Tak najprawdopodobniej prezentuje się pierwszy Cloudbook Microsoftu
Z niemałą fascynacją czytałem relację Dawida z nowojorskiej konferencji Acera. Relacja fascynująca, sprzęty ciekawe. Moją i nie tylko moją uwagę zwrócił jednak najtańszy z nowych pecetów.
Przeglądając komputery zaprezentowane przez Acera można prawie go przeoczyć. Ot, niepozorny maluszek za niewielkie pieniądze. Jednak, jak słusznie zauważa Paul Thurrott, niewykluczone że to będzie bardzo ważny komputer. Może niekoniecznie dla świata (bo to się dopiero okaże), ale z całą pewnością dla Microsoftu.
Acer Aspire 1 zapowiada się bowiem na pierwsze z urządzeń, o których Microsoft będzie szerzej opowiadał na konferencji, która odbędzie się drugiego maja w Nowym Jorku i na której będziemy obecni w osobie niezastąpionego Łukasza. To najprawdopodobniej pierwszy komputer z rodziny Cloudbooków. A więc urządzeń, które mają być odpowiedzią na Chromebooki.
Acer Aspire 1 – konfiguracja wystarczająca do podstawowej pracy, Windows 10 Cloud na pokładzie i cena Chromebooka.
No dobrze, ten Windows 10 Cloud to ja już sobie sam dopisałem, bo nikt nie powiedział jeszcze oficjalnie, z jaką wersją Windows ten laptop będzie sprzedawany. Aspire One kosztować ma w Stanach Zjednoczonych 219 dol. To terytorium cenowe zarezerwowane do tej pory głównie dla Chromebooków.
Na pokładzie tego komputera znajdziemy, do wyboru, procesor Pentium lub Celeron. Do tego 4 GB RAM-u i, do wyboru, 32 GB lub 64 GB pamięci masowej eMMC. Nie oszukujmy się, to nie jest komputer do Wiedźmina, 100 aplikacji webowych uruchomionych w Chrome czy do obróbki złożonych zdjęć w Photoshopie.
Jednak Cloudbooki, tak jak Chromebooki, nie są projektowane z myślą o takich zastosowaniach. Mają to być tanie, bezawaryjne, proste urządzenia do zastosowań edukacyjno-biurowych i do okazjonalnych multimediów. Do tego powyższa specyfikacja wystarczy w zupełności.
Chromebooki do tej pory miały jedną przewagę, którą Cloudbook nadgania.
Microsoft już próbował sprzedawać wspólnie z partnerami małe i bardzo tanie komputery z Windows, a jednak amerykański rynek edukacyjny nie przestał interesować się Chromebookami. Bo Chrome OS, choć pod każdym względem bardziej prymitywny i mniej funkcjonalny od Windowsa, ma jedną zasadniczą przewagę. Działa.
Chrome OS jest zawsze gotowy do pracy. Z uwagi na swoją prymitywną (uwaga, nie piszę tego pejoratywnie, ten system taki miał być!) budowę zepsuć go bardzo trudno. Uszkodzić również. Bardzo łatwo nim zarządzać. A nawet jak się go jakimś cudem uda zepsuć software’owo, to przywrócenie go do stanu fabrycznego i ponowne wprowadzenie konfiguracji to kwestia kilku klików.
Windows zapewniając milion razy więcej możliwości zapewnia milion razy więcej okazji do zepsucia. Nauczyciel ma w nosie zalety natywnych aplikacji dla Windows, skoro zamiast móc badać ich możliwości zastanawia się po godzinach, co ci uczniowie znowu zmalowali, że się nie uruchamia lub „zamula” lub wyświetla wyskakujące okienka z gołymi biustami.
Windows 10 Cloud to lepszy kompromis od Chrome OS.
Ponieważ zapewnia (teoretycznie) możliwości „pełnego” Windowsa będąc zarazem równie niełatwy do zepsucia i łatwy do kontroli co Chrome OS. Podobnie jak rozwiązanie Google’a, nowy system Microsoftu bazuje albo na aplikacjach webowych, albo na aplikacjach z ściśle kontrolowanego repozytorium. Tyle że gdzie Chrome OS oferuje w zasadzie rozszerzenia do przeglądarki, tam Windows oferuje aplikacje natywne. W tym te Win32, choć oczywiście wyłącznie te obecne w Sklepie Windows.
To oznacza, że Cloudbook, tak jak Chromebook, jest tani w utrzymaniu, trudny do zepsucia, łatwy do przywrócenia w razie problemów i do zarządzania. Oferuje wszystkie zalety Chromebooka oraz możliwości, jakie dają aplikacje natywne. Zarówno te UWP względem których opinie są podzielone, jak i te Win32 obecne w Sklepie Windows (wśród przykładów można wymienić Evernote’a czy Adobe Photoshop Elements 15).
Windows 10 Cloud jest oczywiście ograniczony względem Windows 10 i Windows 10 Pro z uwagi na brak możliwości instalowania aplikacji spoza Sklepu Windows (choć można go rozszerzyć o tę możliwość za dodatkową opłatą). Jednak w tym wypadku stanowi to jego zaletę z dokładnie tego samego powodu, z jakiego zaletą są ograniczenia Chromebooka. Aplikacje ze Sklepu Windows nie mają technicznej możliwości nabałaganienia w systemie czy sprawienia większych problemów.
Czy ten pomysł się przyjmie? Może powstrzymam się od wróżenia skoro wierzyłem, że Windows Phone ma szanse na rynku. Sami jednak przyznacie że zapowiada się to co najmniej intrygująco.