REKLAMA

Wszystkie tajniki zdalnej sesji, czyli jak ściągają studenci

Ściąganie samo w sobie nie jest nowym zjawiskiem, ale nauka zdalna już tak. Szkolnictwo "na odległość" musi się mierzyć z pracą niesamodzielną na niespotykaną dotąd skalę. Wykładowcy i studenci prowadzą zaciętą walkę, próbując nawzajem się przechytrzyć, a my odkrywamy kulisy tego, jak ze zdalnymi egzaminami radzą sobie obie strony.

04.03.2022 16.01
Jak ściągają studenci na egzaminach
REKLAMA

Przed nami już piąty semestr w dobie pandemii. Mija półtora roku nauki zdalnej i sprawdzania w ten sposób zdobytej wiedzy poprzez testy w różnych formach. Wydawać by się mogło, że z takim bagażem doświadczeń każdy wykładowca jest w stanie poznać się na trikach studentów i opracować formy sprawdzania wiedzy w taki sposób, by zminimalizować szansę na niesamodzielną pracę. Jednak w starciu z wieloma dobrodziejstwami technologii wykładowcy nadal są bezsilni.

REKLAMA

Wiele się mówi o tym, że wykładowcy na uczelniach wyższych są nie tylko nieprzygotowani do prowadzenia zajęć zdalnych, ale niekiedy wręcz do obsługi komputera - a właściwie pracy z różnymi rodzajami oprogramowania wykorzystywanymi do pracy i nauki zdalnej. Często problem "wykluczenia cyfrowego" utożsamia się jedynie z najstarszymi pokoleniami dydaktyków. Jednakże jego skala zależy przede wszystkim od tego, w jakim stopniu dana osoba obcuje z technologiami we własnym zakresie. Bowiem aż do roku 2020 w toku kształcenia przyszłych kadr szkolnych i akademickich nauka "zdalna" czy "przez komputer" była pojęciem obcym, o ile nie abstrakcyjnym. Innymi słowy: żadna placówka edukacyjna ani uczelnia wyższa nie przygotowały swoich uczniów i pracowników na nauczanie zdalne. Jednym z efektów takiego stanu rzeczy jest zamienianie egzaminów pisemnych w nic innego jak prace grupowe.

Jak właściwie wyglądają egzaminy zdalne na studiach?

W przypadku egzaminów pisemnych najczęściej zawierają one pytania jednokrotnego lub wielokrotnego wyboru. Przy czym wykładowcy często nie ograniczają się jedynie do pytań zamkniętych i zawierają w nich również pytania otwarte, wymagające od studenta odpowiedzi na pytanie własnymi słowami. A co za tym idzie, podnoszące poprzeczkę. Którą to poprzeczkę jednak studenci nadal nie przeskakują, a po prostu nad nią przechodzą z pomocą nie tylko połączeń głosowych, ale i współdzielonych dokumentów w ramach aplikacji Google Docs czy Word Online.

Pomimo nazywania tej formy sprawdzania wiedzy "pisemną", niewiele ma ona wspólnego z pismem. Najczęściej zdalne, "pisemne" egzaminy przeprowadzane są w ramach platform zdalnego nauczania (tu częstym rozwiązaniem jest środowisko Moodle), a jeżeli owa placówka edukacyjna nie posiada takiej platformy, stosowane są rozwiązania takie jak Google Forms. Jednym z ciekawszych rozwiązań, które pojawiło się wśród polskich dydaktyków, jest udostępnianie studentom pliku zawierającego gotowy egzamin, wypełnienie go za pomocą programu do pisania (np. Microsoft Word, LibreOffice i Open Office) i odesłanie go w ustalonym czasie do dydaktyka.

Egzaminy pisemne to największa zmora sesji zdalnej. W sumie zależy dla kogo.

Ze wszystkich form sprawdzania wiedzy pisemne testy i egzaminy ucierpiały najbardziej. Bo nie da się ukryć - podczas tych najłatwiej jest się wspomóc różnorakimi "pomocami naukowymi". Począwszy od tradycyjnych, analogowych źródeł takich jak samodzielnie tworzone ściągi, a jeżeli egzamin odbywa się bez włączonej kamerki, na biurko wchodzą też notatki z wykładów czy literatura przedmiotu. Pośród cyfrowych form ściągania to definitywnie wyszukiwarka Google oraz opcja szukania w plikach tekstowych za pomocą kombinacji Ctrl+F. Jednak królową wszystkich nauk podczas ostatnich czterech sesji zdalnych była praca grupowa. Najczęściej ma prostą formę: niewielka grupka studentów, najczęściej zaufanych znajomych łączy się z chatem głosowym (w tym przypadku popularnym rozwiązaniem jest Discord), wzajemnie pomagając sobie podczas rozwiązywania egzaminów.

Praca niesamodzielna? Na pewno nie na ustnych zdalnych egzaminach

Kolejną formą egzaminowania zdalnego są egzaminy ustne, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Rozmowa jeden na jednego z wykładowcą, w której to wykładowca zadaje studentowi pytania w myśl sylabusa danego przedmiotu. Teoretycznie jest to najprostsza dla dydaktyka forma sprawdzania wiedzy, gdyż w trybie zdalnym nie różni się niczym od egzaminu w trybie stacjonarnym. A jednak przepaść jest widoczna.
W przypadku egzaminu ustnego zdalnie specyfika pracy z kamerą internetową sprawia, że kontakt pomiędzy dydaktykiem a studentem jest nie tylko twarzą w twarz, ale także w cztery oczy. I to właśnie ten kontakt wzrokowy zdaniem Marcina Jasiaka, wykładowcy na specjalności media firmowe w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, sprawia, że ściąganie na zdalnych egzaminach ustnych jest trudniejsze niż na standardowych egzaminach pisemnych w siedzibie uczelni.

- Widać, kiedy student ściąga, czyli próbuje czytać odpowiedź. Niezależnie od tego, ile materiałów porozkleja sobie po pokoju, ile plików otworzy na ekranie komputera, czy ile książek rozłoży na biurku, stały kontakt wzrokowy i zmiana intonacji głosu (spowodowana zmianą z mowy swobodnej na czytanie) sprawiają, że to po prostu widać i słychać - mówi Jasiak.

W przypadku egzaminów ustnych studenci niekiedy odwołują się do problemów technicznych: "mikrofon mi nie działa", "nie mogę włączyć kamerki", "moje połączenie internetowe jest niestabilne". - Jednak w takich sytuacjach dydaktyk może wyciągnąć asa z rękawa: poprosić studenta o połączenie się na innym urządzeniu lub wyjątkowej sytuacji przeprowadzić egzamin w siedzibie uczelni - mówi Marcin Jasiak.

Sprytni studenci potrafią również użyć bezprzewodowych słuchawek i w czasie egzaminu ustnego używać nagrań lub drugiej osoby jako pomocy przy zaliczeniu. Jednak i tu mowa ciała jest w stanie zdradzić ściągającego, a obecnie uczelnie wymagają, aby egzaminy były nagrywane, więc domniemanie niesamodzielnej pracy możliwe jest do zweryfikowania przez władze uczelni. Teoretycznie w przypadku podejrzenia, że student nie odpowiada na pytania samodzielnie, dydaktyk może zweryfikować stan rzeczy, poprzez np. poproszenie studenta o wstanie lub pokazanie uszu.
No właśnie, bo lepiej zapobiegać niż leczyć. Jak wykładowcy przeciwdziałają potencjalnemu ściąganiu?

Hejka, możecie mnie dołączyć do grupy na Messengerze? ^^ Z poważaniem, Ryszard

W przypadku zdalnych egzaminów ustnych istnieje wiele metod na przeciwdziałanie ściąganiu. Najprostszą z nich jest wcześniej wspomniane włączanie kamery podczas pisania oraz - w przypadku większych grup - nagranie egzaminu do późniejszej weryfikacji. Jeżeli egzamin zawiera pytania jednokrotnej lub wielokrotnej odpowiedzi, dydaktycy mogą zamienić kolejność tak pytań jak i odpowiedzi, by utrudnić studentom pracę niesamodzielną. W egzaminach pisemnych dużą rolę odgrywa także sposób formułowania pytań, który wymusza na studentach sformułowanie odpowiedzi samodzielnie aniżeli dosłowne kopiowanie definicji danych zagadnień. Nie do pominięcia są też opcje ograniczonego czasu na odpowiedź oraz niemożności powrotu do zadań już rozwiązanych przez studenta.

W przypadku egzaminów przeprowadzanych na platformach zdalnego nauczania częstym zabiegiem jest wykorzystywanie Page Visibility API, dzięki któremu możliwe jest wykrycie, czy student minimalizuje okno lub przełącza kartę w przeglądarce. Page Visibility API nie jest w stanie śledzić ruchów użytkownika poza środowiskiem danej strony. Niemożliwe jest sprawdzenie, na jakie strony wchodzi student i jakie okna lub karty otwiera. Ponadto jest to opcja, która w swej istocie jest bliższa plastrowi na krwawiącą ranę, niż realne rozwiązanie problemu egzaminów pisemnych. Page Visibility API można skutecznie ominąć za pomocą analogowych źródeł wiedzy (książek, ściąg na kartkach) lub po prostu używać w czasie egzaminu dwóch urządzeń, np. telefonu.

Najbardziej ikonicznym obrazem ubiegłorocznej sesji zimowej były zrzuty ekranu prezentujących rzekomych wykładowców próbujący wniknąć w szeregi grup studenckich (głównie grupowych konwersacji na Messengerze), by przeanalizować wiadomości wymieniane przez studentów. To jednak nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Wieści o podstępie rozchodziły się szybko, a same profile i wiadomości tworzone przez dydaktyków były niezbyt wiarygodne.

Innym przykładem pomysłowości wśród wykładowców jest niedawna afera na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zgodnie z doniesieniami studentów profesor Jacek Kobus postawił przed swoimi studentami ultimatum: albo egzamin "na miejscu" - osobiście w siedzibie uczelni - albo zdalnie. Jednak w zdalnym egzaminie był haczyk: aby do niego przystąpić, studenci musieli zainstalować oprogramowanie, które "wykrada dane na temat prywatnych urządzeń studentów oraz robi zrzuty ekranu i wysyła je na serwer wydziałowy".

Mogę sobie podejrzeć (…) jak to wyglądało, z kim oni siedzą, mogę sobie potem obejrzeć, wyświetlić sobie przybliżony punkt (…) Wymusiłem na nich, żeby mieli te gęby podoświetlane jak należy

Prof. Jacek Kobus w wypowiedzi udostępnionej przez Krzysztofa Dobosza, asystenta na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK

Natomiast najbardziej kuriozalną historią - a właściwie miejską legendą - jest zrzut ekranu przedstawiający prośbę jednego z dydaktyków, aby podczas egzaminu zastosowano przynajmniej cztery kamery internetowe skierowane na odpowiednio twarz, zadania, komputer i telefon. Fraza "miejska legenda" nie wzięła się znikąd, ponieważ zrzut ekranu podpisywano nazwiskami dydaktyków z całej Polski, a sam obraz krąży po sieci już od przynajmniej roku. Jednak jak każda legenda, ma w sobie ziarno prawdy, gdyż można sobie wyobrazić, że hipotetyczny, świadomy wszechobecnej pracy niesamodzielnej wykładowca mógł kiedyś i gdzieś wystosować taką prośbę.

REKLAMA

Szukanie winnych nie ma sensu

Za obecny stan rzeczy ciężko jest kogokolwiek winić. Częstsze niż kiedykolwiek ściąganie i praca niesamodzielna to nie tyle czyjaś wina, a wypadkowa wielu czynników: pandemii, nieprzygotowania systemu edukacji, ograniczeń narzuconych przez medium, postępu technologicznego, sprytnych studentów i dydaktyków, którzy "jakoś muszą przeprowadzić egzaminy". Miejmy nadzieję, że zimowa sesja 2022 będzie ostatnią sesją przeprowadzoną w trybie zdalnym, a jeżeli ponownie wrócimy do nauki zdalnej, że doświadczenie nas czegoś nauczy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA