A ty jak dobrze potrafisz kłamać?
Mniej więcej od roku przechodzę jakiś kryzys, jeżeli chodzi o zainteresowanie grami wideo (nie pierwszy i nie ostatni). A już generalnie przez całe swoje życie stroniłem od gier sieciowych, ale oczywiście i od tej reguły istnieją pewne wyjątki.
Umiarkowanie dobrze bawię się przy Pokemon GO - mam problem z graniem w nowy hit internetu w miejscach publicznych. Na widok podejrzliwie przyglądających mi się dziesięcioletnich młokosów czerwienię się, szybko przełączam okna w smartfonie i udaję, że tak naprawdę gorączkowo śledzę notowania giełdowe.
Za to zawsze bardzo dobrze bawię się przy Town of Salem. Jednej z ciekawszych produkcji ostatnich lat, która zresztą jest takim cudownym dzieckiem Kickstartera. Powstała dzięki wsparciu społeczności, a ostatnio udało się nawet dozbierać całą grupę dolarów, by pod postacią karcianki gra przeniosła się do świata rzeczywistego. To zabawne.
Wiecie dlaczego zabawne?
Ponieważ Town of Salem to nic innego jak gra "kolonijna", którą ktoś podał w atrakcyjnej, elektronicznej wersji. Ja akurat nie miałem nigdy takiej okazji (jakoś ograniczaliśmy się do makao czy państwa-miasta), ale zapewne wielu z was miało okazję grać z kolegami w niejaką "Mafię". I bynajmniej nie chodzi mi tutaj oczywiście o popularną grę akcji wyprodukowaną przez Czechów. Ponieważ, jak wspomniałem, miałem smutne dzieciństwo i nigdy nie grałem w "Mafię", najlepiej doczytajcie sobie zasady na Wikipedii.
Jeżeli z różnych względów nie jeździcie już na szkolne obozy i kolonie (na przykład rodzice dziesięciolatków podejrzliwie patrzą, gdy dorosły facet krzyczy, że zaklepuje miejsce na tyle autokaru), być może odrobinę tej dziecięcej rozgrywki odnajdziecie w Town of Salem. W grze uczestniczy równocześnie 15 graczy, z czego większość stanowią przedstawiciele "miasta". Miasto dzieli się z kolei na różne role - Szeryf może oszacować czy ktoś jest członkiem mafii/zabójcą czy też nie. Prostytutka może zagadać kogoś przez jedną noc, w rezultacie nie jest w stanie wykonywać swojej funkcji. Naczelnik więzienia - najpotężniejsza rola w grze - zamyka się z wybranym gagatkiem na noc, przesłuchuje go, a w ostateczności może nawet dokonać egzekucji. Medium rozmawia ze zmarłymi, Przewoźnik zamienia ich miejscami, a Burmistrz... Burmistrz głosuje za trzech.
Mafia też jest zróżnicowana, poza typowymi zabójcami posiada na przykład Szantażystę, który blokuje możliwość rozmawiania za dnia, Podszywacza, który może zając miejsce zabitych graczy (niestety ta rola jest obecnie do odstrzelenia, gdyż gracze zrobili się już zbyt dobrzy i nauczyli sobie z nią radzić) albo Fałszerza, który fałszuje testamenty. Żeby było ciekawie, nie brakuje też kilku rodzajów ról neutralnych, takich jak Wilkołak, Podpalacz, Seryjny Zabójca. Jest nawet Błazen, którego jedynym zadaniem jest sprawić, by zlinczowali go za dnia inni członkowie miasta.
Te role i nocne korzystanie ze swoich umiejętności to tylko 30% sukcesu w Town of Salem. Prawdziwa gra zaczyna się za dnia, gdy społeczność miejska spotyka się na rynku i zaczyna się... po pierwsze odliczanie żywych, czyli tych, którym szczęśliwie udało się nie umrzeć w trakcie nocy. Następnie ktoś oświadcza, iż jest Strażnikiem (rola miejska pozwalająca na zabijanie innych graczy). Tylko czy można takiemu wierzyć? Chwilę temu Detektyw oświadczył, iż w jego opinii jest albo Strażnikiem albo Mafiosem, ponieważ Detektyw widzi tylko tyle, że taki gość ma przy sobie spluwę. A ileż musi się napocić taki Seryjny Zabójca, który podobnie jak Doktor także pracuje przy użyciu noża.
Jakkolwiek niełatwo jest zrozumieć mechanikę Town of Salem we wpisie na blogu internetowym, tak sama gra wydaje się bardzo przystępna.
Zwłaszcza, że mamy do opanowania tylko jedną rolę na grę, a z czasem uczymy się tego na co nasi przeciwnicy mogą sobie pozwolić. I jakie są najczęstsze blefy, bo przeważnie jednak zwycięstwo opiera się na blefach - szczególnie jeśli nie gramy przedstawicielami miasta, którzy jako jedyni starają się grać w otwarte karty.
Siłą Town of Salem jest też kapitalna, międzynarodowa społeczność. Polaków jest tam niewiele, a jeśli już są - to dobrze się kryją. Rozpoznać ich można co najwyżej po swojsko brzmiącym pseudonimie. Gra się nie nudzi także dzięki temu, że trudno o dwie rozgrywki, które wyglądałyby tak samo. Jesteście gotowi, by sprawdzić, jak dobrze potraficie kłamać?