Kultura redaktora naczelnego, odcinek 2
Witajcie w drugim odcinku z serii „Kultura redaktora naczelnego. O wszystkim co shitowe”. Tych, którzy nie wiedzą, co to za cykl, a dowiedzieć się chcą, odsyłam do odcinka pierwszego.
***
Opowiem wam historię z dzieciństwa. A w zasadzie to z moich lat nastoletnich.
Mieszkałem w dzielnicy Stary Sosnowiec, gdzie sąsiadowały ze sobą dwa zwaśnione osiedla - Ordonówny (wcześniej Fornalskiej) oraz Kilińskiego. Mimo iż oba osiedla dzieliła w zasadzie jedna wąska uliczka, to były to dwa różne światy, których przekraczać bezkarnie wolno nie było. Na nieszczęście tych mieszkających na Ordonówny, w tym mnie - aby dostać się do centrum miasta, trzeba było przejść przez osiedle Kilińskiego. Była to niezwykle niebezpieczna przeprawa.
Na osiedlu Kilińskiego mieszkał niejaki Paweł Pająk. Nie był to osobnik w żaden sposób zaangażowany w moje drzewo genealogiczne, natomiast na moje nieszczęście byłem jego faworytem. Co mnie widział, to mnie chciał lać. A że starszy był o 3 czy 4 lata – co w czasach, gdy miałem 14 - 15 lat oznaczało potężny deficyt fizyczny w porównaniu do Pawełka – łatwo nie było. Dorwał mnie ze 4 razy, w tym raz z dwoma innymi ziomami, co akurat pamiętam dobrze, bo dochodzić do siebie po tym spotkaniu musiałem kilka długich tygodni.
Fast forward – jak to mówią Amerykanie – o dekadę. Mieszkam już zupełnie gdzie indziej. Na Ordonówny/Kilińskiego już nawet nie zaglądam, bo i Mama zdążyła się wyprowadzić w nieco bardziej ambitne rejony.
Jadę ze swoim Fordem Mondeo do jakiegoś sosnowieckiego warsztatu, bo coś tam – a jak to w Fordzie Mondeo, tych coś tam bywało sporo. Wychodzi do mnie właściciel warsztatu, tłumaczę problem. Szef wzywa swojego pracownika. Okazuje się, że to.. Paweł Pająk. Obaj stajemy jak wryci.
Moment później wyczuwam u Pawełka przerażenie – jak zareaguję, czy przypomnę mu o naszych incydentach, czy zrobię obciach przy szefie. To, co wtedy poczułem, samego mnie wtedy zaskoczyło. Zrobiło mi się bowiem Pawła Pająka… bardzo żal. Obaj wiedzieliśmy, że oto niespodziewanie przyszedł czas mojej zemsty, jednak ja odpuściłem. Gdy to zrozumiał, poczuł potężną ulgę, co było widać po rozluźniających się mięśniach jego twarzy i nie tylko. Ja z kolei poczułem błogość.
Dlaczego wspominam tę historię? I dlaczego akurat teraz? Otóż kilka dni temu doświadczyłem podobny rodzaj zemsty przez przebaczenie (ale nigdy nie zapomnienie). Otóż jeden z najstarszych stażem hejterów Spider’s Web i mnie osobiście, który był jednym z najgorszych typów, jacy kiedykolwiek nas obrażali – a musicie wiedzieć, że obrazy typu „Pajonk, ty chuju” bolą znacznie mniej niż notoryczne ironizowanie i deprecjonowanie twojej wartości – pracuje teraz w tzw. pijarze i wysyła do mnie maile z cyklu „Panie Przemysławie, chciałbym Pana zainteresować…”. Dobrze wiem, jakie upokorzenie musi to być dla hejtera. Mnie z kolei znowu ogarnia uczucie błogiej litości.
Zresztą to niepierwszy tego typu przypadek. Byli hejterzy, którzy zgłaszali się do nas do pracy, byli tacy, którym strasznie zależało, by Spider’s Web opisał ich super startup, byli też tacy, którzy bardzo chcieli zostać moim kumplem.
Zemsta, kochani, ma różne oblicza. Czasami bywa łaską i przebaczeniem. I zapewniam was - przynosi mnóstwo satysfakcji.
***
O Wiadomościach TVP w ostatnich latach napisano i powiedziano już chyba wszystko, niemniej jednak wciąż zdarzają się incydenty, które poruszają mnie do żywego.
Taką sprawą był ostatnio przypadek znanego amerykańskiego projektanta mody Christiana Paula, który w jednym z wydań flagowego programu informacyjnego Telewizji Polskiej komentował stroje pierwszej damy Agaty Dudy. Szybkie śledztwo mediów społecznościowych udowodniło, że owszem Christian Paul istnieje, ale nazywa się Krystian Farbaniec i z modą ma wspólnego tyle, że lubi.
Dla niektórych obserwatorów przyzwyczajonych do tvp-owskich produkcji może to być ot kolejny niewinny, wręcz śmieszny przykład zaawansowanej propagandy. De facto jest to jednak przekroczenie medialnego Rubikonu.
Czy ktoś pamięta jakim skandalem skończyło się w Niemczech w 2018 r. nakrycie dziennikarskiej gwiazdy szanowanego tygodnika opinii Der Spiegel (taki odpowiednik polskiej Polityki) Claasa Relotiusa na wymyślaniu wywiadów, ekspertów i historii swoich reportaży?
Temu wielokrotnie nagradzanemu reportażyście udowodniono, że w przynajmniej 14 na 60 opublikowanych w Spieglu tekstach dopuszczał się rażących nadużyć. Wymyślił na przykład historię młodego Syryjczyka, który przeżywał piekło wojny domowej.
Podobną sprawą był w 2003 r. casus dziennikarza The New York Times, Jaysona Thomasa Blaira, któremu również udowodniono, że wymyślał całe wywiady z nieistniejącymi ekspertami, opisywał miejsca, w których nigdy nie był, raportował wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca.
W obu tych przypadkach reperkusje były niezwykle daleko idące. Oczywiście nakryci na niecnych sprawkach dziennikarze stracili pracę, a środowisko potraktowało ich dozgonnym ostracyzmem. Pracę stracili też przełożeni tych dziennikarzy, którzy dopuszczali zmyślone teksty do publikacji. Przez opinię publiczną przetoczyła się gorąca dyskusja nt. odpowiedzialności mediów za kreowanie rzeczywistości. Przez tygodnie były to ważne międzynarodowe tematy.
Tymczasem w Polsce, po opublikowaniu wywiadu z projektantem Christianem Paulem opinia publiczna się zaśmiała, na Twitterze padło kilka niewybrednych żartów, po czym wszyscy przeszliśmy do porządku dziennego. Nikomu włos z głowy nie spadł. Dziennikarz przygotowujący materiał o strojach pani Dudy dalej pracuje, szefostwo Wiadomości TVP też.
To jest porażające przerażające.
Nie ma mediów obiektywnych – są tylko takie, które bardziej lub mniej maskują swoją przyjętą linię światopoglądowo-polityczną. Możemy więc zrozumieć media różnie interpretujące fakty – jedne na modłę konserwatywną, drugie na liberalną. Wciąż są to jednak fakty.
To co robią Wiadomości TVP trudno nazwać robotą dziennikarską – wymyślanie ekspertów, udawanie kogoś kim się nie jest, fejkowanie wydarzeń. To rodzaj post-mediów.
I to jest cholernie niebezpieczne.