Tak dobre, że zapomnisz o Assassin’s Creed. Watch Dogs 2 - recenzja Spider’s Web
Żadna inna gra nie była przeze mnie tak krytykowana, krzywdzona, bita i poniżana jak pierwsze Watch Dogs. Tytuł to uosobienie tego, co najgorsze w produkcjach Ubisoftu. Bohater bez polotu, nijaki scenariusz, przekłamane materiały promocyjne, nudne znajdźki i fatalny model jazdy. Niesamowite, że Watch Dogs 2 naprawia to wszystko.
Odpalam grę, wychodzę na otwarty teren, wsiadam do zaparkowanego nieopodal samochodu i… powietrze uchodzi ze mnie, razem z częścią obaw. W przeciwieństwie do pierwszej części, w Watch Dogs 2 nareszcie można komfortowo jeździć pojazdami.
Nieco podniesiony na duchu, ruszam w kierunku centrum Kalifornii, gotowy na największą hakerską przygodę od czasu konfiguracji routera.
Będę do bólu szczery - gdyby nie recenzencki obowiązek, nigdy bym po Watch Dogs 2 nie sięgnął.
Pierwsza odsłona była dla mnie rozczarowaniem na tyle dużym, że przekreśliłem tę serię. Postanowiłem o niej zapomnieć. Udawać, że nie istnieje i modlić się o kolejne Beyond Good and Evil. Wszystko szło zgodnie z planem, aż do momentu, w którym na skrzynce mailowej wylądował kod recenzencki WD2.
Po Watch Dogs 2 spodziewałem się banalnej, naciąganej przygody o hipsterach walczących ze złą korporacją. Dostałem… banalną, naciąganą przygodę o hipsterach walczących ze złą korporacją, obudowaną kapitalnymi patentami na rozgrywkę. Watch Dogs 2 jest przerysowane, nierealne i jaskrawe, ale jednocześnie niezwykle grywalne. Parafrazując Billa Clintona - „gameplay, głupcze!”.
Watch Dogs 2 jest większe, ładniejsze, bardziej grywalne i po prostu lepsze na każdym obszarze.
Nowoczesna, multi-kulturowa, zdominowana przez demokratów Kalifornia ma swój własny charakter. Swoją własną duszę. To już nie są kartonowe, sterylne ulice. Tutaj ciągle coś się dzieje. W alejkach grają uliczni artyści. Swoje brudne ręce po pieniądze wyciągają bezdomni. Młodzież siedzi na ławkach nad miastem, z widokiem na charakterystyczny, czerowny Golden Bridge.
Tkanka społeczna nowoczesnej, imigranckiej, kolorowej Kalifornii została świetnie ukazana. Czuć atmosferę tego miasta. Naprawdę dotyka cię wyjątkowość tego miejsca. Siła ruchów mniejszościowych, polityczna tożsamość, zblazowana, lewicująca młodzież... Świetny efekt! Sam spacer po wirtualnej Kalifornii to już osobliwe doznanie i wielka przyjemność. Oczywiście z czasem miasto nam powszednieje, lecz pierwsze wrażenie - łał.
Wiele z tego klimatu robi bardzo dobry silnik graficzny. Chociaż Watch Dogs 2 nie jest tak świetnie napisane jak GTA V, a zasięg widzenia pozostawia nieco do życzenia, tak momentami produkcja zrywa czapki z głów. Oszukane 4K osiągnięte za pomocą inteligentnego, sprytnego upscalowania sprawia, że z ekranu wylewają się detale i szczegóły. Miejscami sprawia to aż surrealistyczne wrażenie.
Pozytywnie zaskoczony zostałem również bohaterem, jego ekipą i misją „zbawiania świata” w hakerskim stylu.
Czarnoskóry, 24-letni Marcus to postać, z którą bardzo łatwo się utożsamić. Nie przeszkadza w tym jego kolor skóry, który po chwili przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Na tle swoich kumpli po fachu, Marcus wydaje się tym najbardziej normalnym, zachowawczym i zdrowym na umyślnie. Grupa DedSec, do której należy, to prawdziwa galeria osobliwości.
Mamy w niej autystycznego dzieciaka, upalonego ziołem „zioma”, fana Daft Punk, który chodzenie w masce robota wziął zbyt poważnie oraz dziewczynę będącą uosobieniem „postępowego” artysty ulicznego. Z sympatycznymi, nie dającymi się nie lubić wariatami przy boku, nasz Marcus to naprawdę oaza normalności. Zwłaszcza, że głównego bohatera możemy nieco dostosować do własnych oczekiwań, za sprawą masy, MASY odzieży do zdobycia, kupienia i założenia.
Oczywiście samo hakowanie dalej nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. W świecie Watch Dogs 2 wystarczy nacisnąć jeden przycisk w smartfonie, aby zdobyć kontrolę nad systemem ruchu drogowego w mieście, albo nad gigantycznym żurawiem. Za pomocą „hakowania” wysadzamy studzienki kanalizacyjne i zamieniamy laptopy w bomby. Kevin Mitnick przewracałby się w grobie, gdyby nie to, ża ma się doskonale.
Znacznie bardziej wiarygodne wydaje się wykorzystanie platform społecznościowych, świetnie zaimplementowane do gry.
DedSec nie ma wielkich zasobów, serwerowni oraz farm komputerów. Aby zyskać potrzebną moc obliczeniową, by zagrozić wielkim korporacjom, grupa zwraca się więc w kierunku nas - zwyczajnych internautów.
Młodzi hakerzy rozpoczynają wiralowe akcje w sieci, które mają przynieść grupie DedSec popularność. Im większa popularność, tym więcej osób będzie chciało zainstalować aplikację tej grupy na smartfonie lub komputerze. Im więcej zainstalowanych aplikacji, tym więcej mocy obliczeniowej zyskujemy, korzystając z setek tysięcy urządzeń innych osób. Im więcej mocy, tym silniej możemy uderzyć w wielkie korporacje. Koło się zamyka.
Aby zwiększać popularność DedSec, stale musimy coś robić. Czasem wystarczy fotka członka grupy w jakimś ciekawym miejscu. Kiedy indziej włamujemy się do studia telewizyjnego, kradniemy z niego kultowy samochód, po czym rozbijamy się nim po całym mieście, z ogonem policji i telewizyjnymi helikopterami w powietrzu. Im bardziej spektakularna akcja, tym więcej followersów.
To nowa, ciekawa perspektywa. W pierwszym Watch Dogs mieliśmy pozostawać w cieniu. Tym razem jest zupełnie odwrotnie. Gra zachęca nas, byśmy dosłownie zdobyli Kalifornię. Żadna akcja nie jest zbyt duża lub zbyt lekkomyślna. Świetnie sprawdza się to w praktyce, a pomysł z farmą komputerów zdobytą na własnych fanach to już jak najbardziej rzeczywista kwestia. Nie macie pojęcia, ile mocy obliczeniowej nieświadomie oddajemy innym.
Grafika, klimat, hakowanie, social media - te elementy byłyby nic niewarte, gdyby nie frajda z samej gry.
Ubisoft Montreal bardzo się postarał, aby Watch Dogs 2 było po prostu przyjemne. W pierwszej części mogliśmy robić niesamowite rzeczy, ale nie dawało to żadnej przyjemności. Teraz hakowania jest jak gdyby mniej, ale wszystko daje większą frajdę.
Jazda samochodem, skradanie się, wspinaczka - wszystkie te elementy wzięto na stół kreślarski, po czym wróciły do serii znacznie lepsze. Przyjemniejsze. Bardziej grywalne. Ubisoft nieco uprościł rozgrywkę, ale dzięki temu ta jest przyjemniejsza. Dynamiczniejsza. Agresywna i z pazurem.
Cieszy również, że wielki postęp dokonał się na polu „znajdziek”. Ich szukanie jest znacznie mniej męczące, a zdobywanie kolejnych sekretów stało się bardziej zróżnicowane. Półgodzinne łączenie przewodów pod mostem Golden Bridge, za pomocą latającego drona, tylko po to, aby dostać zaledwie jeden punkt rozwoju postaci - oj, długo tego nie zapomnę. Fani „zbieractwa” oraz „czyszczenia map na 100 procent” będą w siódmym niebie.
Cieszę się, że musiałem sprawdzić Watch Dogs 2. Inaczej naprawdę dobra gra akcji przeszłaby mi koło nosa.
Watch Dogs 2 jest ładniejsze, ciekawsze, bardziej zróżnicowane, bardziej dynamiczne, kolorowe i dopracowane niż pierwsza odsłona serii. Oryginalne "Pacz-psy" osadzone w cyfrowym Chicago były wielkim falstartem serii. Nie dziwi mnie zatem, że zamówienia przedpremierowe na Watch Dogs 2 nie są tak duże, jak chciałby tego Ubisoft. Tak jak ja, jesteście sceptyczni, bo macie ku temu powody.
Co się udało
- Gra lepsza od pierwszej części w każdym calu
- Niesamowita, unikalna Kalifornia
- Doskonała warstwa wideo i masa szczegółów
- Mniej hakowania, więcej akcji
- W końcu akceptowalny model sterowania pojazdami
- Raj dla kolekcjonerów i czyścicieli map
- Główny bohater zdaje egzamin
- Wirtualny system platform społecznościowych
Co się nie udało
- Błędy i spadki jakości podczas gry online
- Tryby wieloosobowe "po prostu są"
- W dalszym ciągu bardzo naiwna wizja hakowania
Jeżeli jednak czujecie wielką pustkę po Assassin’s Creed, a szukacie czegoś ciekawego, na wiele godzin, z otwartym światem i filmową oprawą - Watch Dogs 2 jest strzałem w dziesiątkę. To jeszcze nie poziom GTA V, to jeszcze nie ta sama przyjemność co z Red Dead Redemption, ale producenci poczynili OLBRZYMIE postępy.
Aż chce się grać.
*Zrzuty ekranu w jakości 4K zostały wykonane podczas rozgrywki na PS4 Pro.