REKLAMA

Sprzątanie po katastrofie w Fukushimie potrwa lata. Toshiba stworzyła sondę, która ma w tym pomóc

11 marca 2011 r. doszło do serii wydarzeń, które doprowadziły do katastrofy w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi. Jej skutki są odczuwalne do dziś. 

23.12.2017 09.51
fukushima
REKLAMA
REKLAMA

11 marca 2011 r. doszło do trzęsienia ziemi pod dnem Oceanu Spokojnego, zaledwie 130 km od elektrowni Fukushima Daiichi. W swoim reportażu „Ganbare! Warsztaty umierania", Katarzyna Boni opisuje, że po 40 minutach od trzęsienia ziemi ewakuowano z obszaru elektrowni 5,5 tys. osób. Procedura awaryjna zakładała, że w przypadku wstrząsów, na terenie zakładów pozostać miało 700 osób. Bezpieczeństwo zapewniały specjalne schrony. Również, zgodnie z procedurą, wyłączone zostały reaktory. 11 marca funkcjonowały 3 z 6 reaktorów: 1, 2 i 3. Pozostałe przechodziły przegląd techniczny.

Po wyłączeniu reaktorów elektrownia miała zacząć korzystać z zewnętrznej sieci energetycznej. Niestety ta uległa zniszczeniu w wyniki trzęsienia ziemi. Włączyło się więc zasilanie awaryjne. Następnie ogłoszono alarm ostrzegający przed tsunami. O godzinie 15:35 w 10-metrowej wysokości falochron uderzyła druga fala tsunami, mierząca 15 m. Zniszczeniu uległy zabezpieczenia przeciwpowodziowe i, co gorsze, pompy używane do chłodzenia reaktora. Żywioł pochłonął też zbiorniki paliwa. Te ostatnie były wykorzystywane przez system zasilania awaryjnego. W ciągu kilku minut elektrownia straciła rozdzielnię prądu, akumulatory zapasowej sali sterowania dwoma reaktorami i dwanaście generatorów - wylicza w swoim reportażu Boni. Wyłączenie reaktorów nie wystarczało, konieczne było ich chłodzenie. System zaś uległ zniszczeniu.

Dobę poźniej, 12 marca o 15:36, doszło do wybuchu wodoru w budynku reaktora nr 1. Kilka godzin wcześniej ciśnienie we wnętrzu reaktora dwukrotnie przewyższało wartości graniczne. 14 marca doszło do podobnej eksplozji w reaktorze nr 3. Dzień później wybuch nastąpił w reaktorze nr 4. Poziom promieniowania wynosił 11 milisiwertów na godzinę. Dopiero 20 i 21 marca udało się przywrócić zasilanie w pomieszczeniach kontrolnych reaktorów.

Stopieniu uległy rdzenie trzech reaktorów: 1, 2 i 3. W zależności od szacunków podaje się, że skażenie w wyniku katastrofy w Fukushimie było od ok. 2,5 do 10 razy mniejsze niż w przypadku awarii w Czarnobylu. Katastrofa w Japonii została sklasyfikowana w ten sam sposób, co ta z 1986 r. w ZSRR i otrzymała najwyższy stopień.

Skutki katastrofy w Fukushimie są odczuwalne do dziś.

Media przypominają sobie o Fukushimie najczęściej przy okazji rocznic. Skutki katastrofy będą odczuwalne jeszcze przez wiele lat. Władze mają chociażby problem z 900 zbiornikami skażonej wody. Rozważana jest np. koncepcja stopniowego uwalniania jej do oceanu. Znalezienie rozwiązania jest konieczne, bo skład może stanowić poważne zagrożenie podczas kolejnego trzęsienia ziemi czy tsunami.

REKLAMA

Sytuacja w elektrowni jest na bieżąco monitorowana. Japoński koncern Toshiba zaprezentował w piątek sondę, która ma pozwolić zajrzeć do wnętrza reaktora nr 2. To 13-metrowej długości teleskopowa konstrukcja. Celem badania będzie ustalenie, co dzieje się w reaktorze, którego rdzeń uległ stopieniu. Inżynierami, rzecz jasna, nie kieruje zwykła ciekawość. Wyniki obserwacji mają pomóc w opracowaniu planu utylizacji szczątków reaktora. Wcześniejsze próby zastosowania podobnej sondy, a także robota, zakończyły się fiaskiem.

Usunięcie paliwa jądrowego z terenu zniszczonej elektrowni może potrwać nawet 30 do 40 lat. Proces ten rozpocząć się ma na początku lat 20. XXI wieku i kosztować 20 mld dol.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA