Sapkowski ma prawo domagać się pieniędzy od CD Projekt RED, ale za ostatnie 15 lat te 60 mln zł mu się nie należy
Andrzej Sapkowski chce 60 milionów złotych od CD Projekt Red, choć przez lata na każdej konferencji chełpił się jak to oddał prawa do marki za bezcen, bo go te wszystkie gry komputerowe nie interesują i na pewno pomysł z grą wideo się nie uda.
Kiedy rok temu świat obiegła informacja, że Andrzej Sapkowski nie zarobił na Wiedźminie za dużo pieniędzy, oddał prawa do korzystania ze świata i z marki za jakieś śmieszne kwoty, przypominałem na łamach Bezprawnika (przeczytajcie, szersze wyjaśnienie warte uwagi), że ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych przewiduje podwyższenie wynagrodzenia twórcy, jeśli ten zawarł niekorzystną dla siebie umowę, może ubiegać się o podwyższenie wynagrodzenia przez sąd:
Myślę, że z dokładnie taką sytuacją mamy w tym wypadku do czynienia, jednak w mojej ocenie CD Projekt Red powinien zdecydować się na konfrontację sądową z Andrzejem Sapkowskim, ponieważ jego roszczenia są nie do końca uzasadnione.
Nie są - jak twierdzi CDP Red - bezpodstawne. Natomiast biorąc pod uwagę okoliczności zawarcia umowy, roszczenie na poziomie 60 mln zł wydaje mi się grubą przesadą.
Art. 44 zmierza do wyrównania dysproporcji pomiędzy wynagrodzeniem twórcy a korzyściami producenta gier. Ale nie podaje konkretnych kwot, zaś sąd w mojej ocenie powinien uwzględniać okoliczności tych „rażących” różnic.
W dyskursie medialnym powszechna jest wiedza (nie wiem na ile prawdziwa), że z tymi prawami do Wiedźmina to było tak: przyszli w latach 90. trochę zabawni licealni studenci do znanego pana od książek i chcieli na podstawie tych książek pisać grę. Sapkowski nie znając owej tajemniczej magii rzucił jakąś stosunkową niewielką (w tamtym czasie może nawet adekwatną) kwotę, uznał, że to się nie uda, a lepszy pieniądz w garści, niż gołąb na dachu. Tak było przy okazji gry Metropolis.
O ile mnie pamięć nie myli, w przyszłości CD Projekt RED proponował Sapkowskiemu między innymi procentowe udziały w zyskach z projektu, jednak pisarza interesowała twarda gotówka. To prawda, że prawo autorskie przewiduje podwyższenie wynagrodzenia pisarza, jednakże warto przy okazji pamiętać, że Andrzej Sapkowski odrzucił korzystniejsze dla siebie warunki potencjalnej umowy i z pełną świadomością połasił się na „ciepłą wodę w kranie”. W mojej ocenie nie sposób pominąć tę wiedzę i pewną świadomość oceny Sapkowskiego, przy ustalaniu ewentualnego wyrównania.
Bo tak, uważam, że Andrzejowi Sapkowskiemu w świetle wspomnianego art. 44 przysługuje podwyżka. Jednak kwota rzędu 60 mln zł jest zdecydowanie nie na miejscu, biorąc pod uwagę poprzednie decyzje pisarza.
To już nie byłoby zaprzestanie stanu rażącej dysproporcji, tylko włączenie Sapkowskiego do grona głównych beneficjentów gry Wiedźmin.
I choć niewątpliwie stworzył on granice świata przedstawionego w grze, to przez lata na rozmaitych konferencjach projektem wręcz pogardzał, pusząc się jak niepoważnie traktował jej twórców.
Szkoda, że art. 44 skonstruowany jest w ten akurat sposób. Bo z drugiej strony mam wrażenie, że choć między Sapkowskim a CD Projektem z winy tego pierwszego istnieją dysproporcje, to nagle pisarz znany tylko lokalnie, stał się postacią światowego formatu w krainie literatury fantasy. Jego książki zaczęły się sprzedawać za granicą, a sam wzbogacił się m.in. sprzedając prawa do ekranizacji Wiedźmina Netfliksowi. To wszystko z dużą dozą prawdopodobieństwa nigdy by się nie zdarzyło bez CDP. Gdyby więc na przykład art. 44 głosił „w razie rażącej dysproporcji, między korzyściami twórcy, a korzyściami nabywcy (...)”, myślę że roszczenia Sapkowskiego byłyby faktycznie bezpodstawne.
Mam wielką nadzieję, że CD Projekt nie zdecyduje się na PR-owe zawarcie ugody i podejmie konfrontację sądową, zaś kompetentny sędzia pod wpływem niewątpliwego uroku Pana Andrzeja Sapkowskiego uzna jego roszczenia za zasadne, ale jak zawsze o kilkadziesiąt milionów przesadzone. Prawo autorskie jest po stronie pisarza, ale wszystkie inne okoliczności jego interpretacji grają na rzecz CD Projekt.