Koniec taniego prądu dla bitcoina. Chiny przestaną być kryptowalutowym eldorado
Bitcoin działa w dużej mierze dzięki Chińczykom i ich taniej energii. Chiny nie są jednak zadowolone, że stały się centrum obliczeniowym dla kryptowalut na świcie.
Chiny to obecnie jedyne mocarstwo jeśli chodzi o moc obliczeniową w sieci bitcoina. Chińskie kopalnie mają bowiem aż 65 proc. udziału w potwierdzaniu transakcji. I to pomimo tego, że rządząca krajem partia komunistyczna nie patrzy na kryptowaluty przychylnym okiem.
We wrześniu Chiny zakazały handlu bitcoinem i składania ofert publicznych ICO.
Nie zakazały jednak istnienia kopalni, które rozrosły się tam do największych na świecie rozmiarów.
To właśnie w Chinach działa największy producent koparek - Bitmain. Chiński jest też największy "kartel" kopaczy - f2pool.
Powodów powodzenia Chińczyków w tym biznesie jest kilka. Po pierwsze, to tani prąd elektryczny. W Mongolii Wewnętrznej (region Chin) kosztuje on Bitmaina nieco mniej niż jeden grosz za kilowatogodzinę. Dla porównania, w Polsce gospodarstwa domowe płacą 55 groszy za tę samą porcję energii.
Połowę grosza płaci Bitmain za kilowatogodzinę w Yunnanie przy lokalnej elektrowni wodnej. Tak niska cena wynika z nieefektywności chińskiej sieci przesyłowej, w której w 2016 roku zmarnowały się 32 mld kWh. Tyle energii napędza Danię przez cały rok. Lepiej jest więc sprzedać energię - nawet po niskich stawkach, niż ją zmarnować.
Koniec eldorado kopaczy w Chinach.
Dla bitcoina to jedna z lepszych wiadomości w ostatnim czasie. Siłą tej kryptowaluty jest bowiem brak zaufania, jakim użytkownicy musieliby się nawzajem darzyć. Jego substytutem jest zaś łańcuch bloków, który premiuje skupienie każdej ze stron na swoich ekonomicznych interesach i brak oszustw, takich jak podwójne wydawanie.
Zdobycie ogromnej części mocy obliczeniowej przez Chińczyków zagraża stabilności bitcoina.
Po pierwsze, dlatego, że kartel po przekroczeniu granicy 51 proc. mógłby zmieniać łańcuch wedle własnych upodobań. Po drugie, dlatego, że bitcoin w porównaniu do budżetów krajów jest igłą w stogu siana. Jedna decyzja władz mogłaby bardzo mocno nim zachwiać. Dobrze więc, że Chińczycy działają powoli.
Ułudą mogą się jednak okazać marzenia o większej dywersyfikacji kopaczy. Kopalnie stały się ogromnymi firmami, które w najbliższym czasie będą szukały taniego prądu gdzie indziej, np. w Kanadzie czy Szwecji.
Być może zmniejszy się całkowita moc obliczeniowa sieci bitcoina (jeśli kopalnie nie będą w stanie znaleźć ekonomicznego potwierdzenia podłączania kolejnych koparek). W tym momencie jest ona w stanie potwierdzać tylko siedem transakcji na sekundę i kosztuje bardzo duże pieniądze. Zmniejszenie liczby koparek sprawi, że algorytm obliczający trudność potwierdzania transakcji będzie musiał się dostosować do nowej wydajność i przeliczeniowy koszt transakcji może się zmniejszyć.
Sami użytkownicy zapewne nie odczują zmiany.
W końcu na opłatę jaką muszą wnosić za transakcje wpływa m.in. liczba chętnych do zapisu swojego przelewu w łańcuchu bloków, a ta raczej nie spadnie szybko. O ile w ogóle.