Rok 2017 jest przełomowy dla smartfonów. Ale czy mogą jeszcze bardziej urosnąć?
Ostatnich kilka lat w branży smartfonów nie było przesadnie odkrywcze. Z takich większych rewolucji to aparaty w Samsungach i LG, których do tej pory nie udało się według mnie dogonić konkurentom. No i czytnik linii papilarnych.
Rok 2017 przyniósł natomiast rozwiązania techniczne, na które czekaliśmy od dawna. Wiedzieliśmy, że przednie ekrany naszych smartfonów w końcu będą zajmować tyle miejsca, ile trzeba (z wyjątkiem Xperii, gdzie ekran cały czas zajmuje niebezpiecznie niewiele ponad połowę przodu urządzenia). Kwestią czasu, bo przecież projekty mniejszych producentów pojawiały się już od kilkunastu miesięcy, było to, aż koncerny z czołówki wymyślą jak zrobić wyświetlacz na niemal całej przedniej powierzchni równie dobrze.
I zrobili to. Dokonali tego Koreańczycy z Samsunga i LG, a na ich tle wciąż jeszcze gorące i supernowoczesne HTC 10, SGS7, Huawei P10 czy iPhone 7 wyglądają niczym sprzęt rodem z minionej dekady. To jest zabawne, jak ten konsumpcjonizm śmieje się w twarz mojemu umysłowi, z którego na co dzień jestem taki dumny. Że teraz na swój ośmiomiesięczny smartfon spoglądam z niesmakiem. "Eksponat"!
This is HUGE
Moim zdaniem w tym wyścigu zbrojeń zapomniano jednak o jednej istotnej rzeczy. Można Samsungowi i LG wybaczyć, w końcu, kiedy idziemy do przodu z zupełnie nowymi rozwiązaniami, to to musi być coś naprawdę wielkiego. "Huuuuuge", reklamowałby te rozwiązania Donald Trump.
Ale teraz usiądźmy na spokojnie. Flagowce znowu urosły. To z jednej strony cieszy, bo większy ekran, to więcej szczęścia. Ale to też problem. Nie oszukujmy się, one już były za duże. Mogliśmy sobie wmawiać, że jest w sam raz, że tego wymaga postęp, że przecież nie będziemy się uwsteczniać przy iPhonie SE. Ale coraz trudniej było odpisać na SMS-a jedną ręką. Netflix wyglądał fantastycznie, ale nieporęczny smartfon lądował na betonie.
I oto pojawiła się technologia, która pozwoliła skorygować tę niedoskonałość, choć sam boję się myśleć, jak odbiłoby się to wtedy na pracy akumulatora (naiwnie wierzę, że jednak proporcjonalnie, więc bez negatywnych konsekwencji). Umownie nazwijmy to "jeden do jednego". Ekran rozmiaru panelu przedniego. Jakież to niesie za sobą możliwości!
Można by na przykład z Samsunga Galaxy S7 obciąć wszystko, co poniżej i co powyżej ekranu i w końcu mieć telefon, który fantastycznie leży w jednej dłoni. Ale nie, producenci poszli w innym kierunku. Co więcej, postanowili licytować wyżej i firmują też Samsunga Galaxy S8 Plus, który liczy sobie 6,2" samego tylko wyświetlacza.
I to, jak wspominałem, jest zrozumiałe. Rok Kolumbów. Prognozuję jednak, że powstanie rynkowa potrzeba, którą od kilku już lat dość trafnie dostrzega Apple (ale z umiarkowanie przekonującym wykonaniem), by troszkę zmniejszyć te nasze cudowne mikrokomputery, które w tym roku - jakby na przekór - znowu delikatnie urosły.