Prawie idealny pierwszy joystick dla początkującego pilota. Ravcore Javelin - recenzja Spider’s Web
Jeżeli na pytanie „jaki joystick kupić do War Thundera” dostajesz odpowiedź „HOTAS Warthog z przepustnicą za 1500 zł” to znaczy, że trafiłeś na fana symulatorów. Początkującym kadetom polecam jednak tańszą alternatywę. Ravcore Javelin to świetny drążek na start.
Przyznam bez bicia - swoją przygodę z symulatorami skończyłem około 2005 roku, na Microsoft Flight Simulatorze 2004. Nigdy nie miałem środków na zestaw przyrządów z prawdziwego zdarzenia. Wiecie, taki z zewnętrzną przepustnicą oraz pedałami. Potem granie na konsoli wyparło poważne symulatory z PC, a budżet czasu zaczął być coraz większym problemem. Kiedy więc pojawiła się możliwość przetestowania joysticka Ravcore Javelin, początkowo byłem mocno sceptyczny. Potem spojrzałem na cenę.
Ravcore Javelin kosztuje 239 złotych. Przy tej kwocie to lider stosunku ceny do zawartości.
Chociaż drążek jest reklamowany jako świetny kontroler do War Thundera, joystick (nie bez drobnych problemów) zintegrujemy także z bardziej zaawansowanymi programami. Oczywiście prawdziwym fanom symulatorów lotu Javelin wyda się niewystarczający i niekompletny, ale jako przyrząd na początek kariery pilota to strzał w dziesiątkę.
Ravcore Javelin powstał na bazie VKB Gladiatora Pro. Drążek to plastikowa replika drugowojennego uchwytu KG12, z gumową ochroną łączenia. Urządzenie jest profilowane pod prawą dłoń, a stalowa podstawa zapewnia odpowiednie dociążenie. Dżojstik posiada magnetyczne sensory Halla dla osi X oraz Y, dla których możemy ustawić rozdzielczość oraz punkt aktywacji. Z kolei aluminiowy gimbal sprawia, że sticka dobrze czuć w dłoni. Siła zwrotna jest bardzo przyjemna.
Co świetne, podłączenie dżojstika do komputera nie wiąże się z rozległym procesem kalibracji oraz konfiguracji
Zapomnijcie o męczeniu się w ustawieniach. Gra War Thunder posiada nawet osobny profil sterowania dla Javelina. To świetna wiadomość dla początkujących kadetów, którzy chcą po prostu chwycić za drążek i wznieść się w przestworza. Producenci umożliwiają to „out of the box”. Sterowniki instalują się wraz z podłączeniem kabla USB (dobry splot). Dodatkowe oprogramowanie ze strony producenta zawiera konfigurator ustawień, lecz ten nie jest wymagany do działania.
Niestety, schody zaczynają się przy zaawansowanych, profesjonalnych symulatorach. Tam, gdzie Ravcore Javelin nie ma gotowego profilu, pojawiają się problemy z Hat Switchem albo przełożeniem rozdzielczości. To jednak kwestie, które każdy zaawansowany gracz rozwiąże na własną rękę, bawiąc się przez chwilę z ustawieniami oraz kalibracją.
Pod względem funkcjonalności Ravcore Javelin nie ustępuje w niczym droższym joystickom
Przycisk fire posiada zawleczkę ochronną, którą trzeba odblokować przed oddaniem strzału. Spust wchodzi na głębokość około pół centymetra, po czym rozlega się dosyć tani klik sygnalizujący aktywację przycisku. Mimo walorów dźwiękowych, strzelanie jest bardzo przyjemne, chociaż plastikowy spust zdecydowanie zamieniłbym na inny materiał.
Niecodziennym rozwiązaniem jest wprowadzenie ośmiokierunkowego, wklęsłego Hat Switcha. Mini-analog domyślnie odpowiadający za rozglądanie się po kabinie nie jest wystający. Początkowo trudno się do tego przyzwyczaić. Brak wypukłego grzybka nie jest wadą, kciuk świetnie leży na wklęsłej powierzchni, ale potrzebowałem czasu, żeby oswoić się z nowym standardem.
Jeżeli chodzi o rękojeść drążka, tutaj zabrakło mi wykończenia. Plastikowe wyżłobienia na dłonie z chęcią przeciąłbym po bokach wzorem pomagającym w uchwycie. Niech będzie to chociażby wyżłobienie w drobną kratę. Muszę jednak oddać producentom, że stick kapitalnie leży w dłoni. Jest piekielnie wygodny, a długie serie z War Thunderem to żaden problem.
Będąc przy drążku, magnetyczny mechanizm bardzo dobrze sprawdza się na osi X oraz osi Y. Tym większa szkoda, że podobnego rozwiązania nie zastosowano na osi Z. Sterowanie ruchami orczyka nie jest już tak „seksi” jak wychylanie drążka do przodu, do tyłu czy na boki. Prawdę mówiąc, korzystając ze sticka na osi Z czułem, że walczę z maszyną zawzięciej niżeli pikując lub wznosząc się.
Dobre zdanie mam również o wbudowanej w podstawę dźwigni przepustnicy. Chociaż wygląda plastikowo, jej obsługa za pomocą lewej dłoni to sama przyjemność. Nie mam pojęcia, czy od środka została wyłożona jakimś smarem, ale korzystanie z niej tworzy odczucie, jak gdyby właśnie tak było. A o to przecież chodzi.
Nie mam za to dobrego mniemania o przyciskach podstawy. Eject tworzy bardzo tani efekt. Tak samo start. Do tego shift oraz mode nie są konfigurowalne, co ogranicza sumę przycisków możliwych do poddania zmianie do dwunastu. Mnie to wystarcza w zupełności, ale wiem, że doświadczone asy przestworzy będą na taką liczbę kręcić nosami. Sytuację nieco ratuje funkcja mode, za sprawą której można przełączać się między konfiguracjami.
Co do podstawy - ta naprawdę spisuje się na medal. Bez wykonywania gwałtownych ruchów Ravcore Javelin nawet nie drgnie. Do tego jest bardzo cichy. Dopiero dociskając sticka do maksimum podstawa odrywa się od podłoża. Oczywiście problem nie istnieje, gdy korzystamy z dźwigni przepustnicy, na której leniwie spoczywa lewa dłoń. Do tego podstawa posiada wbudowane otwory, dzięki którym możemy przykręcić dżojstik do blatu. To jednak ekstremalne rozwiązanie, niewspółmierne do produktu za nieco ponad 200 złotych.
Chcesz polatać w wirtualnych przestworzach? Ravcore Javelin to doskonały towarzysz na start
Grając w War Thundera przypomniałem sobie, jak satysfakcjonująca jest zamiana myszki, klawiatury i pada na dedykowane urządzenie. Znowu miałem uśmiech od ucha do ucha, przecinając nieboskłon ogniem z drugowojennego myśliwca. Grać w taki tytuł bez joysticka to jak całować się przez szybę. Można, ale nie będzie to przyjemnie, a do tego wyglądasz jak idiota.
Jeżeli poszukujecie drążka taniego, ale wszechstronnego, Ravcore Javelin to strzał w dziesiątkę. Stosunek ceny do zawartości jest naprawdę korzystny. Za te pieniądze nie znajdziecie nic lepszego. Thrustmaster T16000M nareszcie ma godnego konkurenta na swojej półce cenowej. Jeden drążek pasuje do nowoczesnych myśliwców, drugi do drugowojennych, kultowych maszyn.
Co się udało:
- świetny stosunek ceny do jakości
- działanie na osi X oraz Y
- dźwignia przepustnicy
- stalowa, dociążona podstawa
- świetnie wyprofilowany
- wygląd stylizowany na drążek z drugiej wojny światowej
- gniazdo na pedały
- długi, solidny, pleciony kabel USB
- działa z najbardziej wymagającymi symulatorami
Co się nie udało:
- tani klik na spuście
- działanie osi Z "tylko" poprawne
- wklęsły hat switch początkowo wydaje się dziwny
- brak akcesoriów dodatkowych (pedały, przepustnica) w portfolio Ravcore
- gumowe łączenie z podstawą ściąga kurz i pył
Osobiście wolę Javelina. Wybaczam oś Z, ponieważ dźwignia przepustnicy oraz magnetyczne czujniki Halla odwalają naprawdę solidną robotę. Do tego za dżojstikiem Ravcore przemawia dociążona podstawa oraz retro-wygląd na bazie amerykańskiej konstrukcji.