REKLAMA

Instagram poszedł na wojnę z patologią. Przegra

Instagram wypowiedział wojnę spamowym komentarzom i polubieniom. W ostatnich tygodniach zmusił do zamknięcia kilka serwisów, które oferowały tego typu działania za pieniądze. To dobry ruch, ale prawdopodobnie niewiele zmieni.

05.07.2017 11.14
instagram
REKLAMA
REKLAMA

Jeżeli korzystacie z Instagrama, zauważycie w serwisie kilka niezbyt pozytywnych prawidłowości. Na przykład przeglądając zdjęcia dodane w danej lokalizacji, zwrócicie uwagę, że kategorię Najlepsze posty okupują często półnagie modelki. Oczywiście wielu użytkowników nie dostrzeże w tym nic zdrożnego, dopóki nie zrozumie prostego mechanizmu. Twórcy profili dodają zdjęcia atrakcyjnych kobiet i oznaczają je w różnych lokalizacjach. Niektóre takie konta zawierają po kilka tysięcy fotografii z losowo wybranymi lokalizacjami. Od San Francisco po Lublin. Od Malibu po Władywostok.

Liczba śledzących rośnie bardzo szybko i sięga kilkuset tysięcy osób (a w zasadzie profili, bo pewnie duża część to konta fałszywe). Oglądający myślą, że patrzą na zdjęcie powiązane z miejscem, tymczasem powstało ono kilka tysięcy kilometrów stąd. Łatwo wyobrazić sobie, co dzieje się z takimi kontami, gdy już zbiorą odpowiednią liczbę śledzących.

Prawdopodobnie jeszcze bardziej rozpowszechnionym procederem jest sprzedawanie polubień i śledzących. W sieci działała wiele serwisów, które za pieniądze oferują odpowiednie pakiety. To zresztą zjawisko powszechnie znane z Facebooka. Lajki można kupić nawet na Allegro. Oferty są różnorodne: 500 fanów za 31 złotych, 100 polubień za 4,99 zł etc.

Instagram próbuję walczyć z tym ostatnim zjawiskiem. W ostatnim czasie doprowadził do zamknięcia kilku serwisów, które swój model biznesowy oparły na sprzedawaniu aktywności w tym medium. Na zamkniętym Instagressie można było wykupić "abonamenty" na 3, 10 lub 30 dni. Kupujący wybierał, jaki cel chce osiągnąć. Obok lajków, komentarzy i nowych śledzących można było też wybrać opcję "unfollows". Dziś na stronie serwisu wita nas informacja o jego zamknięciu. To dobra wiadomość.

TheNextWeb wspomina o trzech witrynach tego typu, które musiały zakończyć działalność. To kropla w morzu potrzeb. Zresztą rozwojowi patologii na Instagramie służą nie tylko zewnętrzne serwisy robiące na tym pieniądze, ale sami użytkownicy.

Follow za follow, patologia Instagrama.

W sieci znajdziemy mnóstwo poradników, jak zdobyć polubienia i nowych fanów na Instagramie. Poważne materiały, tworzone przez ludzi zawodowo zajmujących się social marketingiem uczą elementarza zachowań na Instagramie. Tagowanie zdjęć, wybór lokalizacji, częstotliwość publikacji - to tylko kilka oczywistości. Ludzie uczciwie podchodzący do tematu podpowiedzą też, że kupowanie śledzących nie ma większego sensu. Są też poradniki dla niecierpliwych. W nich znajdziemy zachętę (i pochwałę) stosowania zasady follow za follow.

Często sprowadza się ona do śledzenia jak największej liczby przypadkowych ludzi w oczekiwaniu na zadziałanie reguły wzajemności. Zaczynamy obserwować Iksa lub Ygreka, on odwzajemnia się tym samym. Po kilku dniach odlubiamy jego profil. Jako że Iks czy Igrek nie korzysta najczęściej z narzędzi do sprawdzania statystyk na koncie, nie będzie wiedział kto go porzucił. W ten, jakże uczciwy sposób zyskujemy kolejną duszę ozdabiającą nasz licznik.

REKLAMA

To tylko dwa przykłady. Można wymienić ich znacznie więcej. Korzystam z Instagrama praktycznie od jego początków, gdy był startupem z aplikacją dostępną tylko dla urządzeń z iOS-em. Doskonale pamiętam groteskowe oburzenie niektórych fanów urządzeń Apple, którzy ogłaszali urbi et orbi, że wobec udostępnienia serwisu użytkownikom urządzeń z Androidem oni opuszczają Instagram. Niektórzy nawet popełnili wpisy o tym, gdzie przenieśli się z powodu tego haniebnego faktu.

Lubię Instagrama. Stał się moim albumem ze zdjęciami. Głównie krajobrazów. Większość z nich zrobiłem smartfonami. Niektóre aparatem. Moje konto nie ma tysięcy śledzących. Nie dbam o wzrost publiczności. Zbieram na swoim profilu cyfrowe "pocztówki". Ta swoista alienacja nie sprawia, że nie dostrzegam złych zjawisk. Bo z Instagrama korzystałoby się znacznie przyjemniej, gdyby nie fakt, że za sprawą różnych sztuczek promują się użytkownicy, którzy w praktyce nie mają nic do pokazania. A tacy właśnie byli m.in. klientami zamkniętych serwisów. Sława i poważanie za kilka dolarów. Pokusa spora.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA