REKLAMA

Sorry, panie Tim Cook - chcesz pan sprzedawać iPhone’y w Europie, przestrzegaj pan europejskich zasad

Nie mam nic przeciwko zarabianiu gigantycznych pieniędzy przez Apple. Woda się jednak we mnie gotuje, gdy czytam, że szef Apple’a nazywa wyrok Komisji Europejskiej nakazujący amerykańskiej firmie zapłatę zaległego podatku dochodowego ‚totalnym politycznym bagnem’.

apple gotówka
REKLAMA
REKLAMA

Sorry, panie Cook, sprzedajesz pan swoje iPhone’y w Europie, dostosuj się pan do systemu podatkowego w Europie, a nie kombinuj jak - za przeproszeniem - Leo Messi.

Apple wyciągnął działa. Tim Cook odpalił złotego iPada Pro i pisze list do społeczności Apple, w którym przekonuje, że nic się nie stało. Potem idzie do irlandzkiego radia, by mówić o politycznym bagnie w Unii Europejskiej. Da jeszcze wywiad do amerykańskiej prasy, w której przygotowuje lobbyingowy grunt oskarżając Europę o niechęć przeciwko Apple’owi.

To wszystko po wyroku Komisji Europejskiej, która nakazała Apple’owi zapłacić 13 mld euro zaległego podatku wraz z odsetkami, co łącznie da ponad 21 mld euro.

Czy Apple łamał prawo?

Na to pytanie bardzo trudno odpowiedzieć, co wcale nie świadczy na korzyść Apple’a. Sytuacja mocno przypomina bowiem sprawę Panama Papers - tam też różne globalne podmioty prywatne korzystały z mocno skomplikowanych struktur prawnych, by - jak się to dziś ładnie nazywa - optymalizować podatki.

Tim Cook twierdzi, że Apple w Irlandii płaci podatek CIT na poziomie 12,5 proc. Tymczasem de facto jest to zaledwie - uwaga - 1 proc. podatku dochodowego.

To przez bardzo skomplikowany proces dystrybucji iPhone’ów (i innych produktów Apple), który amerykańska firma stosuje w Europie. W skrócie wygląda on następująco: Apple kupuje iPhone’y z Chin poprzez irlandzką spółkę-córkę. Następnie sprzedaje je apple’owym dystrybutorom z odpowiednią marżą (za tzw. intellectual property) i tylko to przerzuca przez irlandzkiego fiskusa. W rezultacie jest to absurdalnie niska kwota.

I takie działania zakwestionowała właśnie Komisja Europejska twierdząc, że to po prostu obchodzenie podatku.

Coś wam to przypomina sprawa Apple?

Bo mi działania, a następnie obronę Leo Messiego przez jego adwokatów, gdy ten padał pod oskarżeniami hiszpańskiego fiskusa. Bardzo podobny schemat obrony tu mamy - płacę największe podatki na świecie, więc czego ode mnie chcecie, daję pracę, więc dlaczego się mnie czepiacie, jestem ważną publiczną postacią, to korzystam z dobrodziejstw prawniczych majstersztyków.

I to jest najsłabsze w tym wszystkim. Podziwiam Messiego za to, jakim jest sportowcem. Dziękuję za wszystkie chwile uniesienia, które swoją fenomenalną grą w piłkę nożną mi zgotował, ale na Boga - to nie oznacza, że mam się godzić na to, by ściemniał na podatkach.

To samo z Apple’em. Podziwiam tę firmę za to, jak wspaniale radzi sobie na rynku. Doceniam, że nakręca wielki biznes setkom innych podmiotów, pcha świat do przodu, ale na Boga - nie będę się godził na to, by za pomocą kruczków fiskalnych nie płaciła podatków.

Oczywiście Apple nie jest jedynym podmiotem z Doliny Krzemowej, który stosuje takie praktyki fiskalne.

Wszyscy najwięksi tak robią. Spójrzcie na poniższą infografikę (credit: Wired). Google, Microsoft, Amazon, Facebook - cała wielka piątka (włącznie z Apple’em) kombinuje podobnie.

tech olewa podatki class="wp-image-513944"
REKLAMA

Zasada jest wszędzie ta sama: główna spółka w danym państwie (np. w Irlandii) sprzedaje prawa intelektualne do produktów innej spółce zależnej zarejetrowanej tam, gdzie podatki są niskie. I ta druga spółka (niby) płaci potężne pieniądze tej pierwszej, obniżając jej podatek należny. A potem okazuje się, że ta pierwsza spółka ma siedzibę gdzieś na Karaibach, więc w ogóle podatek wyprowadzany jest na zewnątrz.

Coś mi się zdaje, że sprawa Apple’a to początek walki o to, aby takie praktyki skutecznie ukrócić. I odpowiednio wszystkich ukarać koniecznością zapłaty należnego podatku z odsetkami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA