REKLAMA

Powiadomienia na czas albo launcher z Hello Kitty - tak można podsumować różnice między iPhone'em a Androidem w 2020 r.

Mamy 2020 r. Megakorporacje ścigają się o to, kto pierwszy wyśle człowieka na Marsa. Technologia Deep Fake jest tak zaawansowana, że można podrobić wygląd i głos dowolnej osoby. Wchodzimy w erę komputerów kwantowych. A Android… nadal nie potrafi wyświetlać powiadomień na czas.

Jest 2020 r., a Android nadal nie potrafi przekazywać powiadomień na czas
REKLAMA
REKLAMA

Pozwólcie, że zabiorę was w sentymentalną podróż do roku 2012. W trzecim kwartale tego roku fani technologii czekali na dwie rzeczy – koniec świata i premierę Nokii Lumii 920.

Gdy w końcu Lumia 920 trafiła do Polski w 2013 r., była którymś z kolei Windows Phone’em w moich rękach i aż chce się powiedzieć, że wspaniały był to telefon i nie zapomnę go nigdy (choć użytkowałem go bardzo krótko). Na tle innych Windows Phone’ów wyróżniało go w zasadzie tylko to, że równolegle z nim korzystałem z mojego pierwszego smartfona z Androidem – LG Swift.

Android wtedy kompletnie mnie nie przekonywał, jak chyba żadnego z posiadaczy Windows Phone’ów w dobie ich szczytowej popularności. Pamiętam jednak, że czynnikiem, który irytował mnie w Androidzie najbardziej, było ogromne opóźnienie w przekazywaniu powiadomień.

Lumia otrzymywała powiadomienia z aplikacji momentalnie. Jeśli ktoś napisał do mnie na Messengerze (wtedy jeszcze zintegrowanym z aplikację Facebooka), w tej samej chwili otrzymywałem powiadomienie. Tymczasem na Androidzie to samo powiadomienie trafiało do mnie z co najmniej pięciominutowym opóźnieniem, choć Messenger dysponował dedykowaną aplikacją.

W innych aplikacjach różnica w czasie powiadomień dla tej samej usługi sięgała czasem 10-15 minut. Był to jeden z głównym powodów, dla których porzuciłem wtedy Androida i wróciłem do niego dopiero dwa lata później.

Przewińmy szybko do 2020 r. Sztuczna inteligencja dostaje prawa autorskie, a Android dalej nie wyświetla powiadomień na czas.

Przyznam szczerze, że na długi czas zapomniałem o kwestii nieterminowych powiadomień na Androidzie. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat przez moje ręce przewinęły się dziesiątki smartfonów z Androidem i jakoś żyłem z tym, że czasem jakieś powiadomienie przychodzi później niż powinno. Nic wielkiego.

deep fusion, iphone 11, ios 13.2

Skalę tego opóźnienia zrozumiałem jednak dopiero niedawno, gdy przez dwa miesiące używałem wyłącznie iPhone’a 11, a potem wróciłem do testowania smartfonów z Androidem.

Sytuacja z wczoraj: na biurku leżą obok siebie cztery telefony – iPhone 11, Motorola G8 Power, Samsung Galaxy A71 i Xiaomi Mi Note 10.

Wtem! Żona pisze do mnie na Messengerze. iPhone momentalnie rozświetla ekran, a ja nie reaguję. Czekam. Czekam, żeby przekonać się, ile czasu zajmie odebranie tego samego powiadomienia na pozostałych telefonach.

Pierwsza odzywa się Motorola – z opóźnieniem wynoszącym nieco ponad minutę. Nie tak źle.

Dwie minuty później (czyli trzy minuty od oryginalnego powiadomienia) odzywa się Samsung.

I w końcu, po pięciu minutach od wysłania wiadomości, odzywa się Xiaomi.

OnePlus 7T Pro McLaren Edition opinie

Na każdym smartfonie widnieje inna godzina odebrania wiadomości i każda jest tą poprawną – Messenger po prostu przyjmuje za moment wysłania godzinę odbioru wiadomości, a nie godzinę jej faktycznego wysłania na innym urządzeniu.

Kolejny test: Gmail. Tym razem zadbałem o to, by wszystkie smartfony miały równe szanse. Na każdym ustawiłem powiadomienia Push. Na wszystkich Androidach wyłączyłem wszelkie procesy oszczędzające energię i upewniłem się, że Gmail nie ma włączonych żadnych ograniczeń.

Wysyłam maila, sam do siebie, z przeglądarki na laptopie. Jako pierwszy odzywa się… iPhone. iPhone, który według wszelkich forów internetowych najczęściej sprawia problemy z powiadomieniami Push w Gmailu.

Kolejna odzywa się Motorola – minutę później.

Tym razem Samsung i Xiaomi idą łeb w łeb – odbierają powiadomienie trzy minuty po iPhonie.

Przykłady można mnożyć i mnożyć, ale konkluzja pozostaje niezmienna: powiadomienia na smartfonach z Androidem to dramat.

Oczywiście, istnieją sposoby na złagodzenie tego problemu. Wynika on bowiem w dużej mierze z tego, iż Android (zwłaszcza na smartfonach producentów z Chin) stara się bardzo agresywnie oszczędzać energię. I to stąd zwykle wynikają tak ogromne opóźnienia w przekazywaniu powiadomień.

Albo telefon przechodzi w tryb oszczędzania energii tuż po zablokowaniu ekranu, albo konkretne aplikacje są blokowane tak, by nie działały w tle i nie zużywały energii, albo Wi-Fi zostaje rozłączone w trybie uśpienia, co automatycznie opóźnia dostarczanie powiadomień.

Naturalnie każde z tych ustawień można wyłączyć, ale sam fakt, że musimy uciekać się do grzebania w szczegółowych ustawieniach każdej aplikacji świadczy o tym, że coś tu jest fundamentalnie zepsute.

iPhone przekazuje powiadomienia natychmiastowo i nie wymaga w tym celu żadnej ingerencji użytkownika. Nie odbija się to również w żaden sposób na jego czasie pracy.

W przypadku smartfonów z Androidem zaś, niezależnie od producenta, wersji systemu i nakładki, nawet wyłączenie wszystkich wspomnianych wyżej ograniczeń nie gwarantuje otrzymywania powiadomień wtedy, gdy faktycznie powinny być przysłane.

Ok – dla większości pewnie będzie to problem pierwszego świata, ale dla mnie istotnym jest, by otrzymywać powiadomienia, zwłaszcza z komunikatorów, w czasie rzeczywistym. Zdarzają się przecież w życiu sytuacje, kiedy komunikujemy się tekstowo zamiast telefonicznie i absolutnie niedopuszczalny jest fakt, by wiadomość dochodziła opóźniona o kilka minut, bo tak.

Bardzo dobrze ujął to na redakcyjnym Slacku Jakub Kralka, któremu też akurat przyszło przesiąść się na Androida na czas naprawy uszkodzonego iPhone'a:

Pozostając przy narzekaniach na powiadomienia w Androidzie, jest jeszcze jedna cecha, której pewnie większość czytelników nigdy nie doświadczyła, ale która doprowadza do szału każdego znanego mi recenzenta telefonów.

Otóż jeśli używamy kilku smartfonów z Androidem na raz, to przeczytanie powiadomienia na jednym telefonie nie równa się usunięciu go z drugiego.

Podobnie też, jeśli przez jakiś czas nie używamy danego telefonu, to gdy go włączymy, naraz zaczynają spływać wszystkie powiadomienia, jakie dostaliśmy na innych telefonach w tym czasie.

Wyobraźcie sobie: wyjmuję z szuflady nieużywanego przez miesiąc LG G8s i potem przez bite 15 minut patrzę, jak na pasku pojawiają się kolejne powiadomienia. Jak na pulpicie wyrastają obok siebie kolejne dymki dawno już przeczytanych i zapomnianych rozmów w Messengerze.

Jakoś gdy wyłączam iPhone’a i wracam do niego po tygodniu, nie bombardują mnie powiadomienia odebrane na innych urządzeniach. Czyli można.

Różnice między Androidem i iOS to właśnie te małe rzeczy.

W ujęciu ogólnym nie można powiedzieć, żeby jeden system był lepszy od drugiego. Android ma swoje zalety, iOS ma swoje.

Jednak to właśnie poziom dopieszczenia detali sprawia, że naprawdę zaczynam rozumieć wszystkich fanboyów Apple’a. I mówię to jako wieloletni fanboy Androida.

REKLAMA

Taki drobiazg jak terminowe przysyłanie powiadomień ma dla mnie o wiele większe znaczenie niż to, żebym mógł sobie rozmieścić ikonki na pulpicie w wymyślne wzorki. Niestety lata mijają, a w świecie Androida nic się nie zmienia. Dbałość o takie detale najwidoczniej pozostaje tam obcą koncepcją.

Ale hej, przynajmniej mogę sobie podmienić launcher na taki z ikonkami z Hello Kity. A to już coś, prawda?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA