10 lat temu dałbym się pokroić za taki gadżet do gitary. Słuchawki Boss Waza Air zwaliły mnie z nóg
Spędziłem ostatnie 5 dni z najciekawszym sprzętem, jaki mógł trafić w ręce domorosłego gitarzysty. Słuchawki Boss Waza Air zwaliły mnie z nóg.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem słuchawki Boss Waza Air, wiedziałem, że to coś dla mnie. Podobnie jak chyba każdy domorosły muzyk od zawsze borykam się jednym podstawowym problemem – jak ćwiczyć grę na instrumencie, by jednocześnie nie przeszkadzać członkom rodziny i czerpać z tego przyjemność.
Przez lata próbowałem przeróżnych rozwiązań. Miałem trzy generacje POD-ów od Line 6, od klasycznej nerki, przez X3 Live aż po HD500. Przez chwilę próbowałem comba hybrydowego (lampa na preampie, tranzystor na wzmacniaczu) od Blackstara. Przerabiałem też interfejsy audio, aż stanąłem na rozwiązaniu, którego używam dziś – niewielki cyfrowy wzmacniacz VOX Adio + słuchawki.
Każde z wyżej wymienionych narzędzi ma miejsce w arsenale gitarzysty. POD-y i interfejsy audio to kapitalne sprzęty do nagrywania i koncertowania. Interfejsy audio spisują się świetnie, jeśli nie mamy miejsca na dedykowany wzmacniacz – wystarczy podłączyć interfejs do komputera, pobrać darmowe symulacje wzmacniaczy lub kupić jeden z rozlicznych programów i można grać.
Mały wzmacniacz pokroju VOX Adio czy Yamaha THR10 jest w tym wszystkim najbardziej „przyjaznym” rozwiązaniem, bo gra na tyle cicho, by nikomu nie przeszkadzać, a przy tym brzmi o wiele lepiej od każdego małego „piecyka” z 8-calowym głośnikiem, jakie sklepy muzyczne wciskają nieświadomym początkującym gitarzystom (ich brzmienie można porównać zwykle do bardzo głośnego pierdzenia – taka prawda).
Żadne z powyższych rozwiązań, nawet mały wzmacniacz z podłączonymi słuchawkami, nie zdaje jednak egzaminu w jednym scenariuszu – gdy chcemy dosłownie „podłączyć się i grać”.
Ok, może jeśli ktoś ma na tyle duże mieszkanie, że może permanentnie rozstawić cały zestaw z gitarą włącznie, wtedy problem w zasadzie nie istnieje. Znam jednak wielu gitarzystów, którzy są w podobnej sytuacji jak ja – aby pograć na gitarze, muszą wykonać co najmniej kilka kroków:
- wyciągnąć gitarę z futerału
- przeciągnąć kabel do wzmacniacza
- włączyć wzmacniacz
- podłączyć słuchawki (opcjonalnie)
A po zakończeniu sesji powtórzyć wszystkie te czynności w odwróconej kolejności. Brzmi to jak problem pierwszego świata, ale wierzcie mi, nic tak nie zabija chęci do ćwiczeń (a tym bardziej regularności tych ćwiczeń) jak instrument schowany poza zasięgiem wzroku i długotrwały proces rozpoczęcia treningu.
Do tego jeśli korzystamy ze słuchawek podłączonych do interfejsu audio lub wzmacniacza, zwykle nasza gitara nie brzmi zbyt dobrze. A już na pewno granie w przewodowych słuchawkach nie jest wygodne, gdy zamiast skupiać się na ćwiczeniach skupiamy się na plączącym się kablu.
Należąca do Rolanda firma Boss najwyraźniej również dostrzega ten problem, bo stworzyła produkt, który rozwiązuje go jak nic innego na rynku.
Wybaczcie ten przydługi wstęp – służy on temu, by wytłumaczyć, po co w zasadzie komukolwiek mógłby się przydać taki sprzęt jak słuchawki Boss Waza Air. Bo widzicie, to nie są zwykłe słuchawki do słuchania muzyki: to de facto kolekcja cyfrowych symulacji wzmacniaczy i efektów wbudowana w słuchawki.
Miałem niestety tylko pięć dni na zabawę z Boss Waza Air, więc nie nazwę tego tekstu recenzją. Ten czas wystarczył jednak, by utwierdzić mnie w przekonaniu, że potrzebuję tego produktu w moim życiu.
Już po obudowie widać, że nie są to zwykłe słuchawki.
Boss Waza Air mają konstrukcję przypominającą klasyczne słuchawki nauszne o zamkniętej konstrukcji, ale ich „nietypowość” zdradzają co najmniej trzy elementy:
dwa dziwne przyciski na jednej z puszek,
wielkie pokrętło, stylizowane na pokrętła w gitarach,
ogromna dziura ziejąca z dołu jednej z puszek.
Przyciski służą do przełączania się między utworzonymi presetami brzmień. Pokrętło zaś służy do regulacji głośności wzmacniaczy. Ogromna dziura u dołu jednej z puszek to zaś nic innego, jak stacja dokująca do ładowania bezprzewodowego adaptera, który podłączamy do gitary.
Całość jest bardzo solidnie wykonana, z wyjątkiem wspomnianych wcześniej przełączników, które są bardzo tanie i skrzypiące w dotyku. Zupełnie nie pasują do reszty konstrukcji.
Na szczęście słuchawki są przy tym bardzo, ale to bardzo wygodne. Bez problemu możemy w nich ćwiczyć przez długie godziny, nie odczuwając dyskomfortu. Przy czym „długie” godziny będą tu relatywnie „krótkie” – wszak Boss Waza Air mogą pracować na jednym ładowaniu maksymalnie 6 godzin.
Oferują za to na tyle dobry stan czuwania, że grając po ok. 2 godziny dziennie na przestrzeni pięciu dni testów naładowałem słuchawki tylko raz. A pamiętajmy, że dzielą się one prądem także z adapterem do gitary.
Boss Waza Air w praktyce
Słuchawki Bossa upraszczają proces domowego ćwiczenia gry na gitarze jak tylko się da. Zakładamy słuchawki, wtykamy bezprzewodowy adapter do gniazda w gitarze i voila – gotowe, można grać. Na czas testów wystawiłem gitarę, zwykle rezydującą w twardym futerale, na statyw. Zawiesiłem na nim również słuchawki i gdy tylko miałem chwilę na ćwiczenie, sięgałem po obydwa sprzęty w jedno miejsce.
Żadnych plączących się kabli. Prościej się nie da. W efekcie chciałem grać więcej i częściej, bo tzw. „próg wejścia” spadł tak nisko, że niżej jest chyba tylko gitara akustyczna w salonie.
Jeszcze bardziej od tej prostoty doceniłem świetne brzmienie wbudowanych symulacji.
W słuchawki wbudowano 5 typów wzmacniaczy – od akustycznego, aż po tzw. „brown sound”, czyli silnie przesterowane brzmienie solowe. Każdy z wbudowanych w słuchawki presetów brzmi fenomenalnie, za sprawą połączenia dopracowanej technologii modelowania wzmacniaczy i efektów, a także ciekawego tricku, który za chwilę wyjaśnię.
Niestety nie ma możliwości wyprowadzenia sygnału audio z tych słuchawek, a nie dysponuję ekwipunkiem niezbędnym do nagrania ich brzmienia. O tym, jak grają, dowiecie się zatem z filmu na kanale Andertons TV (i od gitarzystów znacznie lepszych i znacznie bardziej doświadczonych ode mnie).
Jeśli o mnie chodzi – brzmienie zwala z nóg. Co jeszcze ważniejsze, z nóg zwala nie tylko brzmienie, ale też responsywność symulacji. Oczywiście, nie ma co się oszukiwać, to nie jest poziom lampowego wzmacniacza wysokiej klasy. Ale reakcja na dynamikę grania i pokrętła głośności w gitarze jest w tych słuchawkach niesamowita. Nawet najbardziej przesterowane brzmienie po przykręceniu pokrętła w gitarze staje się przyjemnie szkliste, tak, że można cały czas grać na jednym modelu, a kwestię dynamiki rozwiązywać kombinacją wspomnianego pokrętła i własnych palców – zupełnie jak w butikowym wzmacniaczu lampowym.
Największym asem w rękawie słuchawek Boss Waza Air jest jednak ich symulacja przestrzeni. Słuchawki mogą pracować w trzech trybach – statycznym, przestrzennym i sceny.
W trybie statycznym cyfrowy wzmacniacz słychać tak, jakby stał on w jednym punkcie w pokoju. Ów „punkt” możemy dostosować wewnątrz aplikacji mobilnej (o której za chwilę) i zależnie od tego, jak obrócimy głowę, brzmienie nadal dobiega z tego samego punktu. Wrażenie jest niesamowite, a dzięki zastosowaniu w słuchawkach żyroskopu umieszczenie symulacji w przestrzeni jest bardzo precyzyjne.
W trybie przestrzennym dźwięk słychać zewsząd, jak w każdych innych słuchawkach podłączonych do wzmacniacza. Możemy za to wybrać sobie kilka rodzajów pogłosu i ich styl – sceniczny lub studyjny.
W trybie sceny cyfrowy wzmacniacz staje niejako za nami, jak na prawdziwej scenie. Zmienia się też pogłos i ambient, znakomicie symulując prawdziwe warunki sceniczne. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego trybu i żałowałem, że nie miałem tak inspirującego gadżetu pod ręką gdy zaczynałem grać na gitarze lata temu, jako chłystek marzący o wielkich scenach.
Każde z brzmień, jakie możemy wydobyć z Boss Waza Air, jest piękne, inspirujące, a jednocześnie na tyle wiarygodne, by nie pobłażać w trakcie treningu. Wszak wszyscy wiemy, że w przeciwieństwie do wzmacniaczy cyfrowych/tranzystorowych, które wiele wybaczają, prawdziwy wzmacniacz lampowy (zwłaszcza przy niskim gainie) nie wybacza błędów. Jeśli „brudzisz” w trakcie grania, będzie to słychać. I tak samo będzie to słychać w Boss Waza Air, co czyni te słuchawki znakomitym narzędziem treningowym, a nie tylko gadżetem zachęcającym do częstszego grania.
Brzmień też ustawicznie przybywa, dzięki aktywnej społeczności użytkowników. W aplikacji na urządzenia mobilne już teraz znajdziemy kilkanaście ciekawych presetów, a z czasem z pewnością będzie ich przybywać.
Boss Waza Air nie jest produktem bez wad.
A jego największą wadą jest właśnie wspomniana wyżej aplikacja. Ze słuchawek można korzystać i bez niej, i prawdę mówiąc przez większość czasu tak właśnie robiłem. Program do obsługi symulacji jest bowiem tragicznie brzydki i niewygodny w obsłudze. Do tego – niespodzianka! – w wersji na Androida działa fatalnie. Próba podłączenia słuchawek do LG G8s powiodła się tylko raz i wszystko działało… aż do restartu aplikacji. Potem przestało działać. Na iPhonie 11 aplikacja działała bez problemu, choć wciąż nie jest to najbardziej udany program na świecie.
Jej największy problem to obsługa ustawień. Wszystkie opcje wyboru mają formę pokrętła. Aby coś zmienić, naciskamy pokrętło palcem i przesuwamy go po ekranie – wtedy opcje wyboru wyświetlają się na pełnym ekranie. Teoretycznie to dobre wyjście, ale w praktyce jest strasznie niewygodne, a np. w przypadku pokrętła wyboru symulacji wzmacniaczy zwyczajnie zabrakło mi przestrzeni na ekranie, by przewinąć wszystkie opcje.
Aplikacja ma wbudowany stroik, który również nie działa zbyt dobrze. Zdarzają mu się opóźnienia w przechwytywaniu sygnału, a często w ogóle nie rozpoznaje, że czegoś od niego chcemy.
I choć bardzo się starałem, nie udało mi się sparować słuchawek w trybie Bluetooth Audio. Działał jedynie protokół Bluetooth MIDI, choć teoretycznie powinno się dać sparować słuchawki jednocześnie w dwóch trybach, by np. ćwiczyć z podkładami. Być może to jakiś błąd wczesnej wersji oprogramowania lub wada tego konkretnego egzemplarza.
Największą wadą słuchawek Boss Waza Air jest jednak ich cena.
1800 zł to cena, którą bez problemu przełknie profesjonalny muzyk szukający poręcznego rozwiązania do ćwiczenia w trasie koncertowej lub rozgrzewki przed koncertami.
Nie jest to jednak cena, jaką przełknie przeciętny początkujący gitarzysta, któremu taki produkt ma najwięcej do zaoferowania. Tym bardziej, że nie oszukujmy się – nikt nie kupi tych słuchawek jako jedynego rozwiązania do domowego treningu, bo każdy od czasu do czasu chce usłyszeć gitarę w jej „naturalnym” środowisku, z głośników, najlepiej z porządnego wzmacniacza. Czasem chcemy zagrać dla innych. Czasem chcemy jednocześnie grać i śpiewać. Boss Waza Air to produkt komplementarny, nie zaś główne narzędzie treningowe dla domorosłego muzyka.
I w tym układzie 1800 zł staje się ceną wręcz nie do przyjęcia. Tym bardziej, że raptem 200 zł więcej kosztuje fantastyczny wzmacniacz Boss Katana Air, który również oferuje bezprzewodowy adapter do gitary, więc zostaje tylko jeden kabel – ten od słuchawek. W podobnej cenie dostaniemy też konkurencyjną Yamahę THR-II, brzmiącą w mojej ocenie jeszcze lepiej.
Nie mówiąc już o tym, że przyzwoicie brzmiący wzmacniacz dla początkujących można kupić za 500 zł i to od tego samego producenta (Boss Katana Mini). Mój VOX Adio, brzmiący niemal tak dobrze jak słuchawki Bossa, kosztował 1200 zł.
W tym układzie cena słuchawek Boss Waza Air jest po prostu niekorzystna i obawiam się, że to może być gwóźdź do trumny tego fantastycznego produktu.
Bo mimo wszystko Boss Waza Air to kapitalne rozwiązanie.
Dałbym się pokroić za taki gadżet, gdy zaczynałem grać na gitarze. Gdy rodzice nie mogli znieść mojego rzępolenia i ogrywanych w nieskończoność piosenek System of a Down. Gdy tłukłem przez długie godziny skale i gamy, które, cóż, nie są zbyt przyjemnym doświadczeniem dla ucha. Dużo bym dał za to, by wtedy ktoś podsunął mi taki produkt, bo zmieniłby on moje życie na lepsze.
A nawet teraz, gdy zabiegane życie i inna ścieżka kariery odciągnęły mnie od muzyki, słuchawki Boss Waza Air okazały się wręcz zbawienne, umożliwiając wygodne, bezgłośne, a przy tym inspirujące sesje gry na gitarze w małym mieszkanku w bloku, pomiędzy wypełnionym po brzegi kalendarzem.
Jeśli właśnie pomyślałeś „to o mnie!” i budżet na to pozwala – kupuj w ciemno. Boss Waza Air to nie do końca idealny, ale kapitalny w swym zamyśle produkt.
Dla innych pozostanie pewnie zaledwie ciekawostką, tym niemniej jest to ciekawostka, którą warto sprawdzić podczas najbliższej wizyty w sklepie muzycznym. Gwarantuję, będziecie zaskoczeni.