"Chcemy z Polski zrobić centrum naszej ekspansji" - mówi nam Henryk Klaba z OVH
Przed upadkiem komuny Henryk Klaba wyjechał na zachód i tam od podstaw zbudował liczącego się gracza na rynku hostigowym.
Przed tygodniem francuska firma z polskimi korzeniami: OVH ogłosiła inwestycję w Polsce. Pod Warszawą powstanie nowe centrum danych. W Paryżu, gdzie ogłoszono tę decyzję, miałem okazję porozmawiać po polsku o początkach firmy.
Karol Kopańko, Spider’s Web: Polski rynek hostingowy rośnie w tempie 20 proc. Co jeszcze sprawiło, że OVH zechciało tu zainwestować?
Henryk Klaba, OVH: Mamy już tu swoich klientów, więc łatwiej nam pozyskać kolejnych. Pod Ożarowem Mazowieckim jest także świetny dostęp do energii, której potrzeba w hali na 30 tys. serwerów.
Polscy klienci dzielą się na dwie grupy. Jedni nie zwracają uwagi gdzie centrum danych jest ulokowane, a drudzy wręcz przeciwnie - ze względów polityczno-mentalnych preferują, aby ich dane znajdowały się w ich kraju. Teraz będziemy mogli trafić do obu grup.
Polska to też kraj najbardziej wysunięty na wschód w naszej sieci i w przyszłości chcemy go uczynić centrum naszej ekspansji, budując centra danych blisko granic z poszczególnymi państwami. Dzięki temu klienci z Czech będą mogli wybrać dla siebie miejsce przechowywania danych blisko ich siedziby. Przez to zniwelujemy opóźnienia, co w niektórych branżach jest kluczowe.
Last but not least, Polscy i Francuscy inżynierowie doskonale ze sobą współpracują. Wystarczy dać im kartkę z ogólnym planem usługi, a oni opracują dokładnie jej szczegóły.
Lepiej niż przedstawiciele innych nacji?
Nie chcę generalizować, ale te dwa narody maję bardzo dużo wspólnego w mentalności i podobnie podchodzą do rozwiązywania problemów.
Polscy inżynierowie i uczelnie techniczne to ścisła światowa czołówka.
Pan także studiował w Polsce, choć później wyjechał.
Wraz z żoną studiowaliśmy na Politechnice Warszawskiej, później przez 20 lat pracowałem w Polsce na stanowiskach kierowniczych, aż w końcu przed upadkiem komuny zdecydowałem się na opuszczenie kraju.
Początki były ciężkie. Sprzedałem wszystko, co miałem i w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze nie miałem przy sobie więcej niż 1000 euro we Francji.
Od pucybuta do milionera – historia się powtarza.
A w międzyczasie bardzo ciężka praca. Najpierw kupiliśmy stary budynek z przeciekającym dachem, który sam musiałem łatać, aby woda nie zalała sprzętu.
Nigdy nie braliśmy też dywidendy, tylko przez cały czas wszystkie zyski inwestowaliśmy w rozwój firmy. Teraz kiedy widzę jakiegoś przedsiębiorcę w najnowszych Porsche, to wydaje mi się to nierozsądne.
A teraz mówi się we Francji coś o polskich technologiach, albo startupach?
Raczej nie, co jest to dużą bolączka całej Wspólnoty, która nie komunikuje wewnętrznie własnych sukcesów, a sam wiem, że jest co komunikować, bo polskie technologie są często lepsze niż zachodnie. Przed trzema laty mój znajomy chciał kupić przemysłowy laser. Sprawdził oferty z całego świata i zobaczył, że laser polskiej firmy Kimla jest 3 razy tańszy niż reszta. Trochę się obawiał, czy warto go ściągać z Polski, ale w końcu go namówiłem. Laser pracuje do dziś, a wówczas był najnowocześniejszym w swojej klasie.
Europa powinna też stosować bardziej długoterminową strategię rozwoju. Podam przykład z mojej branży z Ameryki, gdzie politykę na poziomie stanowym robi się inaczej. Kiedy gubernator pewnego stanu zapowiedział, że zapewni dogodne warunki do rozwoju centrów danych, wiedzieliśmy, że kolejny polityk nie będzie zmieniał polityki o 180 st. Takie inwestycje wymagają dostępu do źródeł energii, więc Amerykanie szybko postawili cztery elektronie atomowe.
Energia jest dużym kosztem dla centrów danych. Czy jej niska cena przesądziła o lokalizacji centrum w Polsce, a nie np. w Niemczech?
Niemiecka energia jest jedną z najdroższych na świecie, m.in. przez dotacje dla jej ekologicznego pozyskiwania (sami musieliśmy postawić 8 wiatraków o mocy 1 MW). Polska jest tańsza pod tym względem, ale to nie miało wpływu na lokalizację inwestycji. Gdyby tak było to wszystko budowalibyśmy w Kanadzie, gdzie za MWh płaci się 30 dol. Natomiast we Francji ceny są podobne jak w Polsce.