Wziąć ich głodem, czyli jak Google walczy z pirackimi serwisami
Jak zwalczyć piractwo w sieci? Trzeba wziąć piratów głodem. Google opublikował raport, opisujący jak wygląda walka z tym procederem z perspektywy jednej z największych technologicznych korporacji świata.
Piraci, choć nie zniknęli z sieci na dobre, mają się znacznie gorzej niż jeszcze kilka lat temu. Coraz więcej osób przedkłada legalne źródła z treściami nad pirackie strony i torrenty.
Z badań przeprowadzonych z udziałem 35 tys. respondentów z różnych krajów, w tym z Polski, wynika, że w porównaniu z 2014 r. znacznie mniej osób przyznało, że korzysta z nielegalnych źródeł do oglądania filmów, ściągania muzyki czy pobierania programów. W Polsce procent korzystających z pirackich stron spadł znacząco, choć nadal pod tym względem plasujemy się w badaniu w niechlubnej europejskiej czołówce.
Strategia walki z piractwem opiera się na kilku z pozoru banalnych założeniach, które jednak nie zawsze tak łatwo wprowadzić w życie.
Potrzebna jest dobra i łatwo dostępna alternatywa, wtedy mniej osób będzie odwiedzać pirackie strony.
Większość z nas pamięta czasy, kiedy określenie „serwisy umożliwiające legalne oglądanie filmów” było oksymoronem. Żeby obejrzeć serial, o którym czytało się na zachodnich portalach, trzeba było albo czekać w nieskończoność na to, aż dotrze on do Polski, albo odpalić torrenty. Część z nas ulegała pokusie.
Teraz już nie można usprawiedliwiać piractwa takimi słabymi wymówkami. Legalnych źródeł, z których można czerpać garściami, jest co niemiara. Chcesz piosenkę — masz Spotify, chcesz film — masz Netflixa, chcesz Grę o Tron — masz HBO. Zmieniła się nasza sytuacja finansowa. Bogacimy się i najzwyczajniej w świecie łatwiej nam za coś zapłacić niż to ukraść. Tę prostą prawdę potwierdzają badania, z których wynika, że wraz ze wzrostem zamożności kraju, spada wśród jego obywateli potrzeba piractwa.
Niemniej pozostało jeszcze kilka spraw do załatwienia, żeby zniechęcić użytkowników do korzystania z pirackich serwisów. Blokady geograficzne i różne daty premier sprawiają, że ludzie są sfrustrowani i nie czują się traktowani fair, a wtedy znacznie łatwiej im usprawiedliwić oszukiwanie systemu. Ale i tu robi się coraz lepiej, bo prawodawcy także zaczynają zauważać, że to są realne problemy i powoli biorą się za ich rozwiązywanie.
Najskuteczniej jest wziąć piratów głodem, czyli odciąć ich od źródeł finansowania.
Żeby serwisy pirackie opłacało się utrzymywać, muszą generować zyski. W internecie zarabia się w dużej mierze na reklamach, odcięcie piratów od tego źródła dochodu może być, i jest, jedną ze skuteczniejszych broni w walce z nielegalnie rozpowszechnianymi treściami. I tu znów Google gra kluczową rolę. Odmawia stronom i serwisom zaangażowanym w piractwo dostępu do swojej oferty reklamowej, odcinając je od jednego z najpopularniejszych źródeł dochodu dla stron.
Wprowadzenie w zeszłym roku do Chrome'a opcji blokowania irytujących reklam, uderzyło niespodziewanie w strony z torrentami. Do tej pory często atakowały odwiedzających zaproszeniami do różnych gier czy flirtu z wiecznie samotnymi paniami.
Dlaczego Google chowa pirackie strony w wynikach wyszukiwania, ale ich nie kasuje?
Po pierwsze nie kusić. Google, żeby walczyć z piractwem, zmienił nieco swoje algorytmy podpowiadania fraz kluczowych. Kiedy w pole wyszukiwania Google wpiszecie nazwę filmu czy serialu wśród podpowiedzi nie znajdziecie zachęt do nielegalnego obejrzenia go lub ściągnięcia z sieci. Firma stara się nie uzupełniać wyszukiwania frazami typu free streaming czy download, nawet jeśli są dość popularne.
Po drugie, kasować poszczególne strony z wyszukiwania, ale zostawiać serwisy. Jeśli właściciel praw autorskich prześle do Google URL, ze stroną, na której naruszane są jego prawa autorskie, Google wyrzuci ten adres ze swoich wyszukiwań, nie wyrzuci jednak całego serwisu. Jak tłumaczy firma, byłoby to wylewanie dziecka z kąpielą. Weźmy Chomikuj. Można tam znaleźć zarówno nielegalnie udostępniane filmy i muzykę, jak i całą masę notatek do wykładów i plików, którymi zwykli użytkownicy chcą się podzielić, nie łamiąc przy tym prawa. Podobnie jest z cda. Nietrudno znaleźć tam piracką wersję filmu, ale w serwisie są też treści, umieszczane tam całkiem legalnie. W 2017 r. do Google wpłynęły wnioski o usunięcie z wyszukiwania aż 882 mln stron z 586 tys. domen. 95 proc. z nich zostało pozytywnie zweryfikowanych i w efekcie zniknęło z wyników wyszukiwania.
Po trzecie, karać za przewinienia. Konkretniej karać za pogwałcenie praw autorskich spychaniem na kolejne pozycje wyszukiwania. W ten sposób zostają pokarane serwisy, którym często zdarza się umieszczać pirackie treści. Google udostępnia formularz, za pomocą którego łatwo zgłosić naruszenia praw autorskich.
Jak wiadomo, im dalej jest strona, tym mniejsza jest szansa, że ktoś na nią trafi. Nawet jeśli będziemy szukać filmów już do ściągnięcia z takimi frazami jak free streaming, Google postara się nam w pierwszej kolejności pokazać legalne źródła, w których możemy obejrzeć dany tytuł. Pod koniec 2017 r. firma karała w ten sposób średnio 500 stron tygodniowo.