„Pożar w burdelu” na TVN to wyraz braku szacunku dla prostytutek. Żadna kobieta lekkich obyczajów nie była aż tak nisko
Z wielkim zdumieniem i przerażeniem obserwuję jak różne osoby z przestrzeni publicznej zaczynają precyzyjnie odgrywać role, które swego czasu rozpisał im PiS.
Diagnozy społeczne Jarosława Kaczyńskiego zamieniają się w jakieś samospełniające się przepowiednie do tego stopnia, że chyba zacznę sprawdzać stan jakości mojego prywatnego sortu. Bo być może lider naszego państwa proroczo i z wyprzedzeniem pogarszającą się jakość mojego sortu przewidział.
Jeden z najlepszych dziennikarzy w Polsce, Tomasz Lis, przez lata gnębiony przez PiS za nadmierne politykowanie, dziś faktycznie od takiego Michała Szczerby z PO odróżnia się chyba tylko umiejętnością zachowania klasy w kolejce do toalety (moje podejrzenie, brak doświadczeń empirycznych lub relacji zaufanych świadków).
„Pożar w burdelu” w TVN
Jedna z najlepszych stacji telewizyjnych w Polsce, TVN, przez lata gnębiona przez PiS za rzekomo (ja się z tym nie zgadzam) nadmierne sprzyjanie Platformie Obywatelskiej, opublikowała obrzydliwy polityczny zakalec, który miał być chyba odpowiedzią na bardzo udane SNL Polska od Showmax, a tymczasem stoi na poziomie tylko nieznacznie wyższym szopki noworocznej w wydaniu niepokornych mistrzów TVP (tej, w której prezes TK Rzepliński miał penisa zamiast ręki).
Jeśli PiS przez lata usiłował wmówić, że krętactwo i drobne cwaniactwo jest naczelnym symbolem ich politycznej opozycji, tak jakby na życzenie Jarosława Kaczyńskiego na lidera ruchu oporu z KOD namaszczono swoistą kwintesencję tych pojęć.
Jeśli PiS od lat twierdzi, że wrogie mu są głównie oderwane od rzeczywistości elity o groteskowym rodowodzie, wyciągnięte niemalże z „The Hunger Games”, to TVN emituje show, który dokładnie tę definicję wypełnia. „Pożar w burdelu” okazał się niskojakościowym kawałkiem bagna, któremu na widowni przyklaskiwali radośnie rechocząc na dźwięk każdego słowa mogącego kojarzyć się z PiS-em Piotr Kraśko, Seweryn Blumsztajn, Andrzej Sołtysik i Michał Piróg.
Artystyczny poziom „Pożaru w burdelu” jest niski.
Nie jestem fachowcem od teatru, jestem samozwańczym ekspertem od tego kiedy kończy się granica humoru, a zaczyna granica żenady, a jeśli teatr postanawia przyjść do telewizji to wypadałoby przynajmniej nie budzić poczucia zażenowania. „Pożar w burdelu” sprawia wrażenie łapanki niezbyt popularnych aktorów, którzy bynajmniej nie przestali dostawać ról w serialach z powodu niskich umiejętności warsztatowych, a raczej przez nadużywanie medykamentów - tych na receptę, wiecie o których mowa.
Przypomina to naprawdę najgorsze rodzaje manifestacji politycznych, kiedy już Pyta.pl robi „bloopers” tych wszystkich największych wariatów, którzy pędzą na ulicę, by epatować swoimi poglądami, opartymi na niezbyt solidnej podstawie faktycznej, za to zawsze bardzo radykalnymi. Brak tam nawet spójności. Ale nadal najgorszy jest ten tępy, zupełnie oderwany od obrazu na scenie rechot widowni. Satyra „Pożaru” ani nie jest zabawna, ani celna. Brakowało chyba (chociaż przysnąłem i mogłem przegapić) człowieka przebranego za kaczkę i samolotu, który rozbija się o drzewo.
To nie tylko nie jest zabawne, ale jest też nudne. Łącząc to wszystko w jedną spójną całość nie sposób oglądać „Pożar w burdelu” bez uczucia niepokoju. Tego dziwnego niepokoju, że zaraz stanie się coś złego, który towarzyszył podczas seansów Studio YaYo czy kiedy Łukasz Jakóbiak postanowił oszukać cały świat, a najbardziej samego siebie, że zaprosili go do Ellen.
„Pożar w burdelu” ma o tyle niekomfortową sytuację, że w całej tej swojej beznadziei nawet nie bardzo mają argumenty na swoją obronę. Są po prostu fatalni. Być może znajdą rynek wśród ludzi, którzy zbierają 30 plakietek z manifestacji KOD-u i są w stanie wskakiwać w ogień za Mateusza Kijowskiego „bo Jarosław Kaczyński nawet nie umiałby wystawić lewej faktury, hehe”.
Ale młody, inteligenty widz, często przeciwny władzy, ma swój kabaret polityczny w postaci SNL Polska. To jest światopoglądowa późna .Nowoczesna, a wczesna Partia Razem. Jednocześnie poziom satyry czasem udanej, czasem niezbyt, jest niezaprzeczalnie wyższy.
„Pożar w burdelu” jest kompletnym nieporozumieniem pod względem artystycznym, rozrywkowym i humorystycznym.
Ale przede wszystkim jest wielkim problemem wizerunkowym dla TVN-u i gwiazd TVN-u. Stacja będzie się skrobać z tego pseudoprzedstawienia jeszcze przez wiele rat, a Justynie Pochanke czy Anicie Werner na pewno nie ułatwia w uprawianiu dobrej, dziennikarskiej roboty. Chciałoby się powiedzieć, że tak wyglądałby youtube'owy kanał Jerzego Urbana, gdyby dostał wersję pełnometrażową. Ale niestety - najprawdopodobniej byłby o wiele lepszy.
PS Możecie to zobaczyć w player.pl, ale nie chcecie.
PPS Zdjęcia w artykule pochodzą z „The Hunger Games”, ale i tak nie widać różnicy, poza tym „Igrzyska Śmierci” były jednak o wiele zabawniejsze.