Mistrzowie trollingu dali nauczkę twórcy koszulek, który kradł projekty
Złodziejskie boty opanowały Twittera, kradnąc dzieła internetowych artystów i sprzedając je jako własne wzory na koszulkach, kubkach czy bluzach. Miarka się jednak przebrała. Artyści przeszli do kontrataku i sięgnęli po mrożącą krew w żyłach broń – Myszkę Miki.
Włamując się do galerii sztuki, można sobie zrobić krzywdę, uciekając przed policją, zmęczyć i zasapać, a próbując sprzedać dzieło mistrza Caravaggio, wpaść przez niegodnego zaufania pasera. Nie każdy lubi ryzykować tak bardzo, nie każdy też chce się od razu porywać na Moneta, Maneta, Muncha, Muchę, Malczewskiego czy Mehoffera. Czasami starczy sztuka artystów internetowych. Kradzież tej też może być bowiem całkiem intratnym zajęciem, ale za to znacznie prostszym i nieobarczonym zbytnim ryzykiem.
No, chyba że ktoś złodziejom podrzuci Disneya.
Tej akcji nie powstydziłby się Loki.
Na Twitterze operują boty, które przeczesują serwis w poszukiwaniu obrazków popularnych artystów internetowych, przy których pojawiają się takie komentarze jak„świetnie by to wyglądało na T-shircie” lub wręcz „chciałabym T-shirt z tym”. Mając w głębokim poważaniu fakt, że rysunki tak podpisane są czyjąś własnością, boty tworzą z nich wzory na koszulki, kubki, bluzy i co im jeszcze przyszło do złodziejskiej głowy. Sprzedają je potem w swoich sklepach, a artysta, który stworzył oryginalny obrazek, zwykle może się tylko pieklić, irytować i żalić na cały proceder w mediach społecznościowych.
Tym razem twórcy postanowili jednak przejść do kontrataku i obrócić złodziejski kod przeciwko jego stworzycielom. Ich główną bronią była nie tylko zmanipulowana armia botów, ale też ikona walki o przedłużenie w nieskończoność daty wygaśnięcia prawa autorskiego – Myszka Miki.
Disney najpierw pozywa, a potem zadaje pytania.
Pozywanie ludzi na podstawie prawa autorskiego to obok robienia filmów, seriali, kanałów streamingowych, parków rozrywki i miliona innych rzeczy takie małe hobby Disneya. I na właśnie liczą artyści. W ramach swojego machiawelicznego planu umieścili na Twitterze obrazek Myszki Miki z podpisem „to nie parodia, złamaliśmy właśnie prawa autorskie i chcemy zostać pozwani przez Disneya. Poniesiemy WSZYSTKIE opłaty” i poprosili swoich fanów o spopularyzowanie go i dopisywanie przy nim komentarzy typu „chcę to na T-shirt!”. Boty szybko chwyciły przynętę, w sklepach zaczęły się pojawiać koszulki z tym jakże oryginalnym nadrukiem, a profil Disneya na Twitterze został zasypany informacjami o nieuczciwych przedsiębiorcach, którzy naruszają ich prawa.
Choć z przynajmniej części sklepów wzory zaczęły już znikać, mam nadzieję, że artystom uda się wciągnąć Disneya w swój diaboliczny plan. Zastępy prawników magakorporacji mogłyby przynajmniej porządnie nastraszyć złodziei i pokazać, że taka kradzież nie jest jednak całkowicie pozbawiona ryzyka. O tym, że uda się całkowicie wyeliminować ten proceder, nie śmiem nawet marzyć, ale może uczynienie go mniej opłacalnym i bardziej kłopotliwym, choć trochę go ograniczy.