Otwarta bankowość czeka tuż za rogiem
Były czasy, kiedy jedynymi funkcjami w smartfonie był telefon, e-mail, aparat, kalendarz i SMS-y. Były też czasy, kiedy w bankach tylko trzymało się pieniądze. Były.
Sposób, w jaki korzystamy z banków, ewoluuje. Wpływa na to przede wszystkim rewolucja technologiczna, ale także zmiany w prawie. W najbliższym czasie zacznie obowiązywać unijna dyrektywa PSD2 regulująca rynek płatności. Idea jest szczytna - umożliwić wejście na dość hermetyczny rynek finansowy podmiotom trzecim. Oczywiście nie chodzi o to, żeby tworzyć bank w garażu, ale o to, by m.in. usługi oferowane przez bank można było udoskonalać i modyfikować wykorzystując model Open API. Banki będą bowiem realizować koncepcję otwartej bankowości (ang. open banking).
Dyrektywa pozwoli na przykład na dostęp do naszych rachunków bankowych podmiotom zewnętrznym, oczywiście tylko i wyłącznie za zgodą klientów. Co to oznacza? Za dwa, trzy lata za pomocą systemu jednego banku lub firmy trzeciej będziemy mogli zarządzać wszystkimi swoimi rachunkami. Mogę zapytać, w ilu bankach macie konta? Ja w trzech, a jak wezmę kredyt na mieszkanie, to pewnie do tego grona dojdzie jeszcze czwarty. Gdzieś mam kartę z fajnym cashbackiem, gdzieś ekspresowe przelewy za darmo. Ale tak naprawdę na co dzień lubię korzystać tylko z jednego i nareszcie będę mógł organizować wszystkie rachunki za pośrednictwem mojego ulubieńca.
Inną korzyścią, która mnie ekscytuje, jest zmiana samego działania banku.
Wyobraźmy sobie, że znaleźliśmy w internecie wymarzonego laptopa, ale nie mamy wystarczających środków na zakup. Decydujemy się więc na pożyczkę w banku. Nie będzie już konieczne dostarczenie dokumentów o zarobkach czy wizyta w oddziale i podpisywanie umów papierowych. Bank rozpozna nas automatycznie, wyliczy naszą zdolność kredytową na podstawie informacji z rachunku, także posiadanego w innym banku, umożliwi podpisanie umowy elektronicznie i wyśle wymarzony sprzęt, zanim zdążymy odłożyć smartfona. Super, prawda?
Po wdrożeniu dyrektywy PSD2, na co polski rząd teoretycznie ma czas do 13 stycznia 2018 roku, czeka nas prawdziwa rewolucja w usługach finansowych i zarządzaniu naszymi pieniędzmi. Oczywiście to będzie proces i zmiany będą zachodzić etapami. Niektóre instytucje, jak na przykład Alior Bank, już rozpoczęły przygotowania - od strony prawnej, technologicznej, jak i bezpieczeństwa. Co więcej, o bezpieczeństwie myśli także ustawodawca, który zabezpiecza nas na wypadek rozmaitych wyłudzeń, jeśli zostaniemy okradzeni z powodu niekompetencji np. twórcy aplikacji, a nie własnej bezmyślności.
Co jeszcze może przynieść otwarta bankowość?
Bank ma być bezpieczny, zapewniać wygodną obsługę konta oraz kontrolę finansów. Ale to przecież ułamek rzeczy związanych z zarządzaniem pieniędzmi. Nowe rozwiązania umożliwią oferowanie wybranych usług, zarezerwowanych dotychczas wyłącznie dla banków, również firmom trzecim.
Powiem wam, o jakich usługach ja myślę w kontekście własnych potrzeb. Z całą pewnością przydałaby mi się - w pierwszej kolejności - integracja mojego banku z moim systemem księgowym. Tak, żeby ten z automatu odhaczał zapłacone faktury. Bardzo ułatwiłoby mi to zarządzanie biznesem oraz ściąganie zaległych należności.
Przydałaby mi się też jakaś sprawna aplikacja, która raz na zawsze uporządkowałaby mój domowy budżet. I tak w większości wypadków płacę kartą i mój bank niby pozwala mi monitorować, ile wydaję na opłaty, jedzenie czy rozrywkę. Nie oszukujmy się jednak - precyzyjnie stworzona do tego zewnętrzna aplikacja robiłaby to lepiej i mogłaby na przykład pokazać mi, jak bardzo w przeciągu ostatniego roku wzrosły moje wydatki na żywność.
To zresztą otwiera też duże pole do popisu dla różnych urzędów statystycznych, choć zapewne nie każdy Polak chciałby oddawać im do dyspozycji takie dane - ja podziękuję, z taką usługą nie powiązałbym mojego konta bankowego. Ale z jakimś inteligentnym kalendarzem, który przypominałby mi, kiedy zapłacić czynsz, podatek, ZUS, rachunki telefoniczne, za wodę, prąd i gaz? Albo gdyby tylko przez taki kalendarz można było autoryzować wszystko...
Pamiętam, jak chciałem kupić swoje pierwsze Bitcoiny. Strasznie czarna magia, jakieś portfele, giełdy, które na dodatek wyglądają tak, jakby miały zaraz się rozlecieć (choć Ministerstwo na swoich stronach twierdzi, że można im zaufać). Próg wejścia na rynek kryptowalut dla człowieka z ulicy jest dość wysoki, a przecież to wszystko można byłoby w wygodny sposób powiązać.
Wiecie, w ilu różnych miejscach pracuję, wiecie, że jestem pracowity. Zarabiam sporo powyżej średniej krajowej, a pomimo tego bank nie zawsze chce mi przyznać kredyt, nawet na drobną kwotę (ale za to w kuszących ratach 0%), bo nigdy w życiu nie miałem umowy o pracę. A gdyby tak na moment pokazać im moje konto w banku, moją wypłacalność i pewnego rodzaju racjonalność, z jaką zarządzam finansami? Jestem pewien, że te średniowieczne metody przyznawania kredytów można zastąpić czymś bardziej przystającym do współczesnego rynku pracy. A już w ogóle najpiękniej by było, gdyby mogli to zrobić nie żywi ludzie - jak teraz - tylko jakieś algorytmy, z poszanowaniem mojej prywatności.
Fantastycznie wyglądałyby serwisy umożliwiające inwestowanie na rynku walut. Odpowiednio technologicznie doinwestowane banki wreszcie umożliwiłyby wygodną zabawę na giełdzie za pośrednictwem internetu. Kto wie, może nawet rozwój technologii odesłałby do lamusa maklerów.
To tylko kilka przychodzących mi do głowy przykładów możliwości, o których marzę, a w najbliższym czasie mogą stać się rzeczywistością dzięki otwarciu branży bankowej na świat technologii. Jeśli tylko bankom uda się zapewnić naszym pieniądzom odpowiednie bezpieczeństwo, a specjaliści z Alior Banku zapewniają, że tak będzie, to może nas czekać największa rewolucja od czasu powstania banków internetowych. A swoją drogą, wtedy każdy też pukał się w czoło i mówił, że to się nie przyjmie, że niebezpieczne.