do pełni zachwytu jeszcze trochę brakuje. Nie można jednak ukryć, że w istocie jest to urządzenie innowacyjne. A co więcej – owa innowacyjność przekłada się na realne korzyści dla odbiorcy. No ale po kolei.
TCL Ray-Danz – wymyślna nazwa i wymyślny wygląd. Ale czy tylko o wzornictwo chodzi?
Wizualnie trudno ten soundbar pomylić z dowolnym produktem konkurencji. W wymyślnie uformowanej obudowie kryje się system dźwiękowy 3.1, gdzie soundbar jest osobnym modułem łączącym się z grajbelką bezprzewodowo. Ray-Ranz jest też zgodny z formatem Dolby Atmos i oferuje łączną moc 540 W.
Ray-Danz ma szerokość 105 cm i wysokość 5,8 cm. Nie jest więc przesadnie wysoki, a to oznacza, że nawet jeśli mamy dość nisko zawieszony telewizor, to i tak nie powinien on zasłaniać obrazu. Znajdziemy w nim jedno wejście HDMI i jedno wyjście. Niestety, to drugie obsługuje wyłącznie standard ARC zamiast nowszego eARC. Szkoda – to sztandarowy produkt na 2020 r., a eARC istotnie eliminuje plątaninę kabli wokół naszej szafki RTV. Na szczęście mamy wspomniane wejście, dzięki któremu nie stracimy na jakości dźwięku – pod warunkiem, że odtwarzacz Blu-ray bądź konsolę połączymy w ramach pass through.
Soundbar obsługuje podawanie dalej obrazu w Dolby Vision, HDR10, HDR10+ i HLG, więc pass through nie przysporzy nam żadnych technicznych problemów. Ray-Danz nie ma też żadnego problemu z dowolnym formatem Dolby. Niestety nie obsługuje żadnego formatu DTS – biorąc pod uwagę popularność tego formatu w wydawnictwach Blu-ray, może to być pewnym problemem, jeżeli nasz odtwarzacz nie obsługuje trybu lokalnego dekodowania dźwięku. Na pocieszenie mamy za to pełną obsługę Chromecasta i AirPlay 2.
Czyli na razie jest przyzwoicie, choć bez większych rewelacji, a nawet z pewnymi problemami. O co więc tyle zamieszania?
Nie tylko kształt, ale i nazwa Ray-Danz stanowi o jego wyjątkowości.
Tanie systemy audio obsługują format Dolby Atmos raczej symbolicznie, realnie zapewniając odbiorcy znikome korzyści. Trudno jest symulować dookólny dźwięk sferyczny mając do dyspozycji raptem dwa bądź trzy głośniki. W drogich modelach stosowane są zaawansowane mechanizmy kierunkowania dźwięku (większość producentów określa to mianem beaming), symulowane przez rozmaite algorytmy mniej lub bardziej powiązane ze sztuczną inteligencją. Często działa to bardzo sprawnie – a sztandarowe produkty Samsunga, Sony i Sennheisera są w tym wyjątkowo sprawne. A TCL?
Tu do akcji wkracza szczególny kształt Ray-Danza, który – jak się okazuje – ma istotniejszy walor, niż tylko ciekawe wzornictwo. Soundbar ma tak dziwny kształt, ponieważ kieruje dźwięk na ściany naszego salonu. Cyfrowej obróbki tu i tak nie brakuje, wszak grajbelka nie ma żadnego głośnika skierowanego ku górze, a i tak symuluje pozycjonowanie dźwięku w pionie. Jej przedziwny układ głośników i kształt obudowy sprawia jednak, że Ray-Danz polega przede wszystkim na akustyce naszego pomieszczenia, a dopiero tą uzupełnia przez swój procesor dźwięku.
Efekt jest zaskakująco przekonujący i ma unikalną zaletę względem rozwiązań stricte cyfrowych. Beaming dźwięku u konkurencji działa świetnie w momencie, gdy słuchacz znajduje się w odpowiednim miejscu przed telewizorem i soundbarem. Widzowie siedzący gdzieś dalej z boku mogą zapomnieć o poprawnej symulacji dźwięku przestrzennego. W przypadku Ray-Danz problem ten całkowicie znika.
Na dodatek samo brzmienie tego urządzenia jest zdecydowanie ponadprzeciętne. Subiektywnie odnoszę wrażenie, że Ray-Danzowi brakuje ciut dynamiki. Dźwięk jest klarowny i czytelny. Dialogi w filmach są wyraźnie słyszalne, a w filmach akcji strzały i eksplozje odpowiednio dudnią, nie zagłuszając przy tym reszty sceny. Subiektywnie mam jednak odczucie podobne do słuchania dźwięku poddanego lekkiej kompresji. Nie jestem pewien z czego to wynika ani też swojej diagnozy – mam jednak wrażenie, że Ray-Danz ucina najniższe i najwyższe wartości dźwiękowego spektrum. Ogólnie jest bardzo dobrze – tak na szkolną czwórkę – a czepiam się, bo to jednak sztandarowy model.
Sztandarowy i innowacyjny oznacza drogi? Nie tym razem.
Konstrukcja Ray-Danza i sposób, w jaki ten symuluje dźwięk przestrzenny, zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. To też bardzo dobrze brzmiący soundbar, choć w mojej ocenie są urządzenia pod tym względem jeszcze lepsze. Obsługa Dolby Vision w pass through jest zdecydowanie godna odnotowania. Niestety, trzeba też zwrócić uwagę na brak obsługi DTS i HDMI-eARC.
Tyle że Ray-Danz na dziś kosztuje 1,7 tys. zł, a więc tyle, co średnio-niskiej klasy zestaw większości konkurentów. Produkt TCL-a zdecydowanie jest o klasę wyżej. Na pewno nie jest to poziom takich urządzeń jak Sennheiser Ambeo czy Sony HT-S5000 – te jednak kosztują nawet i pięciokrotnie drożej. Z pewnością nie jest to najlepszy soundbar na rynku. W tej klasie cenowej jest jednak bardzo wartościową propozycją. Konkurencja powinna robić notatki.