REKLAMA

Smutna rocznica - Mac mini kończy dziś 3 lata. Gdzie jest następca?

3 lata. 1096 dni. Dokładnie tyle czasu minęło od chwili, kiedy Apple ostatni raz odświeżył Maca mini. Swój najmniejszy, ale i dla wielu najciekawszy komputer, który teraz być może podąża drogą iPoda.

mac mini
REKLAMA
REKLAMA

W zasadzie to zastój w świecie Maca mini trwa nawet jeszcze dłużej. Forma, w jakiej zamknięte są obecne podzespoły, pamięta co najmniej połowę 2011 roku. Czyli mamy do czynienia ze sprzętem, którego zewnętrzna budowa nie zmieniła się od ponad 6 lat.

Wizualne aspekty nie są jednak większym problemem w przypadku Maca mini. Komputer, pomimo swojego wieku wciąż wygląda atrakcyjnie, nie zajmuje na biurku wiele miejsca, a do tego oferuje niezbędne minimum portów, można go bez problemu podłączyć do dwóch monitorów (sprawdzone i praktykowane z powodzeniem) i przy okazji podczas pracy jest niemal całkowicie bezgłośny.

Do listy zalet można było doliczyć też - przynajmniej w momencie premiery - rozsądną cenę. Wejście do świata komputerów Apple kosztowało tylko odrobinę ponad 2000 zł. Grosze, patrząc na resztę oferty. Specyfikacja może nie rzucała na kolana, ale przez ostatnie kilkanaście miesięcy bazowy Mac mini służył mi dzielnie.

Mały, cichy, niedrogi komputer. Ideał? Więc go zabijmy.

A właściwie pozwólmy mu się zestarzeć, a potem po cichu usuńmy z oferty - tak przynajmniej aktualnie zdaje się wyglądać plan Apple na przyszłość jego najmniejszego komputera.

Problemem Maca mini nie jest bowiem to, co na zewnątrz, a to, co w środku. Pod błyszczącą, minimalistyczną obudową znajdziemy bowiem podzespoły tak przestarzałe, że trzymanie przez producenta ceny mini na niezmienionym poziomie zakrawa o dowcip.

Bazowy dysk? 500 GB. Brzmi rozsądnie? Niby tak, ale to najzwyklejsze HDD i to w wersji w 2017 roku wręcz patologicznej - 5400 RPM. Jeśli chcemy w podstawowej odmianie skorzystać z SSD, musimy je zainstalować na własną rękę - Apple pozwala dokupić do niej jedynie Fusion Drive. SSD o pojemności maksymalnie 256 GB oferowane jest jedynie od środkowej wersji.

Bazowy RAM? 4 GB. W momencie, kiedy żaden (!) inny komputer w ofercie Apple nie jest oferowany z taką wartością pamięci. Rozszerzyć na własną rękę oczywiście nie można - dobrze, że środkowa odmiana jest już oferowana z 8 GB, ewentualnie za 480 zł można dokupić do bazowego wariantu dodatkowe 4 GB.

Procesory? Owszem, i5, nawet i7, ale tylko dwurdzeniowe (czyli gorzej, niż w poprzedniej odsłonie), a do tego pochodzące z czwartej generacji Intel Core. Czyli jeśli teraz kupimy Maca mini, zapłacimy pełną kwotę za komputer z - już niedługo - 5-letnim procesorem. W komplecie z równowiekowym Intel HD Graphics 5000 lub Irisem. Ekran 4K? Zapomnijcie.

Smutna rocznica – Mac mini kończy dziś 3 lata class="wp-image-609640"

Czyli, krótko mówiąc, skansen. I to skansen praktycznie dla nikogo. Jeśli ktoś potrzebuje komputera głównie do internetu i oglądania filmów, małe szanse, że zainwestuje w komputer kosztujący bazowo ponad 2 tys. zł. Jeśli natomiast ktoś ma większe wymagania, małe prawdopodobieństwo, że wyda 3,5 czy 4 tys. zł na komputer z 4-5 letnim procesorem.

