REKLAMA

Jest kolejny dowód, że Planeta 9 istnieje. Problem w tym, że... może nie być planetą

Pamiętacie jeszcze, że na początku zeszłego roku naukowcy z Pasadeny ogłosili, że znaleźli dowody na istnienie dziewiątej planety Układu Słonecznego? Sprawa nieco przycichła, tymczasem hiszpańscy naukowcy dorzucili do sprawy swoje trzy grosze.

Planeta X zagraża Ziemi? To bzdura wyssana z palca.
REKLAMA
REKLAMA

Planeta X, Planeta 9, czy po prostu dziewiąta planeta Układu Słonecznego rozpala wyobraźnię. Do 2006 roku, gdy Międzynarodowa Unia Astronomiczna zdegradowała Plutona do rangi planety karłowatej, chodzić mogło o dziesiątą planetę. Po reformie pożądany jest obiekt, który na liście planet zajmie miejsce za Neptunem.

Według naukowców z Pasadeny, którzy w styczniu 2016 r. ogłosili, że posiadają dowody na istnienie takiego tworu, Planeta 9 miałaby być mieć masę 10 razy większą od Ziemi, być czterokrotnie większa i znajdować się 75 razy dalej niż Pluton.

Naukowcy nie użyli instrumentów astronomicznych, ale skorzystali z modelowania matematycznego. Co do zasady odkrycie, czy raczej postawienie hipotezy o istnieniu Planety 9, było podobne do tego, co wydarzyło się w 1846 roku, gdy Johann Gottfried Galle potwierdził istnienie Neptuna na podstawie obserwacji orbity Urana. Żeby było zabawniej wyniki Gallego zgadzały się z wcześniejszymi przypuszczeniami innego astronoma, Urbaina Le Verriera. Ten ostatni po prostu przewidział, że za Uranem znajduje się Neptun. Niedostatki obserwacyjne zrekompensowała matematyka.

Orbita Planety Dziewięć ma być nietypowa. Jej pełne okrążenie wokół Słońca może trwać od 10 do 20 tys. lat. Dla porównania Neptunowi zajmuje to niecałe 165 lat. O istnieniu dodatkowej planety miałoby świadczyć zaburzone orbity planetoid Sedna i VP113.

Hiszpanie potwierdzają teorię o Planecie 9

Astronomowie z Uniwersytetu Complutense w Madrycie wykorzystali nową technikę badania orbity tzw. ekstremalnych obiektów transneptunowych. Nie przecinają one orbity Neptuna i średnio znajdują się w większej odległości niż 150 jednostek astronomicznych (przypomnijmy, że 1 jednostka astronomiczna to odległość blisko 150 mln kilometrów, która dzieli Ziemię i Słońce). Po raz pierwszy zmierzono odległość ich tzw. punktów węzłowych orbity od Słońca i okazało się, że jest ona zaburzona.

Wyniki interpretować można jako obecność obiektu w odległości od 300 do 400 jednostek astronomicznych. Zgadzają się one z wcześniejszymi przewidywaniami istnienia Planety 9. Co ciekawe, ta dodatkowa planeta nie musi mieścić się w definicji... planety, którą przyjęła Międzynarodowa Unia Astronomiczna, nawet jeśli wielkością jest podobna czy nawet większa od Ziemi.

REKLAMA

Zgodnie z wytycznymi IAU, planetą można nazwać obiekt, który po pierwsze krąży wokół Słońca. Po drugie, ma wystarczającą masę i wielkość, by pod wpływem ciśnienia i grawitacji powstała równowaga hydrostatyczna. Innymi słowy, w dużym uproszczeniu musi przyjąć kształt kulisty. Trzeci warunek to czysta orbita. Zauważmy, że Pluton, który wyleciał z listy planet spełniał dwa pierwsze warunki, ale miał problem z trzecim. Podobnie może być z planetą 9. Ta paradoksalnie też może być, definicyjnie, planetą karłowatą.

*Zdjęcie główne: Tomruen/CC BY-SA 4.0 via Wikimedia Commons

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA