Euro 2016 - dzień #20. Histeria Anglików to wyraz skrajnego braku szacunku dla Islandii
Anglicy są załamani odpadnięciem z Euro 2016. Prasa pastwi się nad piłkarzami, selekcjoner podał się do dymisji, znani i nieznani Anglicy lamentują na Twitterze, że to wstyd, kompromitacja i koniec świata. W mojej ocenie reprezentacji Islandii nie należy się jednak aż taki brak szacunku.
To prawda, że Anglicy byli faworytami w tym meczu. Tak do końca nie rozumiem czemu, ponieważ za mojego życia ta reprezentacja groźna stawała się tylko w meczach z Polską. W każdej innej sytuacji było to nieustające pasmo klęsk, porażek, kompromitacji na wczesnych etapach wielkich turniejów. Fakt faktem jednak, że dotychczas Anglia mimo wszystko odpadała z nich w okolicznościach, które można było starać się usprawiedliwiać - ot pech, zła taktyka, padał deszcz, no i rywal też był wielkiej klasy lub chociaż załapał formę życia.
Ale starcie Anglików z Islandczykami miało być pewnym tryumfem Anglików.
Naszpikowani mniejszymi lub większymi gwiazdami Premier League... czyli ligi, którą chwilę temu z palcem w nosie wygrał typowany do spadku outsider, a w Lidze Mistrzów zaliczyła kolejny sezon zdecydowanie poniżej własnych ambicji.
Z tej samej mocno przereklamowanej Premier League w zespole Islandii występował tylko jeden piłkarz i to - gwoli sprawiedliwości jej największa gwiazda - Gylfi Sigurdsson. 26-letni pomocnik ma na swoim koncie występy w Tottenhamie, a ostatnio w Swansea zaliczył swój sezon życia. Zdecydowana większość Islandczyków to zbieranina piłkarzy bardziej z pogranicza wielkiej piłki - lig albo skandynawsko-egzotycznych, a czasem nawet drugoligowców. Transfermarkt ich kadrę wycenia na 44 miliony euro (z czego sam G. Sigurdsson - 13 milionów). Więcej wynosi wartość samego tylko Raheema Sterlinga z kadry wycenianej na 477 milionów euro.
Anglicy nie powinni więc przegrać tego meczu. Ale w mojej ocenie angielska histeria wokół reprezentacji Islandii przyćmiewa osiągnięcia drużyny z kraju, który ma 320 000 obywateli (trochę mniej niż liczba osób mieszkających w Lublinie). To mniej niż w przypadku Luksemburga, który w swojej futbolowej historii nigdy nie zapisał nawet jednego ciekawego zdania. Z drugiej strony powszechnie poważana reprezentacja Czarnogóry pochodzi z kraju ledwie dublującego ten wynik.
Islandia to nie jest też jakaś Grecja, czyli pojęcie za sprawą którego piłka nożna już nigdy więcej nie będzie taka sama. W 2004 Grecy coś w nas, fanach futbolu, zabili i to chyba jedyny outsider w historii piłki, który nie wzbudza powszechnej sympatii. Nie - Islandczycy grają futbol prosty, ale w sumie przyjemny dla neutralnego widza.
Na Euro 2016 nie przegrali jeszcze żadnego meczu. Zatrzymali Cristiano Ronaldo, a ten nie krył swojej frustracji z tego tytułu. Z perspektywy kilku spotkań wiadomo jednak, że to wcale nie był przypadek. Szwedzkiemu selekcjonerowi udało się zbudować drużynę. Pozbawioną indywidualności drużynę, która we wspaniałej atmosferze osiąga swoje cele.
Podobnie wyglądała ich droga na Euro 2016. Z drugiego miejsca awansowali z grupy, która na turniej wysłała jeszcze dwie inne drużyny - Czechy oraz Turcję. Ale to nic - na czwartym miejscu zostawili w tej grupie mocno zaskoczoną obrotem spraw Holandię.
Eliminację zaczęli od wpakowania Turkom i Łotyszom po trzech goli. Klasa Oranje najwyraźniej robiła na nich duże wrażenie, gdyż strzelili im tylko dwie bramki. Ale w rewanżu dorzucili trzecią, wygrywając 1-0. W każdym z tych spotkań zachowując czyste konto. Eliminacje i turnieje rządzą się raczej osobnymi prawami, niewątpliwie jednak Islandia postanowiła utrzymać zaskakująco dobrą dyspozycję.
I w kontekście drużyny, która nie kłaniała się Ronaldo, która grała na nosie wicemistrzom świata z 2010 i zdobywcom brązowego medalu mundialu z 2014 roku, angielskie media i angielscy kibice histeryzują, jak gdyby upokorzyła ich co najmniej rezerwowa reprezentacja San Marino. Jest to skrajny brak szacunku dla pracy zawodników, trenera i całego społeczeństwa Islandii, którzy zbudowali swój mały, reprezentacyjny Leicester.