Bezsprzecznie najlepsze głośniki 2.0 dla graczy. Razer Nommo Chroma - recenzja
Jeśli chodzi o dźwięk, Razer dotychczas oferował graczom niemal wyłącznie słuchawki. Z wyjątkiem soundbara Leviathan w ofercie firmy nie było poważnych głośników do gamingu. Teraz się to zmienia, a ja miałem już okazję sprawdzić, jak grają najnowsze głośniki Razer Nommo Chroma.
Razer Nommo i Razer Nommo Pro już w chwili swojej premiery przyciągnęły uwagę graczy, zbierając bardzo pochlebne opinie od tych, którzy mieli okazję je sprawdzić w czasie targów CES 2018. Sam więc nie mogłem się doczekać, kiedy nowe głośniki Razera trafią na moje biurko.
Jako pierwszy przyjechał do mnie mniejszy zestaw – Razer Nommo Chroma – składający się z dwóch głośników, bez subwoofera.
Razer Nommo Chroma zaskoczyły mnie od razu. Rozmiarem.
Patrząc na oficjalne materiały prasowe, spodziewałem się raczej małych satelitek. Tymczasem Razer Nommo Chroma zajmują tyle samo, jeśli nie więcej miejsca co moje kolumny codziennego użytku, Edifier R1280T czy inne głośniki z 4/5-calowym głośnikiem średniotonowym. Jak na urządzenia mieszczące w sobie tylko jeden przetwornik i jeden otwór basowy, Nommo są ogromne.
Głównym winowajcą potężnych gabarytów tych głośniczków jest wspomniany otwór basowy. Dzięki zdrowym 14 centrymetrom głębokości Razerowi udało się wycisnąć z cylindrów zaskakująco potężne brzmienie. Ale o tym za chwilę.
Muszę w tym miejscu pochwalić i przekląć Razera za pakowanie Nommo Chroma. Pochwalić, bo standardowo jest "na bogato" - w zestawie są niezbędne przewody, naklejki z logo Razera, list gratulacyjny od szefa firmy, etc. Razer dba o detale nie gorzej niż Apple. Przekląć - bo pudełko skonstruowane jest tak, żeby głośniki wyjąć. Nie włożyć ponownie. Spędziłem dobre 15 minut tańcząc z kartonem, żeby jakoś je zapakować przed oddaniem.
Jak na Razera przystało, Nommo Chroma są też doskonale wykonane.
Aluminiowa podstawa i obudowa zrobiona z tworzywa są solidne i bardzo ładne, aczkolwiek muszę wspomnieć, że okropnie widać na nich kurz.
Przetarcie ich raz na jakiś czas szmatką to jednak niewielka cena za postawienie tak nietypowych konstrukcji na swoim biurku. Razer Nommo Chroma przywodzą na myśl miniaturki statków kosmicznych, nie sprzęt audio.
Razer Nommo Chroma – nomen omen – są wyposażone w autorskie podświetlenie Chroma. Możemy nim sterować z poziomu aplikacji Razer Synapse i koordynować podświetlenie z innymi akcesoriami firmy, tworząc istny spektakl świateł na biurku, czy też dopasowując kolorystykę do konkretnej gry. Posiadam wiele akcesoriów Razera i muszę przyznać, że podświetlenie w Nommo jest zrealizowane wzorowo – nienachalnie, subtelnie, estetycznie. Jarzące się kolorami podstawy wyglądają pięknie, nie odpustowo.
Głośniki Nommo Chroma zaskoczyły mnie też uniwersalnością.
Urządzenie podłączamy do komputera przewodem USB, który transmituje zarówno sygnał audio, jak i dane do podświetlenia Chroma. Do zasilenia potrzebny jest dedykowany zasilacz. Oprócz portu USB Nommo Chroma dają nam także złącze AUX 3,5 mm oraz gniazdo słuchawkowe 3,5 mm.
Naturalnie podstawowym źródłem dźwięku płynącego z głośników będzie PC. Ale jeśli się uprzemy, można Nommo wykorzystać też w inny sposób. Sam zrobiłem dość pokrętną kombinację – podłączyłem głośniki przez USB do komputera, a gniazdem AUX połączyłem je z wyjściem słuchawkowym monitora, do którego wpiąłem konsolę. Tym sposobem puszczając audio czy to z komputera, czy z konsoli, mogłem go słuchać przez jedne głośniki lub słuchawki wpięte do tych głośników. Drobiazg, ale bardzo wygodny.
Największym zaskoczeniem jest jednak brzmienie.
Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się wiele. "3-calowy przetwornik" nie brzmi imponująco, a to właśnie taka membrana odpowiada za transmisję dźwięku z Razer Nommo Chroma. Znów jednak sprawdziło się porzekadło, że to nie rozmiar, a technika ma znaczenie. Nommo Chroma zaskakują.
Gdy podkręcić nieco pokrętło basu, Razer Nommo Chroma budzą się do życia i grają lepiej, pełniej i głośniej od moich Edifierów (które – przypomnę – mają osobny głośnik średniotonowy, tweeter i otwór basowy).
Cylindryczna konstrukcja i zastosowanie włókna węglowego jako materiału budowy membrany zrobiły swoje – te głośniki grają znacznie lepiej, niż można by się tego po nich spodziewać.
Od razu sprostuję, że nie ma co liczyć na wstrząsający czaszką bas; od tego jest Razer Nommo Pro z dedykowanym subwooferem. Jednak niskie tony emitowane przez Nommo Chroma są selektywne, przyjemne i dostatecznie basowe, by nie pozostawiać wiele do życzenia. Pozostałe pasma brzmią równie dobrze, jeśli nie lepiej. Góry są czyste, śpiewne i niezapiaszczone, środek jest przyjemnie otwarty i choć preferuję bardziej wycofane midy, tutaj nie czułem pokusy gmerania w korektorze graficznym.
Zaskoczyła mnie również separacja instrumentów; słuchając muzyki filmowej, orkiestralnej czy soundtracków z gier możemy bez trudu rozróżnić poszczególne sekcje smyczkowe, oddzielić od siebie gitary czy odseparować talerze od bębnów. Raz jeszcze - ogromne zaskoczenie.
Charakter Razer Nommo Chroma zmienia się diametralnie w grach.
Gamingowy rodowód Razera widać tu jak na dłoni. Wystarczy w Razer Synapse przełączyć profil działania głośników Nommo Chroma na „game” i charakterystyka ich brzmienia radykalnie się zmienia.
Zamiast muzycznego miksu kanałów mamy tu doskonałą jak na zestaw 2.0 separację kanałów. Wybuchy brzmią potężnie, huk wystrzału podrywa z fotela i nawet do pewnego stopnia udało się uzyskać wrażenie przestrzeni – wiadomo, skąd dobiegają kroki, gdzie czai się przeciwnik, etc.
A wszystko to z raptem dwóch kolumienek! Nie wiem, jakie voodoo Razer odprawił nad Nommo Chroma, ale wśród zestawów 2.0 dla graczy nie mają one sobie równych.
Wady? Niech pomyślę…
Po blisko miesiącu z głośnikami Razer Nommo Chroma na biurku trudno mi jest wskazać jakieś obiektywne braki tego sprzętu. Ale że recenzencki obowiązek nakazuje do czegoś się przyczepić:
- Pokrętła sprawiają wrażenie tanich i nie mają wyraźnego oporu; nie przystają do jakości wykonania całości.
- Pozycji głośników nie można w żaden sposób regulować. Jeśli chcemy mieć przetworniki na wysokości uszu, trzeba coś pod nie podstawić.
Specyficzny design pewnie też nie każdemu przypadnie do gustu. Osobiście bardzo mi się podoba nietuzinkowa forma tych głośników, aczkolwiek rozumiem, że niektórym mogą się one wydać nieco… przegięte.
No i pozostaje jeszcze kwestia ceny. Razer Nommo Chroma nie są tanimi głośnikami. W chwili pisania tego tekstu nie znamy jeszcze polskich cen, ale za oceanem Razer Nommo Chroma kosztują aż 149 dol. Co – jeśli uwzględnimy podatki – powinno się przełożyć na polską cenę na poziomie ok. 630 złotych. Sporo!
Nieco taniej, bo za 99 dol., możemy nabyć zestaw Razer Nommo bez podświetlenia. Jeśli chcemy zaś wstrząsnąć sąsiadami, rozzłościć rodziców czy po prostu zafundować sobie soniczny masaż głośnikami Razer Nommo Pro, przyjdzie nam wysupłać z kieszeni aż 350 dol. W Polsce głośniki będą dostępne począwszy od drugiej połowy kwietnia tego roku.
Czy warto kupić Razer Nommo Chroma?
Tak, po stokroć warto. Razer robi to, co wychodzi mu najlepiej – tworzy sprzęt dedykowany graczom, nie zapominając o tym, że czasem nawet hardcore’owcy przestają grać. Razer omnomnomnom Nommo Chroma to głośniki, które znakomicie spiszą się nie tylko w grach, ale też w czasie oglądania filmów czy po prostu słuchania muzyki.
Pewnie, najbardziej wymagający melomani nie będą usatysfakcjonowani ich brzmieniem, ale też nie dla nich zostały stworzone te głośniki. Za to gracze… gracze będą zachwyceni. O ile tylko będzie ich stać, żeby postawić Nommo na biurku.