REKLAMA

Odwiedziłem najstraszniejsze miejsce Warszawy

Na warszawskiej mapie strachu pojawiło się nowe miejsce, które przyciąga fanów horroru. Wejście do jego podziemi grozi zawałem serca albo co najmniej skróceniem życia o kilka lat. To zabawa dla tych, którym nie wystarczają krzyki widowni w salach kinowych.

fear zone
REKLAMA

Budowanie napięcia zaczyna się już od pierwszego kontaktu z obsługą, a później jest tylko lepiej. Ciemne korytarze, słabe światło latarki i głosy potępieńców dochodzące zza ściany. A może ta ściana się rusza? A może zaraz zaleje cię woda, której poziom zdaje się podnosić ponad kraty w podłodze? A co jeśli dźwięk piły mechanicznej dochodzący z oddali to wcale nie rekwizyt, a właściciele horror house’u to psychopaci?

REKLAMA

Wyobraźnia zaczyna płatać figle, a cienie ruszają do tańca, w miarę jak próbujesz wymacać dalsze przejście. Musisz iść przed siebie, bo za plecami czekają koszmary. A może to tylko martwe przedmioty? Czy w tym kombinezonie zawieszonym pod sufitem coś ktoś siedzi i ożyje w najmniej spodziewanym momencie?

Tu, na dole, 10 metrów pod ziemią czas płynie inaczej. Przyspiesza zupełnie jak twoje serce, kiedy musisz znaleźć sposób na otwarcie zamkniętej bramy i zwalnia, kiedy starasz się uciec przed wyłaniającymi się z cienia monstrami.

To strach w czystej postaci. Bez zabawy w podchody. Na początku zalewa cię tsunami adrenaliny, która nie odpuszcza do samego końca. A może końca nie ma, a tunele rozbudowują się w twojej głowie? Wszystkie strachy są wyimaginowane, a ty sam leżysz w śpiączce? Twoi przyjaciele dawno cię opuścili, więc sam musisz stawać w nierównej walce.

Polecam każdemu, aby spróbował zmierzyć się z samym sobą i swoimi słabościami. Wejście kosztuje 23 zł od osoby.

Z Gustawem, twórcą Fear Zone rozmawiam o inspiracjach, najciekawszych gościach i planach na straszenie w przyszłości.

Co twoim zdaniem jest największą siłą waszego horror house’u?

Stawiamy na realizm w inscenizacji. Mamy łóżka z prawdziwego zakładu karnego. Nie wszystkie plamy krwi, które je zdobią, zostały wykonane naszą ręką. W sąsiedniej sali stoi łóżeczko dla noworodków – też autentyczne - z prawdziwego oddziału położniczego. Cegły użyte do budowy labiryntu pochodzą z rozbiórki ponad 100-letniego budynku. Musieliśmy je znieść 10 metrów pod ziemię, gdzie startuje nasza zabawa. Piwniczna lokacja również dodaje jej uroku.

Czyli budynek też został wybrany nieprzypadkowo.

Oczywiście. Po drugiej wojny światowej znajdował się tu schron przeciwlotniczy, a później za PRL-u siedzieli tu smutni Panowie, którzy podsłuchiwali, kto z kim i o czym rozmawiał.

A ty korzystałeś z inspiracji innych horror house’ów?

Zawsze interesowałem się horrorami, a kiedy podjąłem decyzję, że chcę coś takiego zrobić, to po prostu urządziłem sobie kilka dni maratonu z klasykami i po kolei zapisywałem najlepsze pomysły. Byłem też w kilku domach grozy w Polsce.

Od początku wiedziałem jednak, że chcemy się wyróżnić na tle konkurencji. Postawiliśmy na realizm, przenosimy ludzi na drugą stronę ekranu w taki sposób, żeby po przekroczeniu progu zapominali, gdzie się znajdują i w pełni doświadczali horroru. Oczywiście w kontrolowanych warunkach. A ponadto, nasza aktorka ma osobliwą fizjonomię, której uroki możecie podziwiać tylko u nas.

Jej pojawienie się było dla mnie chyba najstraszniejszym momentem!

Jestem wierny hitchcockowemu trzęsieniu ziemi na początku. Zdarzały się grupy, które nie wytrzymywały strachu już w pierwszym pokoju.

A co z ludźmi z innej gliny – takimi, którzy zgrywają chojraków?

Staramy się ich prostować, ale prawda jest taka, że oglądając horror, też możemy tłumaczyć, że to film i psuć sobie zabawę, ale nie o to w tym chodzi. Aczkolwiek mamy sposoby na takich gości...

To znaczy?

Każde przejście przez naszą piwnicę jest inne, bo aktorzy dostosowują się do grupy. Każdy reaguje inaczej, jednym wystarczy ciemny korytarz, a drugich nie przestraszy widok faceta z zakrwawioną siekierą na środku pustej ulicy. Kiedy ktoś ma wysoki poziom strachu, zwyczajnie podkręcamy tempo.

Był kiedyś ktoś, kto nie chciał grać na waszych zasadach?

Tak, już go nie ma...

Domyślam się, że taka wycieczka może pokazać prawdziwe oblicze ludzi.

Mieliśmy kiedyś młodą parę, która powinna przemyśleć swój dalszy związek. Kiedy pojawił się potwór, chłopak schował się za dziewczyną i wystawił ja na pierwszy ogień. Z drugiej strony była też starsza para, w której pan chwycił za jakiś pręt i starał się sobą zagrodzić drogę do wybranki jego życia.

Mieliśmy nawet wstępne rozmowy z UW, aby prowadzić u nas studium strachu.

Bo gdzie jak nie u was.

Pod ziemią, przy nikłym świetle i w sytuacji zagrożenia ludziom przychodzą różne myśli do głowy. Jedna dziewczyna myślała na przykład, że woda, która na nią kapie, to żrący kwas. Tak, niektórzy wkręcają się tak mocno.

Teraz czuję niedosyt. Było świetnie, ale wszedłbym na jeszcze wyższy poziom strachu.

REKLAMA

Do końca wakacji powinniśmy mieć jeszcze poziom hardcore dla maniaków strachu. Będzie dłuższy i przeznaczony tylko dla dwóch osób.

Widzimy się już niedługo.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA