Nowej Planety X raczej nigdy nie zobaczymy. Rok na niej trwa od 10 do 20 tysięcy ziemskich lat
Pod koniec XIX wieku astronomów frapowały nieregularności w ruchu Urana po orbicie. W 1906 roku bostończyk Percival Lowell ufundował poszukiwania czegoś, co nazwał Planetą X. X nie oznaczał rzymskiej dziesiątki - wtedy poszukiwana planeta byłaby dziewiątą - a miał symbolizować niewiadomą.
Nazwisko Lowella nie było wtedy poważane w kręgach naukowych - głównie dlatego, że był zwolennikiem istnienia kanałów na Marsie i to przekonanie propagował wszędzie, gdzie mógł. Odnalezienie Planety X - kolejnej planety krążącej po orbicie na Neptunem - miało być dla niego legitymacją do powrotu na naukowe salony.
Według Lowella, Planeta X miała być ogromną planetą o małej gęstości, podobną do gazowych gigantów takich jak Jowisz. Niestety, poszukiwania w ufundowanym przez Lowella obserwatorium się nie udawały - co, jak twierdzili przyjaciele Lowella, ostatecznie zepsuło mu zdrowie, przez co w 1916 roku zmarł.
Swego rodzaju ironią losu jest fakt, że po latach odnaleziono fotografie wykonany w obserwatorium Lowella, a na niektórych z nich… Plutona, czyli właśnie Planetę X.
Trudności ze znalezieniem Plutona wynikały z jego nietypowej orbity (nie pokrywającej się z płaszczyzną ekliptyki), ale poszukiwania zakończyły się powodzeniem 18 lutego 1930 roku. Nowa planeta otrzymała nazwę Pluton, by w 2006 roku stracić w ogóle status planety i zostać planetą karłowatą.
Co ciekawe, od momentu jej odkrycia, nie dokonała ona jeszcze pełnego okrążenia Słońca - bo rok na Plutonie trwa 248 ziemskich lat.
Po odkryciu Plutona i stwierdzeniu, jak bardzo jego fizyczne parametry odstają od oczekiwanych, podjęto ponownie poszukiwania "Planety X", czyli dziesiątej wtedy planety Układu Słonecznego, krążącej po jeszcze większej i dalszej od Słońca orbicie. Mimo odkrywania kolejnych obiektów trans-neptunowych leżących w tzw. pasie Kuipera, żaden z nich nie odpowiadał definicji planety.
Od tamtego czasu wielokrotnie albo potwierdzano istnienie hipotetycznej planety, albo dyskredytowano tą koncepcję.
Poszukiwania trwają do dziś i być może właśnie obserwujemy przełom w sprawie nowej, dziewiątej, planety Układu Słonecznego.
Astronomowie Mike Brown oraz Konstantin Batygin z Politechniki Kalifornijskiej twierdzą, że mają dowód na istnienie długo poszukiwanego obiektu. Swoje badania rozpoczęli w 2014 roku, kiedy to pojawiły się doniesienia o wielu nowo odkrytych obiektach w Pasie Kuipera. Ich orbity znajdowały się poza płaszczyzną Układu Słonecznego i były bardzo wydłużone, co, według badaczy, może wskazywać na obecność jakiegoś dużego obiektu.
Może się okazać, że nowej planety nigdy nie zobaczymy - według obliczeń Browna i Batygina krąży ona po tak rozciągniętej orbicie, że jej pełne okrążenie zajmuje jej od 10 do 20 tysięcy ziemskich lat.
Czy to stuprocentowe potwierdzenie istnienia Planety X (lub Planety Dziewięć, jak nazwali ją Brown i Batygin)? Nie, ale jest to według wielu naukowców komentujących odkrycie, najmocniejsza dotąd przesłanka na jej istnienie.