Oto plany Huaweia na 2020 rok. Firma stawia na rozwój własnego ekosystemu
Huawei stara się radzić sobie w obecnych realiach. Mimo że nowe smartfony firmy nadal nie mogą korzystać z usług Google, to Chińczycy robią wszystko, by pozyskać kolejnych klientów.
Przedstawiciele Huaweia na spotkaniu z polskimi dziennikarzami zapowiedzieli nową strategię firmy na rynku smartfonów. Opiera się ona na czterech filarach: dostarczaniu świetnych telefonów, byciu konkurencyjnym cenowo, zapewnieniu możliwie najlepszej obsługi klientów oraz dalszym rozwijaniu własnego ekosystemu usług, ze sklepem AppGallery na czele.
Jak Huawei zamierza przekonać do siebie klientów?
Jeżeli chodzi o jakość smartfonów, nie trzeba tu dodawać nawet słowa komentarza. Jestem przekonany, że gdyby Huawei Mate 30 Pro miał usługi Google'a, można byłoby go obwołać najlepszym lub przynajmniej jednym z najlepszych smartfonów 2019 roku. Model ten ma wszystko, co powinien mieć smartfon z najwyższej półki i pod wieloma względami, między innymi możliwościami aparatu, po prostu zawstydza konkurencję.
W pierwszej połowie 2020 roku Huawei chce rozszerzyć swoje portfolio produktowe o 9 nowych modeli kosztujących od 300 do ponad 4000 zł, których jednak nie wymienia z nazwy. Na pewno będą do niego należeć nadchodząca rodzina P40 oraz tanie smartfony z serii Y.
Huawei przekonuje, że każdy z nowych sprzętów będzie najbardziej opłacalnym urządzeniem w swojej kategorii cenowej. Na razie są to wyłącznie zapewnienie producenta, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w obecnej sytuacji chiński producent rzeczywiście zdecydował się na ostrzejszą walkę cenową. Klientów ma też zachęcić lepsza obsługa. Wszystkie nowe modele mają mieć standardowo gwarancję Door-to-Door.
Najważniejszy jest jednak sklep AppGallery.
Można stworzyć najlepszy możliwy sprzęt, ale bez odpowiedniego ekosystemu usług jest on bezwartościowym przyciskiem do papieru. Huawei zdaje sobie z tego sprawę, dlatego zapewnia, że współpracuje nad wieloma, także polskimi, deweloperami nad tym, by ich aplikacje były jak najszybciej dostępne w sklepie AppGallery.
Firma zamierza zachęcać też użytkowników do instalowania programów ze źródeł zewnętrznych (pozwala na to Facebook) oraz korzystania z przeglądarkowych wersji usług takich jak Uber. Żeby pomóc mniej zorientowanym użytkownikom, skróty do najbardziej poszukiwanych usług ma umieszczać na ekranach głównych swoich smartfonów.
Firma zamierza edukować użytkowników na temat możliwych źródeł pobierania aplikacji oraz korzystania ze smartfonów Huawei za pomocą dedykowanej infolinii, wideo instruktażowych, autorskich artykułów, instrukcji w AppGallery oraz społeczności Huawei. Producent zapowiedział także współpracę z mediami w tym zakresie. Jak widać, zdecydowano się tu na działanie wielotorowe, które mają trafić do jak najszerszego grona odbiorców.
A jak radzi sobie samo AppGallery? Rośnie zainteresowanie nim, co jest wynikiem przeprowadzenia wielu działań marketingowych w tym zakresie. W czwartym kwartale liczba pobrań aplikacji z AppGallery wzrosła o 78 proc., zaś liczba użytkowników o 63 proc. O 11 proc. wzrosła też liczba zarejestrowanych użytkowników ID Huawei (odpowiednik konta Google), zaś o 13 proc. liczba aktywnych użytkowników usług mobilnych Huawei. Wyniki zatem są budujące dla firmy, jednak nadal mamy tu spore pole do wzrostu.
Jak Huawei sobie poradzi w tej sytuacji?
To pytanie zależy przede wszystkim od dalszego rozwoju sklepu AppGallery. Jeżeli w krótkim czasie pojawią się w nim wszystkie potrzebne aplikacje, problem Huaweia zostanie zażegnany. Wówczas też pozycja firmy paradoksalnie może wzrosnąć, ponieważ Chińczycy wyrwą się z monopolu Google i stworzą własny ekosystem, który może być ciekawą przeciwwagą dla ekosystemu amerykańskiej firmy.
Jeżeli jednak ta sztuka się nie uda, Huaweia czeka raczej zepchnięcie do rodzimego rynku, gdzie do tej pory chińscy użytkownicy doskonale radzili sobie bez sklepu i usług Google. Trzecią opcją jest, że ban Huaweia się skończy. Wówczas usługi Google trafią na telefony chińskiego producenta, a wtedy Huawei... nadal będzie budował swój ekosystem, by przygotować się na kolejne perturbacje z amerykańskim rządem.