Jeśli na siłę szukać plusów, to może w tym, że archaiczność Maca mini spowodowała, że uchował się z kilkoma przydatnymi złączami - np. pełnowymiarowym HDMI, czterema standardowymi portami USB 3.0 czy czytnikiem kart pamięci. W takich MacBookach nowej generacji nie uświadczymy już takich rzeczy.

Można też jeszcze karmić się nadzieją, że ktoś tam, gdzieś tam, kiedyś tam wspomniał o tym, że Mac mini nadal jest ważną pozycją w ofercie Apple (tak samo, jak swego czasu iPod). Można z wypiekami na twarzy czytać pisane palcem po wodzie plotki o następcy mini, który ma nie być znowu taki "mini". A można też dać sobie spokój.

A szkoda.

Mac mini był bowiem w swoim czasie... po prostu bardzo dobrym komputerem w bardzo sensownej cenie. Monitor pewnie i tak mieliśmy swój (albo nawet zależało nam na tym, żeby zachować swój, zamiast zdawać się na ekran iMaca albo MacBooka), klawiatura i myszka też się gdzieś znalazły, za 2300 zł (wersja bazowa) lub 3300 zł (wersja środkowa) wchodziliśmy do świata Apple.

Nie każdy w końcu chciał płacić za mobilność (MacBook) czy cudowny ekran (iMac). Kilka tysięcy zostawało więc w kieszeni, a użytkownik był - przeważnie - jak najbardziej szczęśliwy.

Czas jednak płynął i mini stawał się coraz gorszym i gorszym pomysłem na zakup. Do momentu, kiedy jego kupna w regularnej cenie nie da się już w żaden sposób racjonalnie uzasadnić.

W zasadzie oferta Apple zaczyna się teraz cenowo nie od niego, a od MacBooka Air za 4799 zł, czyli równo 2500 zł więcej. A jeśli chcemy komputer stacjonarny, jako bazowego Maca powinniśmy traktować iMaca 21,5 za 5499 zł. Ponad 3000 zł różnicy, a do tego w pakiecie płacimy za malutki monitor o niezbyt imponującej w dzisiejszych czasach rozdzielczości.

I żeby było zabawniej, iMaca 21,5 nie można traktować jako pełnoprawnego zastępstwa dla mini. Do mini można bowiem podłączyć dwa ekrany 2K, np. o rozdzielczości 27". Przy najmniejszym iMacu wyjście wideo jest tylko jedno...

Sprytnie Apple, sprytnie.

Nie tak dawno temu uznałem, że czas zastąpić bazowego mini czymś nowszym. Wszedłem więc na stronę Apple i zdębiałem, licząc sobie, jak strasznie przepłaciłbym za starą technologię, kupując lepszego mini niż mam.

REKLAMA

Zostawał właściwie tylko - jako opcja sensowna - 13-calowy Pro, który jednak (jakby nie patrzeć) nie jest komputerem stacjonarnym lub... iMac 27. Wybór padł na tego drugiego, ale nie dlatego, że mnie na niego stać, ale dlatego, że żadnego wyboru w zasadzie nie było. Chcąc kupić komputer stacjonarny mogłem kupić albo laptopa (?!), albo ładną konstrukcję z archaicznymi podzespołami, albo bez sensu zapłacić za mały ekran, którego nie potrzebowałem, albo do końca roku jeść trawę i kamienie, ale zamiast tego kupić dużego iMaca.

I jeśli taki jest plan Apple, to zdecydowanie mu się udało. A ja z jednej strony jestem trochę smutny, że gigant uśmierca powoli swój najciekawszy i najbardziej przystępny cenowo komputer, a z drugiej strony coraz bardziej przekonuję się do tego, że trawa i kamienie może nie są takie złe, jak mi się na początku wydawało...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA