Na sucho, a potem na mokro. Moje roboty ze sobą rozmawiają. I się dogadują
Kilka lat temu wydawało mi się, że Internet rzeczy będzie pojęciem abstrakcyjnym i zupełnie obcym zwykłemu człowiekowi. Ostatnio jednak zobaczyłem świetne narzędzia, które nawet największemu laikowi wytłumaczą, jak za kilka lat będzie funkcjonować większość sprzętów codziennego użytku. Już teraz pokazują to sprzęty iRobota.

Już kilka lat temu zobaczyłem, że Internet rzeczy nadejdzie lada dzień. Po raz pierwszy pokazał mi to robot odkurzający iRobot Roomba 980. Był moim pierwszym robotem, którego mogłem skonfigurować z poziomu aplikacji, a nawet włączyć będąc poza domem. Wtedy to był dla mnie ogromny szok, a dzisiaj… po prostu się do niego przyzwyczaiłem.
Stało się tak, ponieważ w moim mieszkaniu przez ten czas zaroiło się od inteligentnych sprzętów. I nie mówię tu wyłącznie o telewizorach z Androidem czy głośnikach typu Google Home. Moje mieszkanie jest wyposażone w żarówki Philips Hue, lodówkę LG podłączoną do Wi-Fi oraz pralkę, do której mogę dodawać nowe programy za pomocą smartfona z NFC. Niebawem zamierzam też wyposażyć się w klimatyzację z funkcjami smart i dedykowaną aplikacją.
Niestety, sprzęty te nie potrafią ze sobą rozmawiać
Nie oznacza to, że cokolwiek działa źle. Po prostu każdy ze sprzętów działa w odrębnej przestrzeni. Co prawda lodówkę i pralkę (oraz przyszłą klimatyzację) będę mógł kontrolować za pomocą jednej aplikacji, zaś pozostałe sprzęty są podłączone do Asystenta Google, ale w ogóle ze sobą nie współpracują. Pewnym wyjątkiem są tu żarówki Philips Hue, które dobierają kolor świecenia do mojego telewizora z Ambilight, ale jest to raczej przyjemny gadżet, a nie rzeczywiście przydatne rozwiązanie.
Zupełnie inaczej jest z najnowszymi robotami iRobota, czyli odkurzającym modelem Roomba S9+ oraz mopującym Braava Jet m6, którymi miałem okazję chwilę się pobawić. Jeżeli chcecie dowiedzieć się o nich więcej, zapraszam do poświęconego im tekstu. Teraz zaś chciałbym tu skupić się na jednej, pozornie drobnej funkcji, która zupełnie zmienia sposób korzystania z robotów sprzątających w takim samym stopniu, co wprowadzenie do robotów harmonogramu pracy lub sterowania za pomocą aplikacji.
Tym czymś jest współpraca dwóch robotów
Działa to w bardzo prosty sposób. Gdy robot Roomba i7, i7+ lub S9+ zakończy swoją pracę, wyśle o tym informację do robota mopującego Braava Jet m6. Dzięki temu zaraz po odkurzeniu mieszkanie zostanie dodatkowo posprzątane na mokro. Wszystko bez udziału człowieka. Użytkownik nie będzie musiał nawet pamiętać o regularnym opróżnianiu odkurzacza. Najnowsze modele robotów są bowiem wyposażone w stację dokującą, która sama wysysa nieczystości z odkurzacza po zakończonym cyklu. Worek w niej trzeba wymieniać co kilka miesięcy, w moim przypadku co cztery.
Jedyna powinność użytkownika to konieczność wymiany nakładki mopującej i dolania wody do robota Braava Jet m6. Jest to konieczne, ponieważ Braava Jet m6 to mimo wszystko sprzęt elektryczny i nie powinien stale zawierać dużego zapasu wody.
Zupełnie zmienił się świat robotów sprzątających w porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat, gdy najpierw trzeba było uruchomić Roombę, potem ją opróżnić, by następnie samodzielnie uruchomić Braavę i podłączyć ją do ładowania. Ponieważ poprzedni model nie miał stacji dokującej.
Bardzo podoba mi się, że rynek robotów sprzątających idzie w tym kierunku i nie przeszkadza mi nawet, że za komplet składający się z Roomby S9+ oraz Braavy Jet m6 trzeba będzie zapłacić 10 000 zł. Wiem bowiem, że za jakiś czas to rozwiązanie trafi też do tańszych sprzętów, a my nie będziemy pamiętać, jak mogliśmy bez niego żyć. Jestem o tym przekonany, ponieważ tak samo sprawa miała się ze zwykłymi robotami sprzątającymi, na które jeszcze niedawno mogli sobie pozwolić tylko nieliczni.