Chcesz kupić kartę SIM? Daj sobie zeskanować twarz. Chińczycy chcą narzucić taki standard w telekomunikacji
Żeby kupić kartę SIM w Chinach, trzeba zeskanować twarz. Nie możemy pozwolić, żeby firmy z Państwa Środka kształtowały standardy wykorzystanie tej technologii na arenie międzynarodowej. A właśnie to robimy.
Technologia rozpoznawania twarzy i sposób jej wykorzystania nie przestają budzić poważnych kontrowersji. Organizacje pozarządowe, aktywiści, a nawet szefowie wielkich firm (na przykład Microsoftu) nawołują do ustanowienia ram, w jakich może być stosowana.
Na razie jednak zachodni politycy wydają się umiarkowanie zainteresowani tematem. Tymczasem na arenie międzynarodowej zainteresowane nim są bardzo Chiny. I, jak wynika z dokumentów pozyskanych przez Financial Times, to właśnie ten kraj zaczyna podsuwać swoje rozwiązania coraz większej liczbie krajów.
Międzynarodowy chiński standard.
Chińskie firmy forsują z powodzeniem swoje pomysły w International Telecommunication Union (ITU) jednostce ONZ odpowiedzialnej za ustanawianie standardów w branży telekomunikacyjnej. Korzystają z nich przede wszystkim kraje rozwijające się, które nie mają budżetów na przygotowanie własnych standardów. W czerwcu ZTE i China Mobile przeforsowały swoje zalecenia dotyczące inteligentnych świateł drogowych. Zupełnym przypadkiem zgadzają się one z produktami, które ZTE produkuje.
Ale ustalanie standardu pod siebie to jedno, niepokój obserwatorów budzi jeszcze co innego. Część rekomendacji nie ogranicza się tylko do technicznych aspektów rozpoznawania twarzy, ale także do zakresu jej wykorzystania. A jeśli przykład idzie z Chin, z pewnością nie będzie to plan minimum.
Chcesz kupić kartę SIM? Daj sobie zeskanować twarz.
W Chinach wprowadza się coraz więcej rozwiązań opartych na rozpoznawaniu twarzy. Od grudnia każdy, kto chce kupić kartę SIM w Państwie Środka, będzie musiał zeskanować swoją twarz. W teorii ma to zagwarantować, że każdy kupujący jest tym, za kogo się podaje. W praktyce wiele osób obawia się, że jest to po prostu kolejny sposób na śledzenie obywateli oraz tego, co robią w sieci.
Obawy te nie są bezpodstawne. Chiny znane są z co najmniej swobodnego podejścia do prywatności obywateli i poszanowania ich swobód. Najlepiej widać to w regionie Sinciang, w którym technologia rozpoznawania twarzy jest wykorzystywana do ciągłego inwigilowania mniejszości etnicznej Ujgurów.
Jeśli nie ustalimy międzynarodowych standardów sami, ktoś to zrobi to za nas. Chiny chętnie wezmą na siebie to brzemię.