REKLAMA

Pandemia nie zahamuje ocieplenia klimatu. Rok 2020 zakończy najgorętsze pięć lat w historii pomiarów

Najnowszy raport opublikowany przez Światową Organizację Meteorologiczną wskazuje, że 2020 r. zakończy najgorętsze pięć kolejnych lat w historii zapisów. Średnia globalna temperatura dla tego okresu była 1,1 stopnia wyższa od temperatur sprzed ery przemysłowej.

11.09.2020 10.56
Właśnie kończy się najgorętsze pięć lat w historii pomiarów klimatu
REKLAMA

Tutaj warto zauważyć, że nawet jeden stopień zmiany niesie za sobą poważne konsekwencje. Sygnatariusze Porozumienia paryskiego starają się uchronić planetę przed wzrostem temperatury o więcej niż 1,5 stopnia Celsjusza, jednak jak na razie ich działania są zdecydowanie niewystarczające.

REKLAMA

Jest pandemia - nie ma lotów. Nie ma lotów - nie ma pomiarów

Jakby tego wszystkiego było za mało, pandemia w tym roku znacząco utrudniła badaczom wykonywanie pomiarów i dokumentowanie zmian spowodowanych zmianami klimatycznymi.

To był wyjątkowy rok nie tylko dla ludzi, ale także dla samej planety. Pandemia COVID-19 zaburzyła normalne życie na całej planecie. Jednocześnie ogrzewanie planety i zmiany klimatyczne nie uległy zahamowaniu

- napisał w oświadczeniu Antonio Guterres, sekretarz generalny ONZ.

Kluczowe 1,5 stopnia Celsjusza

Według autorów raportu między chwilą obecną a 2024 r. jest 24 proc. szans na to, że przynajmniej raz przekroczymy krytyczne 1,5 stopnia. Gdy globalne temperatury zaczną osiągać ten punkt z roku na rok, to nawet 7 proc. ekosystemów na Ziemi zacznie przechodzić do zupełnie innego biomu. W miejscach gdzie teraz stoją lasy zaczną pojawiać się łąki i tereny zielone. Nie brzmi to tak źle, ale ludzie, zwierzęta i rośliny zaczną przystosowywać się, przemieszczać i znikać miejsc, w których dotychczas żyły od bardzo dawna. A to i tak jest najlepszy scenariusz, wszak kolejne pokolenia do 2100 r. będą obserwowały wzrost nawet o 3 stopnie, i to tylko wtedy jeżeli utrzymamy obecną politykę klimatyczną.

Aby uchronić się przed wzrostem temperatur o więcej niż 1,5 stopnia Celsjusza, poziom emisji gazów cieplarnianych musi spadać o około 7 proc. rocznie. W tym roku faktycznie może nam się to udać, ale do tego potrzeba było pandemii i lockdownu. Jak jednak obniżyć poziom emisji w przyszłym roku? Teraz wydaje się to niemalże nierealne.

Wprowadzenie lockdownu i ograniczeń w lotnictwie sprawiło, że ilość obserwacji przeprowadzonych za pomocą samolotów spadła w marcu i kwietniu aż o 75-80 proc, przez co wszystkie modele klimatyczne stały się nieco mniej dokładne. Analogicznie niemal wszystkie statki oceanograficzne zostały skierowane do portów macierzystych, a część boi i sprzętu zbierającego dane uległa awarii, bo nie można było przeprowadzić ich konserwacji.

REKLAMA

Starając się zminimalizować straty wielu badaczy zaczęło więcej korzystać z danych zbieranych przez satelity pogodowe oraz wysyłało więcej sond radiowych, który wynoszone są balonami w atmosferę od lat trzydziestych XX wieku.

Aktualnie naukowcy zastanawiają się jak monitorować zmiany klimaty w czasach trwającej pandemii. Według autorów raportu luki w danych powstałe w tym roku mogą mieć istotne konsekwencje dla dalszych prognoz zmian klimatu. Bez tych danych znacznie trudniej będzie nam zrozumieć jak szybko człowiek zamienia Ziemię w planetę niesprzyjającą życiu.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA